piątek, 20 marca 2015

Przepraszam.

Sama nie wiem jak ubrać w słowa to, co chcę Wam przekazać, ale wiem, że należą Wam się jakieś wyjaśnienia. Nie chcę zostawiać Was bez jakiejkolwiek informacji dotyczącej tego, dlaczego rozdziały się nie ukazują, dlatego czuję się zobowiązana by Wam to wyjaśnić. Powodów jest kilka: pierwszym z nich jest to, że zwyczajnie nie wyrabiam. Studenckie obowiązki skutecznie zabijają mój wolny czas, a przede wszystkim moją wenę. I z tego wynika powód drugi, dla mnie chyba ważniejszy. Nie chcę dawać Wam do czytania czegoś, co mnie samej nie zadowala, co było tworzone na siłę. Dlatego potrzebuję czasu. Muszę przemyśleć jak chcę dalej poprowadzić tę historię, by nie straciła ona na jakości. Tym bardziej, że od początku miała ona być bardziej komedią, a od pewnego czasu mój nastrój za bardzo rzutował na przedstawiane w niej emocje. Czy wrócę? Wierzcie mi, chciałabym. I zrobię wszystko, by doprowadzić to opowiadanie do końca. Tylko potrzeba mi czasu. Sama jeszcze nie wiem ile, jednak mam nadzieję, że uda mi się tutaj wrócić jak najszybciej. I że poczekacie, mimo wszystko.
Przepraszam, że znów Was zawodzę.


 Niedługo wrócę. Jestem na dobrej drodze, a przynajmniej taką mam nadzieję
. Jak na to, że ktoś jeszcze czeka.

sobota, 7 marca 2015

Absurd dwudziesty drugi.



Pobudki zawsze są trudne, wszyscy o tym wiedzą. Bo kto choć raz nie marzył o tym, by zostać cały dzień w łóżku i nie musieć wysuwać nosa spod kołdry? No właśnie. Ja byłam właśnie w takiej sytuacji. Od dobrej godziny leżałam, zastanawiając się nad wszystkim, co ostatnio się wydarzyło. Im dłużej to analizowałam, tym bardziej dochodziło do mnie jak bardzo przesadziłam. Nie powinnam była oskarżać chłopaków o to, że nie obchodzi ich moja osoba, a już tym bardziej nie powinnam była wyżywać się na nich, bo nie układało mi się z Bartkiem. Czułam, że muszę coś zrobić. Tylko co? Czy zwykła rozmowa była w stanie rozwiązać problem?
Postanowiłam zadzwonić do mamy, w końcu ona zawsze potrafiła mi dobrze doradzić. W tym celu wzięłam telefon do ręki, po czym wybrałam numer rodzicielki.
- Słucham? – usłyszałam.
- Narozrabiałam mamo – mruknęłam, a w słuchawce zapadła cisza.
- Co tym razem? – usłyszałam po chwili. Opowiedziałam więc mamie ostatnie wydarzenia, począwszy od treningu. Kiedy skończyłam, poczułam się nieco lepiej, mimo że obawiałam się tego co mama mi powie.
- Oj dziecko, dziecko. Tyle razy cię prosiłam, nie postępuj pochopnie. A ty nigdy nie chcesz mnie słuchać, chociaż wiesz że mam rację.
- Wiem mamo – westchnęłam. – Co ja mam teraz zrobić?
- Porozmawiaj z nimi. To dorośli ludzie, na pewno uda wam się porozumieć. I przede wszystkim ich przeproś.
- Myślisz, że to wystarczy?
- Nie wiem. Ale jeśli nie, to będzie to dobry początek, nie sądzisz?
- Może masz rację. Dziękuję mamo.
- Nie ma za co kochanie.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, a kiedy mama się rozłączyła postanowiłam iść pobiegać. W końcu kiedyś, kiedy robiłam to regularnie (przestałam, gdy złamałam nogę. Później jakoś trudno było do tego wrócić, nie tylko z tego powodu), pozwalało mi to oczyścić umysł i spojrzeć na wydarzenia z kompletnie nowej perspektywy. Założyłam więc krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach( bo mimo, że była dopiero 8 rano już było duszno), związałam włosy, a następnie wyszłam z pokoju. Zjechałam windą, uśmiechnęłam się jak zwykle do siedzącego na recepcji Heńka (swoją drogą, na którą moja ulubiona recepcjonistka przychodziła do pracy? O ile w ogóle jeszcze przychodziła, dawno jej nie widziałam), po czym wypadłam na powietrze. Zrobiłam krótką rozgrzewkę, po czym truchtem ruszyłam w drogę. Postanowiłam pobiegać po spalskich lasach, bo już jakieś pojęcie o nich miałam. Istniała więc mniejsza szansa, że się w nich zgubię. Chyba. Oddychałam głęboko, odpowiednio regulując wdechy i wydechy tak, jak nauczył mnie tego Adam. Nie chciałam jednak o tym myśleć. Nie teraz, kiedy wszystkie wspomnienia schowałam głęboko w sercu. Nie mogłam wrócić do tego co było kiedyś, pozostawało mi więc tylko pójście do przodu i życie dniem dzisiejszym. Potrząsnęłam głową, nieznacznie przyspieszając. Po przebiegnięciu jakichś 2 kilometrów ( nie jestem pewna, nigdy nie potrafiłam odmierzać odległości naocznie) poczułam pierwsze zmęczenie i to, paradoksalnie, dopiero sprawiło, że poczułam się dużo lepiej niż wcześniej. Zerknęłam na znajdujący się na mojej ręce zegarek, zauważając że właśnie wybiła pora śniadaniowa. Postanowiłam więc wrócić do ośrodka i udać się na śniadanie, w końcu rano zrozumiałam także, że Krzysiek miał rację. I powinnam była docenić jego dbanie o moje zdrowie, zamiast na niego naskakiwać. Szkoda tylko, że zrozumiałam to dopiero teraz, kiedy mogło być już za późno.
Dobiegłam do ośrodka, po czym od razu udałam się na stołówkę, bo bieganie dodatkowo sprawiło, że byłam głodna. Kiedy weszłam do pomieszczenia, moim oczom ukazał się Krzysiek, który właśnie dosiadał się do Zagumnego. Postanowiłam od razu wcielić rady mojej mamy w życie i podeszłam do zajmowanego przez nich stolika.
- Cześć – mruknęłam nieśmiało. – Mogę zająć ci chwilkę? – zapytałam Igły, który zabierał się do tego by usiąść..
- Niech będzie – odparł, po krótkim zastanowieniu. Ja w odpowiedzi mocno się do niego przytuliłam, co nieźle go zaskoczyło.
- Przepraszam – szepnęłam mu do ucha, nie zwalniając uścisku. – Cholernie źle postąpiłam. Ty, z resztą tak jak i wszyscy, tylko chciałeś dla mnie dobrze, a ja źle to zrozumiałam. Tak naprawdę dopiero teraz do mnie dotarło, że najzwyczajniej w świecie się o mnie martwisz. Szkoda tylko, że tak późno. I nie ma słów, które wyraziły by to jak bardzo mi przykro z powodu mojego postępowania.
- W porządku – stwierdził Ignaczak, gładząc mnie uspokajająco po plecach. – Ja też nie powinienem był reagować aż tak emocjonalnie.
- Nie Krzyś. Cała ta sytuacja to tylko i wyłącznie moja wina.
- Zapomnijmy o tym co było – uznał libero, uśmiechając się do mnie szeroko. – Zaczynamy od nowa, z czystą kartą, dobrze?
- Dobrze – odparłam, odwzajemniając uśmiech.  – Dziękuję.
- Nie ma za co. To jak, śniadanie?
- Namówiłeś mnie!
                                                                  *
Rozmawialiśmy właśnie o wyższości dżemu truskawkowego nad brzoskwiniowym, kiedy na stołówce zaczęli pojawiać się pozostali zawodnicy. Większość wydawała się być szczerze zdziwiona tym, że ja i Krzysiek siedzimy obok siebie, a już tym bardziej, że spokojnie rozmawiamy. Ale oni przecież nie mieli świadomości, że zdążyliśmy się już pogodzić.
- Igła, ale nie rzucaj we mnie dżemem! – pisnęłam, kiedy poczułam coś lepkiego na ramieniu.
- To był przypadek!
- Akurat! Mam ci oddać? – zaśmiałam się.
- Nie odważysz się! – stwierdził, a dżem w tym momencie wylądował na jego nosie.
- Zuza!
- Sam zacząłeś!
- Jak dzieci – mruknął Zagumny, po czym spojrzał na nas złowrogo, bo i on dostał. Po chwili jednak pokręcił głową z rozbawieniem. Chyba wystarczająco go „zniszczyliśmy”.
- Krzysiek, możesz coś dla mnie zrobić? – poprosiłam kilka minut później.
- Mianowicie?
- Mógłbyś poprosić wszystkich, by przyszli do waszego pokoju? Chciałabym ich też przeprosić, a mojej prośby mogą nie spełnić.
- Jasne, nie ma sprawy – odparł, uśmiechając się do mnie ciepło. – O której?
- Za godzinę?
- Dobrze.
- Dziękuję. To ja spadam do siebie, nastawić się psychicznie – rzuciłam, wstając z miejsca. – No i może zmyć z siebie ten dżem – dodałam, zerkając na swój podkoszulek.
- To dobry pomysł – zaśmiał się Paweł, a ja mrugnęłam do niego, a następnie udałam się do swojego pokoju.
                                                                *
Letni prysznic był tym, czego właśnie potrzebowałam. Doskonale orzeźwił moje ciało, ale także i umysł. Potem pozostało już tylko założenie odpowiednich do pogody ubrań, zrobienie makijażu i spięcie włosów w kucyk( w niezwiązanych chyba bym oszalała, bo słońce już mocno grzało, jeszcze bardziej niż wcześniej). Wykonałam wszystkie te czynności, po czym ruszyłam do pokoju Krzyśka i Pawła. Słyszałam przez drzwi głosy chłopaków, wzięłam więc głęboki oddech i weszłam do środka.
- Dzięki – szepnęłam do Igły, a ten w odpowiedzi puścił mi oczko. – Zastanawiacie się pewnie, po co Krzysiek was tutaj zebrał. – zaczęłam. – Zrobił to na moją prośbę.
- Nie mogłaś zrobić tego sama? – zapytał mnie Marcin.
- A przyszedłbyś? – jego milczenie było wystarczającym potwierdzeniem. – No właśnie. Ale nieważne, przejdźmy do meritum. Chciałam, żebyście tutaj przyszli, bo muszę zrobić coś, co powinnam była zrobić od razu. Chciałam was przeprosić. Nie powinnam była się tak unosić, ani tym bardziej zarzucać wam, że moja osoba was nie interesuje. Przesadziłam, mam tego pełną świadomość. Po prostu… pewne sprawy spowodowały, że nie do końca racjonalnie potrafiłam ocenić to, co dzieje się wokół mnie. – mówiąc to, machinalnie zerknęłam na Bartka. – Nie mam nic na swoją obronę, prócz tego, że cholernie mi przykro i żałuję wszystkiego co powiedziałam.
- Daj spokój. My też nie jesteśmy bez winy – odpowiedział mi Fabian. – Gdybyśmy się tak nie zachowywali na treningu z tobą, może wszystko było by inaczej i cała ta sytuacja zwyczajnie nie miałaby miejsca.
- Nie ma co gdybać – dorzucił Winiar. – My, bo mam nadzieję, że wszyscy się ze mną zgodzą, też powinniśmy cię przeprosić. A już ja i Bartek szczególnie. Zachowaliśmy się na tym treningu jak gówniarze, miałaś więc pełne prawo, by być na nas wściekła.
- Co nie upoważniało mnie do tego, by zarzucać wam coś czego tak naprawdę nie robiliście.
- Nieważne już. Zapomnijmy o tym, dobrze? Zaczniemy od nowa, tak jakby całej tej napiętej sytuacji nie było – uznał Mariusz, a wszyscy ochoczo pokiwali głowami.
- Dobrze – uśmiechnęłam się do nich szczerze.
- To co, tulimy? – krzyknął Karol i nim zdążyłam zareagować, trafiłam w sam środek zbiorowego przytulasa.
                                                                   *
- Zuza, porozmawiamy? – zapytał mnie Bartek, kiedy siedzieliśmy w pokoju Igły i oglądaliśmy film.
- Chyba już czas – uznałam. – Chodźmy na spacer, dobrze?
- Jasne – odparł Kurek, po czym podniósł się z miejsca. Zrobiłam to samo, wzbudzając tym zainteresowanie reszty.
- A wy dokąd? – zapytał Mikuś.
- Na spacer – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Idźcie dzieciaczki. Może się w końcu dogadacie – rzucił Igła, niemal wyrzucając nas za drzwi. Okej, to było nieco dziwne. Zjechaliśmy windą na dół, po czym wyszliśmy z ośrodka i udaliśmy się wskazaną przez Bartka drogę.
- Dlaczego tędy? – zapytałam.
- Chciałbym ci coś pokazać – odparł.
- W porządku – uznałam. – W takim razie chodźmy.
Nasza rozmowa jakoś się nie kleiła. Chyba trudno nam było zdecydować się jak zacząć temat, by rozwiązać problem między nami. Mimo to, kiedy poczułam jak Bartek nieśmiało łapie mnie za dłoń, nie zabrałam ręki. To chyba dodało mu nieco odwagi, bo także niepewnie się do mnie uśmiechnął. Zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy stąpali po cholernie cienkim lodzie. Wystarczyłby jeden fałszywy ruch i wszystko uległo by zniszczeniu. Tylko czy w istocie tak nie było? Nasz związek wisiał na włosku, choć miałam jednak nadzieję, że jest on wystarczająco mocny byśmy przetrwali.
- To tutaj – powiedział Kurek po kilku minutach marszu. Rozejrzałam się dokoła, a moim oczom ukazało się jezioro. Czysta woda zachęcała, by do niego wskoczyć a promienie słoneczne odbijające się w wodzie dopełniały całego efektu.
- Pięknie tutaj – uznałam, uśmiechając się niepewnie.
- Usiądziemy? – zapytał Bartek, wskazując dłonią na pomost. Pokiwałam twierdząco głową i już po chwili zajęliśmy miejsca. Zdjęłam sandałki, a następnie zanurzyłam stopy w wodzie. Ugrzana promieniami słońca woda przyjemnie je obmyła, a ja westchnęłam głęboko.
Poczułam, że Kurek usiadł za mną, jednak nie wykonał żadnego ruchu. Zrobiłam to za niego. Cofnęłam się, a kiedy natrafiłam plecami na jego klatkę piersiową, po prostu się w nią wtuliłam. Bartek, widząc moje zachowanie objął mnie mocno swoimi ramionami, co sprawiło, że w końcu poczułam się dobrze. Brakowało mi w ostatnim czasie jego ciepła. Tej cholernej pewności, że cokolwiek by się nie działo, zawsze mogę na niego liczyć.
- Przepraszam Zuza – szepnął mi do ucha Bartek. – Nigdy nie chciałem byś pomyślała, że nie mam do ciebie zaufania, że mógłbym posądzić cię o zdradę.
- Ale jednak to zrobiłeś – mruknęłam, patrząc na spokojną taflę wody.
- Wiem. Tylko, że… miałem powód. Naprawdę cholernie zabolało mnie to, że zniknęłaś na cały dzień z kimś do kogo mówiłaś Misiu. Co miałem sobie pomyśleć?
- Nie wiem. Ale masz rację, dużo w tym wszystkim mojej winy. Ja po prostu nie spodziewałam się, że to może z boku brzmieć aż tak podejrzanie. Całe życie mówiłam tak do mojego kuzyna i nikt tak nie reagował. Przepraszam, że w jakikolwiek sposób dałam ci podstawę do podejrzewania mnie o zdradę.
- To wszystko wynika z tego, że jestem o ciebie cholernie zazdrosny, wiesz? – szepnął Kurek, siadając tak, by widzieć moją twarz.
- Jak bardzo? – zapytałam, zbliżając swoją twarz do jego.
- Bardzo – stwierdził, przysuwając się jeszcze bliżej.
- Tak mówisz? – rzuciłam, opierając swoje czoło na jego czole. – A jesteś tego pewien? – szepnęłam, patrząc mu głęboko w oczy. Oczy, które powoli odzyskiwały dawną iskierkę.
- Jak niczego innego – odparł, po czym jego usta wylądowały na moich. Całowaliśmy się tak, jakbyśmy nie widzieli się przez długie miesiące, a w każdym zetknięciu ust czuć było tęsknotę. I radość z tego, że byliśmy na dobrej drodze, by się porozumieć.
- Nie rób mi tego nigdy więcej – poprosiłam Bartka, gdy tylko się od siebie oderwaliśmy. – Nie zniosę tego drugi raz.
- Tylko pod warunkiem, że to będzie działać w obie strony.
- Masz moje słowo – odparłam, uśmiechając się szeroko. W odpowiedzi dostałam kolejnego buziaka. I czułam się cholernie szczęśliwa, bo wszystko ponownie było dobrze.
                                                                        *
- Nie powinniśmy wracać? – zapytał mnie Kurek jakiś czas później, gdy ponownie siedzieliśmy wtuleni w siebie.
- Dziś macie przecież dzień wolny – odparłam. – Chyba, że chcesz już wrócić.
- Nie. Dobrze mi tutaj z tobą – stwierdził, uśmiechając się szeroko.
- Już tak nie czaruj – zaśmiałam się, na co Bartek pocałował mnie w czoło.
- Kąpiemy się? – zapytał.
- Ale jak to? Teraz?
- A czemu nie? Woda jest ciepła, jesteśmy sami. Nie musisz się mnie wstydzić.
- Nie wstydzę się! – zaprzeczyłam.
- Udowodnij! – podpuszczał mnie.
- Proszę bardzo – rzuciłam, a następnie ściągnęłam podkoszulkę i spodenki. – Idziesz? – zapytałam, a następnie zeszłam z pomostu do wody.
- Um… idę, idę! – Bartek zrobił to samo co ja i już po chwili był obok mnie w wodzie.
Odpłynęłam specjalnie kawałek od niego, ale nim się obejrzałam znów był przy mnie. Ponowiłam więc próbę, ale po raz kolejny mi się nie udało.
- Zamierzasz ode mnie uciec?
- Taki miałam plan.
- W takim razie muszę cię rozczarować – stwierdził, łapiąc mnie w pasie. – Ode mnie nie da się uciec.
- Ach tak? – zapytałam, zarzucając mu ręce na szyje. – Czyli jestem na ciebie skazana?
- Na to wychodzi – mruknął, wyraźnie z siebie zadowolony.
- I co ja biedna pocznę? – udawałam zmartwioną.
- Mam pewien pomysł.
- A jaki?
- A taki – rzucił Kurek, a następnie mocno mnie pocałował. Tak, że aż cały świat zawirował, a w moim brzuchu poczułam ogromny trzepot maleńkich motylich skrzydeł.
- Chyba mi się podoba – stwierdziłam, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Chyba?!
- No właśnie nie jestem pewna – teraz to ja go podpuszczałam.
- W takim razie muszę spróbować jeszcze raz.
- Zdecydowanie – uznałam, po czym znów zatopiliśmy się w pocałunku. Czułam się, jakbym przeżywała wszystko od nowa. Cała moja wcześniejsza fascynacja Bartkiem uderzała teraz we mnie z podwójną siłą. Czy żałowałam? Och, oczywiście, że nie! W tej chwili czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. W końcu odzyskałam kogoś, na kim cholernie mi zależało.
- Kocham cię – usłyszałam od Kurka, gdy spojrzał mi prosto w oczy. Jego tęczówki błyszczały jak nigdy wcześniej, mogłam więc podejrzewać, że czuje to samo co ja. Z resztą, jakie podejrzewać? Znałam go wystarczająco dobrze, by móc mieć pewność.
- Ja ciebie też. Najmocniej na świecie.
- Nie najmocniej.
- Jak to?!
- Najmocniej na świecie, to ja kocham ciebie. Możesz być ze swoją miłością co najwyżej na drugim miejscu – rzucił rozradowany.
- Głupek! – odparłam, śmiejąc się.
- Ale twój.
- Ale mój. I nawet nie wiesz jak bardzo się z tego cieszę.
- Nie wiem, pokaż mi – stwierdził, powodując że po raz kolejny zatopiliśmy się w pocałunkach.
                                                                   *
Wyszliśmy z wody i ułożyliśmy się na pomoście, by nieco podeschnąć. Z resztą, wcale nie śpieszyło nam się do ośrodka. Wrócić przecież mogliśmy w każdej chwili, bo nie byliśmy daleko, a tak przynajmniej mieliśmy czas dla siebie. Tylko dla siebie. Bez spojrzeń innych, bez komentarzy czy jakichkolwiek uwag (często głupich). Żal było nie korzystać.
- Cieszę cię że cię mam – mruknął Bartek, gdy gładził mnie po włosach.
- To działa w obie strony kochanie – odparłam, podnosząc głowę. – Jesteś najlepszym, co spotkało mnie w życiu.
- Cholernie miło mi to słyszeć – stwierdził, a ja ponownie położyłam głowę na jego brzuchu. Niedługo potem usłyszałam, jak mu w nim burczy.
- Ktoś tu jest głodny – zaśmiałam się.
- Może trochę – odparł, uśmiechając się.
- Wracamy? – zapytałam. – Akurat jest pora obiadowa – dodałam, po zerknięciu na zegarek.
- Tylko jeśli tego chcesz.
- Więc chodź. Nie będziesz przecież siedział głodny – rzuciłam, po czym podniosłam się, a następnie ubrałam podkoszulkę i spodenki. Bartek zrobił to samo i już po chwili ruszyliśmy w stronę ośrodka.
                                                                       *
Weszliśmy do budynku, od razu udając się na stołówkę. Wpadliśmy tam, trzymając się za ręce i mając szerokie uśmiechy na twarzach. Chłopakom nie trzeba było nic więcej, by wiedzieć, że się pogodziliśmy. Zjedliśmy z moją Kurką obiad(oddałam mu nawet część swojej porcji, bo się nie najadł!), a następnie poszliśmy do mojego pokoju, by nadal wspólnie spędzić czas. W końcu mieliśmy przed sobą jeszcze całe popołudnie, wieczór i noc, a musieliśmy nadrobić te chwile, kiedy trzymaliśmy się od siebie z daleka. Zajęliśmy miejsca na moim łóżku i włączyliśmy telewizję, zatrzymując się na jakimś filmie. Może to nie była najwyższej jakości rozrywka, ale przynajmniej byliśmy razem. I tylko to się dla nas liczyło.
- Podasz mi telefon? – poprosiłam Bartka, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.
- Proszę – podał mi owe urządzenie, a ja podziękowałam mu uśmiechem.
I jak, Kochanie? Przeczytałam wiadomość od mamy.
Cudownie Mamo, wszystko jest tak jak być powinno. Naprawiłam to co popsułam, a Twoje rady jak zwykle okazały się być najlepsze. Nigdy nie byłam szczęśliwsza!

                                                             ~.~
Bardzo Was przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno, ale nie miałam go kiedy spisać, bo przytłoczyły mnie studenckie obowiązki, wizyty znajomych i rodziny, koncert...ale dotarłam i mam nadzieję, że to co zawarłam w tym absurdzie przypadnie Wam do gustu! :)