piątek, 31 października 2014
Absurd siódmy.
Trening upłynął w całkiem miłej atmosferze, nie licząc tego, że wszyscy naśmiewali się z biednego Pawła. On sam czuł się trochę nieswojo i wyznał mi w sekrecie, że wciąż się do tego nie przyzwyczaił, mimo że jego zatrzaśnięcie w łazience stało się tradycją. Nie zmieniało to jednak faktu, że kiedy siatkarze kpili z jego wypadku jemu zwyczajnie było przykro. Postanowiłam więc na pocieszenie zabrać go ze sobą na spacer z racji tego, że i tak musiałam iść do sklepu, bo skończyły mi się żelki. A bez nich nie potrafiłam się obyć i stawałam się niezwykle złośliwa jeśli nie zjadłam dziennej porcji (paczki, w porywach do dwóch). Niestety, naszą rozmowę swoimi ogromnymi radarami namierzył Kurek i krzycząc głośno (zapewne specjalnie, widziałam jego minę) wyraził chęć pójścia z nami. Z resztą, nie on jedyny, bo jego krzyk przyciągnął także innych kadrowiczów. Nie mieliśmy więc z Zatorem wyboru i musieliśmy zabrać ze sobą Uszatego, Igłę, Kłosa, Wronę i Fabiana, pod warunkiem jednak, że zaprzestaną śmiać się z biednego Pawła. Zgodnie przystali na tę propozycję, więc ruszyliśmy w drogę do najbliższego marketu.
- Paweł, tylko uważaj na drzwi - stwierdził Kurek, gdy przekroczyliśmy próg sklepu. Wszyscy się zaśmiali, a ja widząc minę Zatiego, który wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać postanowiłam strzelić Bartka w głowę, by raz na zawsze wybić mu z niej głupie uwagi. Nie wzięłam tylko pod uwagę tego, że byłam od niego znacząco niższa, toteż moja dłoń sięgnęła jedynie do jego ramienia. Uznałam więc, że to był za lekki cios i Kurek dostał jeszcze pięścią.
- To bolało – zawołał, rozcierając ramię.
- Przecież miało – odpowiedziałam uprzejmie.
- Ale…za co? – spytał jeszcze, patrząc na mnie z miną zbitego szczeniaczka.
- Za docinki. I uwierz, następnym razem dostaniesz mocniej – zagroziłam.
- Kobieta mnie bije…co za czasy!
- Stary, ale jesteś mięczak! Żeby cię laska uderzyła – naśmiewał się Karol.
- Zamknij ryj! – warknął Bartek i zirytowany ruszył w kierunku działu ze słodyczami.
- Królewicz się pogniewał – rzucił Igła, a towarzystwo wybuchnęło śmiechem.
- Dajcie spokój – stwierdziłam, ruszając za Kurkiem. Chyba nawet zrobiło mi się go trochę szkoda.
- Bartek? – powiedziałam, podchodząc do niego niepewnie.
- Zostaw mnie – stwierdził.
- Nie gniewaj się, to tylko żarty – prychnął. – No weź, Bartuś, no nie bądź taki, Bartuś –dodałam, celowo przeciągając „a” kiedy drugi raz powtarzałam jego imię. Rozchmurzył się trochę, ale wciąż był zły. Postanowiłam uciec się do najstarszych (przynajmniej w moim mniemaniu) sposobów przeproszenia facetów. Wykorzystałam moment kiedy schylił się by sięgnąć batonik i cmoknęłam go w policzek.
- Gniewasz się jeszcze? – mruknęłam.
- Nie gniewałem się wcale – stwierdził, uśmiechając się do mnie cwaniacko. – Ale całus był bardzo miły, możesz tak częściej.
- Menda! – krzyknęłam, a potem zaczęłam go gonić, wzbudzając tym zainteresowanie reszty, która właśnie do nas dołączyła.
- Co jest? – spytał Igła.
- Nie interesuj się, bo kici kici – rzucił Kurek, uciekając przede mną.
- Jak ty się odzywasz gówniarzu? – odparł Krzysiek, nieudolnie maskując śmiech. Po chwili jednak nie wytrzymał i roześmiał się głośno. Ja w tym czasie przyspieszyłam tempo, bo wciąż pozostawałam w tyle. Nim się zorientowałam alejka sklepowa zaczęła się kończyć, więc musieliśmy skręcić. Bartkowi się to udało, jednak dla mnie podłoga okazała się być zbyt śliska i wyłożyłam się jak długa. Wszystko byłoby dobrze, gdyby to było zwykłe przewrócenie, ale ja oczywiście musiałam jeszcze prześlizgnąć się na plecach i z całej siły wpaść w wieżę z puszek z groszkiem, robiąc przy tym masę hałasu.
- Państwo coś kupują czy przyszli innym klientom przeszkadzać? – zapytał nas ochroniarz, który właśnie podszedł, zaalarmowany hałasem.
- To może lepiej pójdziemy – stwierdził Fabian po czym pomógł mi wstać i roześmiani wypadliśmy ze sklepu.
- Widzieliście jego minę? – zapytał Karol. – Chciał być groźny, ale coś nie wyszło.
- Moja babcia jest groźniejsza, a ma 70 lat – stwierdził Andrzej, co wywołało w nas kolejny napad śmiechu.
- Nic ci nie jest? – spytał Krzysiek, patrząc na mnie uważnie.
- Wszystko w porządku – odpowiedziałam, uśmiechając się. – Skończy się najwyżej na siniakach, norma.
- Skoro tak uważasz – dodał jeszcze, a ja puściłam mu oczko.
- Wracamy? Jakoś straciłam ochotę na zakupy.
- Wracamy – odpowiedzieli mi chórem.
*
Wracaliśmy do ośrodka inną drogą niż przyszliśmy, więc trzymałam się blisko chłopaków, by się nie zgubić. Wiadomo, że byłabym do tego zdolna, skoro umiem się zgubić we własnym mieście, w którym mieszkam od urodzenia. A to miasto nie jest zbyt duże.
Szłam na końcu, prowadząc rozmowę z Bartkiem i Pawłem na temat wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, gdy przerwał nam donośny krzyk Karola.
- Chodźcie zobaczyć jaki ktoś ma super basen – rzucił i pobiegł przed siebie. Poszliśmy więc za nim, a już po chwili naszym oczom ukazał się ogromny zbiornik wodny.
- Mam pomysł – błysnął zębami Fabian i zaczął przechodzić przez płot. – Wykąpiemy się! – dodał, po czym ściągnął koszulkę, spodenki i wskoczył do basenu. Andrzej i Karol od razu poszli w jego ślady, a po chwili dołączył do nich Krzysiek. Ja sama nie byłam zbyt przekonana do tego pomysłu, w końcu ktoś mógł nas nakryć i mielibyśmy przechlapane.
- Idziesz? – spytał Bartek, który właśnie przeszedł na drugą stronę ogrodzenia.
- Zostanę tutaj – odparłam.
- Tchórzysz? – uśmiechnął się cwaniacko.
- Wcale nie!
- Udowodnij! – nie mogłam pozwolić, by wyszło na jego, więc po minucie byłam na terenie posesji.
- Rozbieraj się – powiedział Kurek, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
-No dalej – dodał, ściągając koszulkę i spodenki. Nie miałam wyjścia, więc już po chwili stałam w samej bieliźnie. Następnie wskoczyłam do zbiornika, piszcząc jeszcze, bo woda okazała się być trochę chłodna.
- I co, można? – spytał jeszcze Bartek.
- Można – odparłam, uśmiechając się delikatnie. Po chwili zostałam ochlapana, a sprawcą okazał się sam Krzysztof, znany szerzej jako Igła. Oddałam mu z nawiązką.
*
Bawiliśmy się jak dzieci, robiąc przy tym całkiem sporo hałasu. Widocznie nasza gromada nie potrafiła być cicho. I wszystko byłoby dobrze, gdybyśmy w pewnej chwili nie usłyszeli charakterystycznego dźwięku i nie zobaczyli świateł. Czerwono – niebieskich świateł.
- Cholera, policja! Wiejemy!
*
Popłoch jaki zapanował wśród nas był nie do opisania. Wiedzieliśmy, że musimy się pospieszyć by nie mieć problemów i nie narażać Stefana na niepotrzebne nerwy. Nie chcieliśmy tego, bo już i tak miał z nami urwanie głowy, uciekaliśmy więc ile mieliśmy sił w nogach. Niestety, ja, z racji tego, że moje nogi jednak są krótsze niż chłopaków biegłam na samym końcu. Bartek, widząc moją wątpliwej jakości prędkość zaczekał na mnie, po czym złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć za sobą. Widocznie miał nadzieję, że w ten sposób będę biegła szybciej. I w istocie przez jakiś czas tak było, dopóki mój brak koordynacji nie dał o sobie znać. Potknęłam się o wystający z ziemi konar i wyłożyłam jak długa. Nim Kurek pomógł mi wstać policjanci nas dogonili i koniec końców nasza dwójka trafiła na komisariat.
*
- Jak myślisz, jak długo będą nas tu trzymać? - zapytał cicho Bartek, kiedy siedzieliśmy pilnowani przez czujne oko policjanta.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałam, rozcierając skronie. – Mam tylko nadzieję, że nie zadzwonią do Antigi. Nie chciałabym, żeby się martwił. – dodałam, a Kurek kiwnął potakująco głową.
- Zapraszam do mnie, porozmawiamy sobie – usłyszeliśmy głos innego policjanta, który właśnie wszedł do pomieszczenia, w którym przebywaliśmy.
Posłusznie poszliśmy za nim, obawiając się jednak tego co nas czeka.
*
-Czyj to był pomysł Panie Bartku? – zapytał nas policjant, kiedy zajęliśmy wyznaczone nam przez niego miejsca.
- Skąd Pan… - zaczął Kurek, ale mundurowy mu przerwał. – Skąd znam Pana imię? Proszę Pana, jestem kibicem, naprawdę trudno mi pana nie znać – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wracając do tematu. Czyj to był pomysł? – zapytał funkcjonariusz, puszczając mi oko. Odniosłam wrażenie, że mu się spodobałam, postanowiłam więc to wykorzystać byśmy szybciej mogli wrócić do ośrodka.
- Mój – odparłam pewnie, na co Bartek spojrzał na mnie zdezorientowany. Niepostrzeżenie ścisnęłam jego dłoń, dając mu tym samym znak, że wiem co robię. Nie wyglądał na zbyt przekonanego, ale postanowił jednak mi zaufać.
- Pani? – spytał zdziwiony policjant.
- Owszem. Wie Pan, czasem miewam takie pomysły, nic na to nie poradzę – powiedziałam, przysuwając się do niego. – A Bartek jako mój dobry przyjaciel stara się, żebyśmy te pomysły zrealizowali, mimo że nie zawsze są one dla nas dobre. – dodałam, delikatnie dotykając dłoni policjanta.
- Ach tak…-odparł nieco zdezorientowany moim gestem, ale nie odsunął ręki.
- Dokładnie – uśmiechnęłam się słodko. – Oczywiście oboje zdajemy sobie sprawę, że postąpiliśmy źle i powinniśmy ponieść za to karę. Jednak skoro to był mój pomysł jestem gotowa wziąć całą winę na siebie i ponieść wszelkie konsekwencje tego czynu. – przejechałam palcem po nadgarstku funkcjonariusza. – Dogadajmy się. Nikt z nas przecież nie chciałby, żeby reprezentant kraju miał problemy przez moje głupie pomysły, prawda? - ponownie się uśmiechnęłam i dla efektu dodatkowo zamrugałam oczami. Kątem oka zauważyłam, że Bartek bacznie przygląda się moim poczynaniom i nieudolnie próbuje zamaskować uśmieszek. Na szczęście policjant nie zwrócił uwagi na jego zachowanie. Widocznie wystarczająco mocno skupiał się na mnie i tym co wyczyniałam, by uratować nasze tyłki.
- Owszem – wyjąkał funkcjonariusz. – Nie chcielibyśmy.
- Może więc uda się nam rozwiązać tę sprawę w inny, mniej drastyczny sposób?
- Moglibyśmy spróbować.
- Ma Pan jakąś propozycję? – szepnęłam, nachylając się nad nim.
- Niech się Pani ze mną umówi – odparł.
- Och, żartowniś z Pana – mruknęłam kokieteryjnie. Czułam jednak, że rybka już złapała haczyk i jeszcze chwila i wszystko zakończy się bez afery.
- Nie żartowałem. Pójdzie Pani ze mną na kawę, a ja ustalę, że sprawa ta miała małą szkodliwość czynu, a Pani zrozumiała swój błąd i nigdy go nie powtórzy.
- Ależ oczywiście – odparłam, uśmiechając się szeroko. W końcu wygrałam.
- Nie ma mowy – zaprotestował Bartek, ale uderzyłam go łokciem w brzuch, by go uciszyć.
- To kiedy chciałby się Pan spotkać? – zapytałam jeszcze.
- Kończę pracę za 10 minut, może więc jeszcze dziś?
- Bardzo chętnie.
Funkcjonariusz wstał, gestem pokazując nam byśmy razem z nim wyszli z pomieszczenia. Poinformował swojego kolegę o polubownym rozwiązaniu naszej sprawy, po czym dodał, że jesteśmy wolni.
- Dziękuję bardzo – powiedziałam jeszcze. – Zaczekam tutaj na Pana, dobrze?
- Jaki Pan, jestem Adam – przedstawił się.
- Zuza. Miło mi.
- Poczekaj tutaj, zaraz przyjdę.
- Dobrze – uśmiechnęłam się, a Adam poszedł przebrać się w cywilne ubrania.
Usiadłam na ławce, zerkając jeszcze na Bartka, który nie miał zbyt zadowolonej miny.
- Gratuluję – mruknął.
- O co ci znów chodzi?
- O nic.
- Właśnie widzę.
- To źle widzisz.
- Bartek do cholery, przestań!
- Przecież nic nie robię!
- No tak, pewnie wyolbrzymiam!
- Nie zaprzeczę!
- Miło, że w ogóle doceniłeś, że uratowałam nam tyłki!
- Dziękuję bardzo – odparł nieszczerze.
- Wiesz co? Wracaj już lepiej do ośrodka – warknęłam.
- I tak zrobię!
- I szerokiej drogi! – krzyknęłam jeszcze, a Bartek odwrócił się na pięcie, wybiegł z komisariatu i tyle go widziałam.
- Wszystko w porządku? – spytał Adam, który właśnie do mnie podszedł.
- Tak! – ryknęłam. – Przepraszam. To nie twoja wina. – dodałam jeszcze.
- Nie gniewam się. Idziemy?
- Tak, chodźmy.
*
Adam zabrał mnie do uroczej kawiarenki niedaleko komisariatu. Na początku nasza rozmowa się nie kleiła, ale kiedy zeszliśmy na temat siatkówki wszystko uległo poprawie. Adam wypytał mnie o moją pracę w reprezentacji, o to jak pracuje mi się z chłopakami i jak odnajduję się pośród tylu facetów. Udzieliłam mu wyczerpujących odpowiedzi, a następnie sama wypytałam go o jego pracę w policji. Opowiedział mi kilka historii z akcji, w których uczestniczył. Doszłam do wniosku, że jest całkiem fajnym facetem, z którym naprawdę szło się dogadać.
W końcu jednak uznałam, że powinnam wracać, by zdążyć wejść do ośrodka, zanim pan Heniek zamknie drzwi. Powiedziałam więc o tym Adamowi, a on zaproponował, że mnie odprowadzi. Postanowiłam skorzystać z jego propozycji, więc niedługo potem znaleźliśmy się pod ośrodkiem.
- Dziękuję za miły wieczór – powiedziałam, uśmiechając się.
- To ja dziękuję. W końcu nie musiałaś się zgadzać.
- Powiedzmy, że obojgu nam przyniosło to korzyści.
- Spotkamy się jeszcze? – zapytał jeszcze Adam, patrząc na mnie wyczekująco.
- Może kiedyś. Nie jestem w stanie nic ci obiecać, bo niedługo już stąd wyjeżdżamy.
- Rozumiem. To może dałabyś mi swój numer?
- Adam…nie zrozum mnie źle, ale sądzę, że między nami nic nie będzie.
- Zauważyłem – posłał mi uśmiech. – Nie oczekuję od ciebie niczego, po prostu dobrze mi się z tobą rozmawiało i może warto było by utrzymać kontakt, nawet na stopie przyjacielskiej.
- Może masz rację – odpowiedziałam. – Daj telefon – dodałam. Adam podał mi urządzenie, wpisałam mu numer, a następnie się pożegnaliśmy i każdy poszedł w swoją stronę.
Weszłam do ośrodka, a następnie do windy. Wjechałam na odpowiednie piętro i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Po drodze spotkałam Igłę i Fabiana.
- Cóż to za kawaler? – zaczął Krzysiek, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Widziałem przez okno.
- A, ten! To Adam, policjant z tutejszego komisariatu. Powiedzmy, że dzięki jego pomocy udało nam się uniknąć kary za wtargnięcie na czyjś basen.
- Znajomy z policji? No nieźle – skomentował Fabian, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Nieważne. Idę do siebie, jestem zmęczona. Miłej nocy chłopaki – pomachałam im na odchodne, po czym weszłam do pokoju. Tam wzięłam prysznic i w końcu położyłam się spać.
~.~
Z uwagi na brak czasu w sobotę rozdział pojawia się dziś. Liczę na Waszą obecność. Jak się podoba dłuższy epizod (taka próba)?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To ja też zacznę od końca :D
OdpowiedzUsuńNo proszę, jaka flirciara z tej Zuzy! :P Ale na szczęście jej urok osobisty zadziałał bez zarzutu, dzięki czemu tyłki naszych Złotopolskich zostały uratowane :)
Początkowo wyobrażałam sobie tego funkcjonariusza policji jako łysego, grubego i obleśnego typa. ale myślę, że z kimś takim Zuza nie odważyłaby się flirtować :P
Czyżby Bartuś był zazdrosny o panią psycholog? Proszę, proszę... ;) Dzieje się! :) Pokuszę się o stwierdzenie, że oni do siebie... pasują. Ale trudno mi wyrokować, co jeszcze wymyśliłaś :) Znając tę historię pewnie znowu nas czymś zaskoczysz ;)
Gonitwa w sklepie pokazuje, że nasze Orzełki czasami zachowują się, jakby dopiero ukończyli przedszkole, ale w końcu to komedia i z pewnością właśnie o to Ci chodziło :)
Biedny Zati. Musi znosić szykany kolegów nijak nie mogąc się im postawić ;)
Dłuższe rozdziały? Jak najbardziej na tak!
Pozdrawiam ;)
Zuza jakoś chciała wybronić siebie i chłopaków, więc musiała skorzystać z damskiej broni. I zapewniam cię, że w mojej głowie policjant był przystojny, nawet bardzo. :P
UsuńBartuś sam jeszcze nie wie co czuje (ja też nie wiem), jakiekolwiek jego uczucia dopiero w nim kiełkują i jeszcze ich nie kontroluje. Zobaczymy co z tego wyniknie. :P
Owszem, o to właśnie mi chodziło.I przy okazji chciałam pokazać, że to są normalni ludzie, jak my wszyscy.
W takim razie postaram się tworzyć dłuższe. :)
Pozdrawiam również. :)
Jakie duże dzieci z nich! Ale, żeby kąpać się w cudzym basenie? Ile oni mają lat? Piętnaście? :D
OdpowiedzUsuńI w ogóle akcja w supermarkecie to mistrzostwo! Hahaha <3
I zazdrosny Kurek, ojej ojej.
Piętnaście to chyba za dużo, ja bym im dziesięciu nie dała. :P
UsuńNabijanie się z Zatiego na porządku dziennym. Wypad do sklepu nie mógł się zwyczajnie skończyć. Nie w przypadku naszej kadry. Próbuję sobie wyobrazić minę pana ochroniarza i chyba nie potrafię. Komicznie to musiało wyglądać.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się po Fabianie tak szalonego pomysłu. Jasne, od czasu do czasu każdy kąpie się nielegalnie w cudzym basenie :D
Zuza to taki trochę super hero, który zawsze bierze winę na siebie i ratuje tyłki pozostałych. Akcja na komisariacie genialna. Uuu... Bartek robi się zazdrosny? No nieźle.
Z niecierpliwością czekam na kolejne perypetie tej niesamowitej bandy!
Jak mi się podoba dłuższy rozdział? Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba. Oby kolejne były równie długie :) Paula
Wiadomo. Jak chłopaki gdzieś idą to się normalnie nie kończy. :D
UsuńNo a nie? Taka tam kąpiel, co za problem. :P
Zuza robi co może by siatkarze jak najmniej ucierpieli, bo często sama poczuwa się do winy. A dla niej jakiegoś znaczenia większego ( jeszcze, tak sądzę :P) nie ma fakt, że w końcu przegną i ona wyleci. Co mam nadzieję się nie zdarzy, ale sama jeszcze nie wiem. :P
Postaram się by były. :)
dłuższy epizod podoba mi się bardzo! ale oni mają pomysły.. z tym basenem przegieli hahah :D
OdpowiedzUsuńW takim razie cieszę się bardzo. :)
UsuńTy to potrafisz kochana poprawić człowiekowi humor , po ciężkim dniu.
OdpowiedzUsuńAkcje w sklepie bezbłędne, no ale cóż tak to już jest z Naszymi chłopcami , nie...
Dzisiejszym rozdziałem zawładną Kurek i jego zazdrość aww♥
Dobre!
Czekam na dalsze losy Naszej kochanej bandy , mam nadzieje równie zabawne!
Ann.
http://die-glut-der-liebe.blogspot.com/
Naprawdę? Ojej, ale mi miło ♥
UsuńKurek szaleje, bo niecodziennie ma styczność z dziewczyną przez długi czas. Normalnie to pewnie tylko w czasie wolnym od siatkówki, a wiadomo, że w sezonie reprezentacyjnym jest go bardzo mało.:)
Mam nadzieję, że będą równie zabawne. :)
Fajny rozdział :) Akcja w sklepie bombowa ;D
OdpowiedzUsuńAkcja z policjantem również ;) Co tu dużo mówić ;D
Rozdział fantastyczny ;D
Czekam na więcej i pozdrawiam ;)
Cieszę się bardzo, bardzo, bardzo. :)
UsuńPozdrawiam również. :)