sobota, 28 lutego 2015

Absurd dwudziesty pierwszy.


                                                                                                 A Bad Dream
                      

                                                                 But I just feel too tired
                                                                      To be fighting

Całą noc nie spałam, myśląc o sytuacji między mną i Bartkiem. Co się właściwie stało? Dlaczego do tego dopuściliśmy? Dlaczego żadne z nas nie potrafiło spokojnie porozmawiać? I co najważniejsze, jak ta sprawa wpłynie na nasz związek? Bałam się. Nie chciałam stracić Bartka, zbyt wiele dla mnie znaczył. Tylko jak mogłam być z kimś, kto nie ma do mnie zaufania, co dla mnie jest podstawą każdego związku? Okej, sama też nie byłam bez winy, doskonale rozumiałam jak to mogło wyglądać z boku i starałam się także zrozumieć zachowanie Kurka. Tylko że...nie potrafiłam. Chyba za bardzo bolał mnie jego brak zaufania. Nie poszłam na śniadanie, wiedząc doskonale, że nie będę w stanie nic przełknąć. Zamiast tego próbowałam doprowadzić się do porządku i zatuszować wszystkie efekty przepłakanej i nieprzespanej nocy. I owszem, zrobiłam co mogłam, ale i tak wszystko dało się zauważyć. Nie miałam jednak wyjścia i musiałam w takim stanie iść ma trening chłopaków, bo Stefan poprosił mnie o stworzenie portretów psychologicznych każdego z siatkarzy. Musiałam więc tak naprawdę obserwować ich w każdej sytuacji, by na podstawie tego móc wykonać moje zadanie, co wiązało się także z pobytami na treningach. Wyszłam z pokoju w celu udania się na halę, ale pod drzwiami wpadłam na Igłę.
- Zuza! Właśnie do ciebie szedłem.
- Cześć Krzysiu - mruknęłam cicho. - Co cię sprowadza?  
- Wszystko w porządku? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Tak, wszystko dobrze - odparłam niezgodnie z prawdą.  
- Twoje oczy mówią co innego. 
- Krzyś, proszę...  
- Dobrze. Nie chcesz rozmawiać, to ja cię nie zmuszam. Pamiętaj tylko, że możesz na mnie liczyć.
- Wiem. I dziękuję - powiedziałam, na co Ignaczak mnie przytulił. - Po co mnie szukałeś?
- Miałem ci przekazać, że ze względu na słoneczną pogodę, trening odbędzie się na zewnątrz. 
- W porządku. Idziemy?
- A śniadanie?
- Nie jestem głodna.  
- Zuza, to już któryś raz w tym tygodniu, kiedy nie jesz śniadania! A to najważniejszy posiłek dnia!
- Nie krzycz, proszę. Zjem cały obiad, obiecuję.
- Trzymam za słowo. A teraz już chodź - stwierdził, a potem ruszyliśmy na boisko za ośrodkiem, gdzie byli już praktycznie wszyscy.
Czułam na sobie wzrok Kurka, sama jednak bałam się na niego spojrzeć, bo nie chciałam, by znów pękła moja wewnętrzna tama. Nie chciałam znów płakać, mimo że to wszystko tak cholernie mnie bolało. Okej, wiedziałam że w związkach zdarzają się większe czy mniejsze kłótnie, ale to była już nasza druga i to w odstępie tylko kilku dni! I to jeszcze tak poważna...Bałam się nawet myśleć, co będzie dalej. Rozpadniemy się jak domek z kart? Już, tak od razu? Przecież nie byliśmy ze sobą długo! I to wszystko nie tak miało być. Kompletnie nie tak. Myśli kłębiły mi się w głowie, mieszając ze sobą. Umysł tworzył kolejne scenariusze przyszłości bez Bartka, powodując że czułam się jeszcze gorzej. Chciałam się wyłączyć, odciąć od wszystkich wewnętrznych rozterek, ale najgorsze było to, że nie potrafiłam. Bo przecież człowiek nie ma takich możliwości.
Zajęłam miejsce na stojącej nieopodal boiska ławeczce, a na kolanach położyłam mój notes, który zabrałam ze sobą. Początkowo chciałam notować wszystkie fakty o chłopakach, by przygotować Stefanowi kompletne informacje tak, by później mógł do nich zaglądać kiedy zechce, uznałam jednak, że przygotuję to na komputerze. W końcu nie zawsze dawało się mnie rozczytać. Mimo wszystko postanowiłam jednak zrobić notatki, ale tylko dla mojego własnego użytku. Nie chciałam przecież o niczym zapomnieć.
                                                                                           *
Notowałam uważnie wszystko co wiedziałam o każdym z chłopaków, co spowodowało, że nie zauważyłam nawet, że koło mnie pojawił się Zagumny.
- Dobrze się czujesz? – zapytał.
- Słucham?
- Nie wyglądasz zbyt dobrze.
- Źle spałam – odparłam wymijająco.
- Zuza, znamy się nie od dziś, a poza tym mam swoje lata. Widzę, że coś jest nie tak.
- Wydaje ci się – rzuciłam, próbując uciąć tę rozmowę.
- Pokłóciłaś się z Bartkiem, prawda?
- Skąd wiesz? – zapytałam po chwili, tym samym przyznając mu rację.
- Miałem okazję przez całe śniadanie się mu przyglądać. Zdążyłem zauważyć, że on też nie ma zbyt dobrego humoru. O co poszło?
- To skomplikowane – mruknęłam.
- Paweł, wróci już – krzyknął Stefan, przerywając naszą wymianę zdań.
- Wrócimy jeszcze do tej rozmowy – zaznaczył Guma, po czym ponownie zabrał się za rozgrywanie.
                                                                                           *

Trening się skończył, więc postanowiłam wrócić do swojego pokoju, by odpocząć(jakaś porządna drzemka by się przydała!). W tym celu podniosłam się z miejsca i najszybciej jak się dało ruszyłam w stronę ośrodka. Nie chciałam, by którykolwiek z siatkarzy chciał ze mną rozmawiać – nie zniosłabym kolejnych współczujących spojrzeń( wystarczyło mi to Pawła). Okej, wiedziałam, że oni wszyscy na pewno chcieliby nam pomóc, ale to była sprawa między mną a Bartkiem. Tylko i wyłącznie. I sami musieliśmy rozwiązać nasz problem, bez ingerencji jakichkolwiek osób trzecich.
Weszłam do swojego pokoju, po czym od razu rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. Westchnęłam głęboko, po raz kolejny próbując wyrzucić z głowy dręczące mnie myśli. Nie wiedziałam kompletnie co powinnam zrobić. Próbować porozmawiać z Bartkiem czy wręcz przeciwnie, unikać go? Oba rozwiązania na ten moment wydawały mi się nieodpowiednie, wiedziałam jednak, że w końcu będę musiała coś zrobić, choćby po to, by wyjaśnić to, co dalej będzie z nami. Nie chciałam, cholernie nie chciałam rozstać się z Kurkiem, ale nie wiedziałam czego się spodziewać. Bo przecież, skoro mi nie ufał, wcale nie musiał chcieć dalej ze mną być. Może to wszystko już nie zależało ode mnie? Może to nie ja miałam zdecydować o tym, czy nasz związek się rozpadnie czy dalej będzie trwać? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi… Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi, a następnie wejście Igły.
- Wybacz, że tak wszedłem bez pozwolenia, ale nie byłem pewien czy słyszałaś pukanie.
- Słyszałam – mruknęłam w poduszkę.
- Idziemy na obiad.
- Nie jestem głodna.
- Obiecałaś mi coś rano.
- Dużo się od tego czasu zmieniło – stwierdziłam, podnosząc się po pozycji siedzącej.
- Zuzka, do cholery! Ja wiem, że masz jakiś problem, ale w ten sposób sobie nie pomożesz! Wręcz przeciwnie! – krzyknął wyprowadzony z równowagi Krzysiek.
- Nie krzycz na mnie – poprosiłam cicho.
- Więc się ogarnij! I wstawaj, raz, dwa! – nie miałam wyboru, więc podniosłam się z łóżka i ruszyłam za libero na stołówkę, uprzednio zamykając drzwi od pokoju.
Weszliśmy do pomieszczenia, a ja poprosiłam Krzyśka, byśmy usiedli gdzieś z boku. Zgodził się, choć niechętnie. Nie miało to jednak dla mnie jakiegoś większego znaczenia, ja po prostu nie chciałam rzucać się w oczy. Nie potrzebowałam tego, a jeśli on chciał być w centrum zainteresowania, to wcale nie musiał siadać koło mnie. Nawet mu to powiedziałam, ale w odpowiedzi usłyszałam, że musi dopilnować, bym zjadła cały posiłek tak jak mu obiecałam. Nie miałam więc wyjścia i gdy tylko miałam już przed sobą talerz zabrałam się do jedzenia. Czy było łatwo? Nie. Nie kiedy nie masz ochoty na jedzenie. Nie kiedy ktoś siedzi naprzeciwko ciebie i obserwuje każdy twój ruch.
- Możesz przestać tak na mnie patrzeć? – poprosiłam.
- Niby jak?
- Tak, jakbym popełniła jakąś zbrodnię.
- Bo popełniłaś.
- Niby jaką?
- Na własnym zdrowiu.
- Nie przesadzaj. Po prostu nie zjadłam śniadania, to nic wielkiego.
- Nie kiedy to był kolejny raz z rzędu.
- To moja sprawa, co robię ze swoim życiem – warknęłam.
- Nie jeśli robisz coś takiego!
- Możesz przestać? Nie chcę się pokłócić z kolejną osobą.
- Jak to z kolejną? – zaciekawił się.
- Nie chcę o tym rozmawiać – odburknęłam.
- Zuza… przecież mogę ci pomóc.
- Wiem. Ale poradzę sobie sama – odparłam, a naszą dalszą rozmowę przerwało pojawienie się całej zgrai na stołówce. Siatkarze szybko nas wypatrzyli i nim się obejrzałam, byli już koło nas i zajmowali wszystkie wolne miejsca. Tyle z mojego spokoju.
- Dlaczego usiedliście tak w kącie? – zainteresował się Zator. Spuściłam głowę i zaczęłam intensywnie wpatrywać się w talerz z jedzeniem. I pierwszy raz tak cholernie mocno chciałam być niewidzialna, bo czułam, że spojrzenia wszystkich spoczywają na mnie.
- Tak wyszło – stwierdził Igła, próbując ratować sytuację. Mimo to napięcie wciąż było wyczuwalne, a ja miałam coraz bardziej dość. Postanowiłam, bez względu na jakiekolwiek skutki, jak najszybciej usunąć się ze stołówki. Wstałam więc z miejsca, co spowodowało, że wzbudziłam zainteresowanie Krzyśka( z resztą nie tylko).
- A ty dokąd się wybierasz? – zapytał.
- To nie ma znaczenia – mruknęłam.
- Nie skończyłaś obiadu.
- Nie mam ochoty.
- Nie interesuje mnie to. Mieliśmy umowę – rzucił gniewnie.
- Umowę? To że narzuciłeś mi swoje zdanie nazywasz umową? – zapytałam z irytacją.
- O co chodzi? – zapytał Fabian.
- Nie wtrącaj się – burknęłam.
- Nic ci nie narzucałem. Po prostu chcę dla ciebie dobrze – odpowiedział mi w tym samym czasie Ignaczak.
- Jasne. Wszyscy chcą dla mnie dobrze. To dlatego wszyscy mają w poważaniu to co mówię? – nakręcałam się.
- Nie przesadzaj – wtrącił znowu Drzyzga.
- Mówiłam ci, żebyś się nie wtrącał! To rozmowa między mną a Krzyśkiem!
- Nie kiedy mówisz o nas wszystkich! Jak masz jakiś problem, to po prostu to powiedz, a nie strzelasz fochy nie wiadomo o co!
- Nie wiadomo o co?! Może o to, że traktujecie mnie jak kogoś, kto jest tutaj dla zabawy? Może o to, że nie obchodzi was moje zdanie, że macie gdzieś to o co was proszę, to co w ogóle do was mówię?! – wybuchłam.
- Zuza, jeśli chodzi ci o tamten trening… - zaczął Marcin, ale od razu mu przerwałam.
- Nie tylko! Chodzi mi o całokształt. Nie jestem tutaj po to, żebyście traktowali mnie jak jakiegoś dzieciaka, który nic nie wie i którego trzeba prowadzić za rękę, bo sam sobie nie poradzi! Ani po to, żebyście traktowali mnie jak powietrze! Bo cholera jasna, mamy współpracować! Na tym to wszystko polega!
- Odpuść Zuza. Niepotrzebnie się nakręcasz – stwierdził Mariusz.
- Jasne. Oczywiście. Masz rację – rzuciłam.
- Nie ironizuj, bardzo cię proszę.
- Wiecie co? Ja chyba po prostu do was nie pasuję – mruknęłam rozczarowana. – Może niepotrzebnie w ogóle tutaj jestem? – dodałam jeszcze, po czym odwróciłam się na pięcie i wybiegłam ze stołówki. Słyszałam jeszcze, że siatkarze coś za mną krzyknęli, ale nie zwróciłam już uwagi co takiego.
Wyszłam poza teren ośrodka, udając się na spacer. Musiałam przemyśleć to wszystko co się wydarzyło. Chyba po raz kolejny zareagowałam zbyt impulsywnie, ale naprawdę miałam dość. Od czasu tego pamiętnego treningu czułam się w reprezentacji jak piąte koło u wozu. I to tak bardzo jak jeszcze nigdy. Nie miałam już siły dalej się wściekać – byłam po prostu cholernie rozczarowana i rozżalona. Nie sądziłam, że wszystko może popsuć się tak szybko. Przecież jeszcze niedawno byliśmy… przyjaciółmi? Tak, mogę to tak nazwać. A teraz? Teraz nie było już nic. Wiedziałam, że w głównej mierze to pewnie była moja wina, bo mogłam wszystko wyjaśnić spokojnie, zamiast od razu na nich naskakiwać. Tylko co z tego, skoro nie potrafiłam? Chyba za bardzo przytłoczyło mnie życie. A że pokłóciłam się także z Bartkiem, to nie miał mi kto pomóc. Bo mogłam udawać, że poradzę sobie sama, ale potrzebowałam kogoś, kto okaże mi wsparcie. Tylko co z tego, jeśli w momencie okazywania mi przez kogoś wsparcia, ja tę osobę odpychałam? Sama sobie przeczyłam! I nie wiedziałam już co zrobić, jak postąpić, jak rozwiązać tę sytuację. Może miałam rację w tym, co powiedziałam chłopakom na stołówce? Może mnie naprawdę nie powinno być w Spale? Może naprawdę się do tego wszystkiego nie nadawałam?
Nie miałam pojęcia jak długo krążyłam po Spale, ale kiedy ocknęłam się z rozmyślań zauważyłam, że już dawno jest ciemno, a na niebie błyszczą gwiazdy. Zorientowałam się także, że mam gęsią skórkę od zimna. Nawet nie czułam, że zmarzłam! Westchnęłam cicho, marząc o tym, by cała ta sytuacja minęła, by wszystko dobrze się skończyło. Naprawdę tego chciałam, ale na obecną chwilę nie widziałam żadnego wyjścia z tej sytuacji. Ze złości( spowodowanej ogromnym rozczarowaniem), kopnęłam leżący mi na drodze kamień, który następnie przetoczył się kawałek i zatrzymał na poboczu ścieżki, którą podążałam. Czułam się tak samo jak on – niepotrzebna. I może przesadnie się nad sobą użalałam, ale tak właśnie było. I niestety nie widziałam żadnych perspektyw, by to się zmieniło.
Ruszyłam w drogę powrotną do ośrodka, mimo że tak bardzo nie chciałam teraz tam być. Nie miałam jednak wyboru – nie chciałam przecież spędzić nocy na zewnątrz, tym bardziej że miałam na sobie tylko cienki podkoszulek.
                                                                                     *
Kiedy dotarłam do ośrodka, od razu udałam się na swoje piętro. Marzyłam tylko o tym, by się położyć, zasnąć, a potem obudzić wtedy, kiedy wszystko już będzie dobrze. Szkoda tylko, że to tak nie działało.
Dotarłam pod swój pokój, a moim oczom ukazał się komitet powitalny złożony z Gumy i (co było dla mnie nieco zaskakujące) Bartka.
- Jesteś – szepnął Kurek, gdy tylko mnie zauważył. Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, przyjmujący już przytulał mnie do siebie.
- Nie będę przeszkadzał – uznał Paweł, po czym odwrócił się na pięcie i niedługo potem zniknął za drzwiami swojego pokoju.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem – szepnął mi do ucha Bartek, nie wypuszczając mnie z objęć. Ja w tym czasie oddychałam głęboko, napawając się zapachem jego perfum. Nie mogłam przecież przewidzieć jak długo będzie mi to dane.
- Zuza…- zaczął przyjmujący. – Porozmawiaj ze mną.
- Bartek… nie dziś, proszę – mruknęłam. – Wystarczy mi wrażeń.
- Jeśli nie dziś to kiedy? – zapytał. – Jak długo jeszcze będziesz mnie zbywać? – dociekał, patrząc mi w oczy.
- Jutro.
- Obiecujesz? – jego tęczówki wyrażały ogromną nadzieję.
- Ja…- zaczęłam.
- Zuza…- szepnął, a następnie oparł swoje czoło na moim. – Nie chcę cię stracić… Spróbujmy się dogadać, proszę.
- Dobrze…- mruknęłam, przymykając oczy. – Obiecuję, że porozmawiamy jutro – dodałam, a Bartek w odpowiedzi mnie pocałował. Delikatnie, jednak na tyle mocno, że czułam wszystkie emocje, które nim targały. Z resztą, z mojej strony było to samo. Chciałam przez tę czułość pokazać mu, że nie chcę go stracić, że kocham go tak jak jeszcze nigdy nikogo innego nie kochałam. Tylko czy to wszystko mogło wystarczyć, byśmy odbudowali to co nas łączyło? Byśmy znów mieli szansę na szczęście?

                                                                        ~.~

Zagubiła nam się ta Zuza.
A rozdział się nie udał.

sobota, 21 lutego 2015

Absurd dwudziesty.


Weszłam na stołówkę z całkiem dobrym humorem, który zniknął od razu, gdy zauważyłam sprawców mojej wczorajszej irytacji (delikatnie mówiąc). Skrzywiłam się, co najwyraźniej nie uszło ich uwadze, bo szybko zamilkli. Szkoda, że wczoraj nie potrafili tego zrobić.
Nie miałam najmniejszego zamiaru siadać koło Michała i Bartka, bo wciąż byłam na nich zła, więc wyminęłam stolik przy którym siedzieli i podeszłam do tego, który zajmował Buszu i Mikuś.
- Mogę się dosiąść? – zapytałam chłopaków.
- Jasne, nie ma sprawy – odparł Mateusz, więc zajęłam miejsce pomiędzy nimi.
- Nie siadasz koło Bartka? – zaciekawił się Rafał.
- Jakoś nie mam ochoty – stwierdziłam. – Wciąż jestem na niego zła. Tak samo jak i na Michała.
- Wcale ci się nie dziwię. Zachowali się jak dzieciaki.
- Mój brat zachowuje się lepiej – mruknęłam. – Ale nieważne. Skończmy ten temat zanim znów się zdenerwuję. Lepiej opowiedzcie mi coś o sobie. musimy się w końcu lepiej poznać!
- A co chciałabyś wiedzieć?
- Cokolwiek mi powiecie – uśmiechnęłam się.
- No dobrze – odparł Mikuś i zatopiliśmy się w rozmowie, przy okazji co chwila wybuchając śmiechem.

                                                                 *
- Nic z tym nie zrobisz? – zapytał mnie Piotrek, który jako pierwszy zauważył moją niezadowoloną minę.
- A co mogę zrobić? – odparłem. – Zuza raczej nie chce ze mną rozmawiać.
- I nie przeszkadza ci to co się dzieje?
- Przeszkadza. Cholernie przeszkadza.
- A ja uważam, że Zuza ma rację – stwierdził Możdżon. – Naprawdę wczoraj przesadziliście. A ona wyglądała na wyprowadzoną z równowagi, co dziś tylko się potwierdziło.
- Możesz mnie nie dobijać? – mruknąłem.
- Nie miałem takiego zamiaru – odparł Marcin. – Ale musicie ją przeprosić.
- Tyle to sam wiem. Nie mam tylko pojęcia w jaki sposób.
                                                               *
- Przepraszam was na chwilę – powiedziałam do chłopaków, wyciągając z kieszeni dzwoniący telefon. Zerknęłam na wyświetlacz, a moje wargi same ułożyły się w uśmiech.
- Witam cię Misiu – rzuciłam do słuchawki, chyba odrobinę za głośno, bo przyciągnęłam spojrzenia praktycznie wszystkich.
- Cześć Zuza. Jesteś w domu?
- Nie kochany, jestem w Spale. A co?
- Przyjechałem na kilka dni i chciałem się z tobą spotkać. Ale chyba nie jest nam dane.
- Poczekaj chwilę dobrze? – poprosiłam mojego rozmówcę, a sama udałam się do Antigi.
- Stefan, bardzo jestem ci dzisiaj potrzebna?
- Nie. A co?
- A mogłabym dostać dzień wolnego?
- Skoro potrzebuje. Ale pod telefonem ma być gdyby coś.
- Jasne. I dziękuje.
- Za co nie ma – rzucił na zakończenie Stefan, po czym wrócił do jedzenia.
- Już jestem – powiedziałam do telefonu. – Możemy się spotkać, tylko musisz podjechać po mnie do Spały.
- O której mogę być? – usłyszałam w odpowiedzi, co spowodowało, że się zaśmiałam.
- O dziesiątej?
- W porządku. Pozdrawiam serdecznie! – rzucił naszym starym zwyczajem.
- Ja ciebie też – odparłam, po czym się rozłączyłam i wróciłam do jedzenia śniadania.
                                                                    *
Ja ciebie też? Co to niby miało znaczyć? Czyżby Zuza mnie…zdradzała? Potrząsnąłem głową, by wyrzucić tę myśl z głowy, ale ta jak na złość nie chciała się odczepić. Przecież to niemożliwe, ona taka nie była! Nie chciałem wyciągać pochodnych wniosków, ale to wszystko nasuwało się samo. Postanowiłem działać, zanim będzie za późno. Zerknąłem w jej kierunku, a kiedy zauważyłem, że wstała (najwyraźniej zbierała się do wyjścia) instynktownie zrobiłem to samo.
- Zuza, zaczekaj – rzuciłem w jej stronę, ale ona tylko przyspieszyła kroku. Podbiegłem więc do niej i złapałem ją za ramię.
- Puść, to boli – mruknęła, odsuwając się ode mnie.
- Możemy porozmawiać?
- Nie sądzę byśmy mieli o czym – stwierdziła. – A poza tym się spieszę.
- Gdzie?
- Nie twój biznes.
- Możesz przestać mówić do mnie takim tonem?
- Mogę w ogóle przestać do ciebie mówić – warknęła, po czym nim się obejrzałem, odwróciła się na pięcie i tyle ją widziałem.
- Chyba nie jest dobrze – usłyszałem, a kiedy spojrzałem w kierunku źródła tego głosu zobaczyłem Winiarskiego. – Nie chciałem podsłuchiwać, wybacz.
- Nieważne – machnąłem ręką. – Mam większe problemy na głowie.
- Nie martw się, Zuza na pewno nam wybaczy. Musimy ją tylko przeprosić.
- Nie o to chodzi.
- To o co?
- Słyszałeś jej rozmowę przez telefon na stołówce?
- No tak, ale o co…Zaraz, chyba nie myślisz, że Zuza cię zdradza – milczałem.  – Czyli jednak.
- A ty co byś pomyślał na moim miejscu? – mruknąłem załamany.
- Bartek, przestań. Znamy ją już jakiś czas, nie byłaby do tego zdolna.
- A co jeśli…
- Nie rzucaj pochopnymi oskarżeniami. Jeśli to do niej dotrze, będziesz miał większy problem niż ci się wydaje.
- Wiem, że masz rację. Ale sam już nie wiem co robić.
- Pomartwisz się później. Teraz chodź na trening, zaraz zaczynamy – uznał Michał, a ja posłusznie wykonałem jego polecenie.
                                                           *
Wyszłam na parking przed ośrodkiem, a moim oczom ukazał się tak znany mi brunet.
- Michaś – pisnęłam, rzucając mu się na szyję. – Tak dawno cię nie widziałam.
- Cześć mała – odparł, odwzajemniając mój uśmiech. – Aż tak tęskniłaś?
- No jasne! – stwierdziłam, odrywając się od niego. – Jesteś w końcu moim ulubionym kuzynem!
- Wiem – powiedział nieskromnie. – Chętna na przejażdżkę? – zapytał, wskazując ręką na swoje auto.
- Z tobą zawsze – uśmiechnęłam się do niego, a następnie wsiadłam do jego czerwonego kabrioletu.
- W takim razie ruszamy – odparł, po czym zajął miejsce kierowcy i uruchomił silnik. Z piskiem opon odjechaliśmy z parkingu, śmiejąc się głośno.
                                                                 *
Pech chciał, że kiedy szliśmy na spalską halę zauważyłem przez okno powitanie Zuzy z jakimś nieznanym mi chłopakiem. Moje myśli ponownie pogalopowały w stronę najgorszego.
- Bartek, nie myśl tak – stwierdził Winiarski, który najwyraźniej czytał mi w myślach.
- Staram się – odparłem. – Chodźmy lepiej na ten trening – mruknąłem, po czym nie czekając na Michała ruszyłem przed siebie.
                                                                 *
- I dziś wciąż jestem na nich zła, mimo że jeden z nich to mój chłopak, a drugi bardzo dobry znajomy – zakończyłam opowiadanie Michałowi, jak wygląda mój pobyt w Spale i uśmiechnęłam się smutno, bo dotarło do mnie, że nie tak miało być. Wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. Nie chciałam kłócić się z Bartkiem o takie błahostki, ale nie mogłam też udawać, że nic się nie stało. Wyprowadził mnie z równowagi porządnie, z resztą nie tylko on, bo przecież Winiar też święty nie był, nie miałam więc zamiaru od tak odpuścić. Odzywała się w tej sytuacji moja natura – zazwyczaj musiałam postawić na swoim, a kiedy coś szło nie tak jak oczekiwałam( w tym przypadku bardzo nie tak) – wyprowadzało mnie to z równowagi, mniej lub bardziej. Musiałam jednak przyznać, że jeszcze nic nigdy nie zdenerwowało mnie tak jak ta sytuacja.
- Rozumiem cię. Ale myślę, że powinnaś im odpuścić.
- Co masz na myśli? – zmarszczyłam brwi.
- Wiem, że chcesz się zemścić, ale to nie ma sensu. Założę się, że oni sami już doskonale wiedzą, że zrobili źle. I na pewno będą chcieli cię przeprosić.
- Może masz rację – mruknęłam. – Irytuje mnie tylko to, że takie sytuacje się zdarzają. Jestem z nimi jako psycholog, mam dbać o dobrą atmosferę między nimi, ale jak mam to zrobić, skoro oni w ogóle mnie nie słuchają? Skoro muszę się uciekać do szantażu, by w jakikolwiek sposób na nich wpłynąć?
- Nie mam pojęcia jak ci pomóc – westchnął Michał. – Może po prostu im o tym powiedz? Wyjaśnij, jak to wszystko wygląda z twojej strony, jakie są twoje odczucia. Może to pomoże?
- Sama nie wiem…
- Więc spróbuj. W końcu to ty zawsze mnie uczyłaś, że najważniejsza jest rozmowa.
- Może masz rację – uśmiechnęłam się delikatnie.
- No! I taką cię lubię! A teraz chodź, jedziemy na kręgle!
                                                                    *
- Dobzie Bartek, bardzo dobzie! – krzyknął Stefan, gdy po raz kolejny moja zagrywka trafiła w linię dziewiątego metra. – Usiądzie już, odpocznie. – dodał, a ja posłusznie wykonałem jego polecenie.
-Siurak, gdzie jest Zuza? – zapytał mnie Ignaczak, obok którego zająłem miejsce.
- Nie wiem.
- Jak to? Jak możesz nie wiedzieć gdzie jest twoja dziewczyna?
- Daj mi już spokój – warknąłem, po czym wstałem i poszedłem w drugi koniec pomieszczenia. Wziąłem do ręki Mikasę i zacząłem odbijać ją o ścianę. Musiałem się na czymś skupić, inaczej czułem, że oszaleję. Tylko co zrobię jak trening się skończy?
                                                                    *
- Wygrałam! – rzuciłam do Michała, ciesząc się jak małe dziecko, któremu mama dała lizaka.
- Szczęście początkującego – mruknął, a następnie uśmiechnął się szeroko.
- Spadaj! Po prostu jestem od ciebie lepsza!
- Marzenia!
- To co, jeszcze raz?
- Proszę bardzo! Przegrany stawia obiad!
- Stoi!
                                                               *
Nasza rozgrywka była bardzo zacięta, ale koniec końców znów wygrałam ja. Udaliśmy się więc do małej przytulnej restauracji niedaleko kręgielni na obiad.
- Muszę przyznać, że naprawdę jesteś w tym dobra – powiedział z podziwem mój kuzyn.
- A dziękuję. – uśmiechnęłam się. – Widocznie to mój ukryty talent. Zawsze lepszy niż pakowanie się w kłopoty.
- A właśnie! Miałaś mi powiedzieć w jaki sposób w ogóle znalazłaś się w tej całej Spale.
- Pamiętasz auto mojego taty?
- Trudno nie pamiętać, ten samochód to było jego oczko w głowie.
- No właśnie…nieco mu je rozbiłam.
- I co, on cię wysłał do tego ośrodka?
- No tak, to miała być taka forma kary.
- To niekoniecznie kara dla ciebie, znalazłaś sobie tak faceta.
- Daj spokój – zarumieniłam się i uderzyłam go w ramię.
- A nie jest tak? Widać, że jesteś z nim szczęśliwa.
- Jeśli tylko mnie nie denerwuje – rzuciłam, uśmiechając się. – Ale mimo wszystko wiem, że mogę mu zaufać. I wiem, że on ufa mi. A to jest dla mnie najważniejsze.
- Zawsze było – odparł Michał, odwzajemniając mój uśmiech. – Nawet nie wiesz jak się cieszę.
- A ty? Masz kogoś na oku? – zapytałam.
- Jest taka jedna Agnieszka – odpowiedział cicho. – Ale boję się zrobić pierwszy krok.
- Czemu?
- Bo jest wyjątkowa. I boję się, że coś zepsuję.
- Głupi jesteś – uznałam. – Jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz. Pamiętasz co zawsze mówił dziadek Zenon?
- Lepiej spróbować i żałować, niż żałować, że się nie spróbowało.
- No właśnie! Więc do roboty, zanim ktoś ci ją ukradnie!
- Od kiedy stałaś się taką specjalistką w sprawie miłości? Czyżby to Bartek tak na ciebie  działał?
- Daj spokój – zarumieniłam się.  – Wracamy? – dodałam, zerkając na zegar wiszący na ścianie.
- Wracamy – odparł Michał, po czym poprosił o rachunek. Chciałam zapłacić połowę, bo było mi głupio, ale mi na to nie pozwolił, twierdząc że umowa była taka, że przecież to przegrany płaci. Nie chciałam się sprzeczać, więc odpuściłam. Uregulowaliśmy rachunek, po czym udaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną.
                                                                           *
Zajechaliśmy pod ośrodek i Michał zatrzymał auto. Wysiadłam, a on już po chwili zrobił to samo.
- Dziękuję za mile spędzony dzień – stwierdziłam. – Naprawdę cieszę się, że mnie odwiedziłeś.
- Jesteś w końcu moją ulubioną kuzynką, musiałem to zrobić – uśmiechnął się. – Ale teraz niestety muszę już jechać.
- Szkoda. Ale mam nadzieję, że niedługo znów się spotkamy.
- Oby! – rzucił, po czym zbliżył się, by mnie uściskać.
- Tylko dzwoń częściej – mruknęłam mu do ucha, gdy trwaliśmy w uścisku.
- Postaram się.
- Nie ma postaram, masz mi obiecać!
- Obiecuję – powiedział, po czym cmoknął mnie w policzek. – Do zobaczenia niebawem. – dodał, po czym wsiadł do auta.
- Mam nadzieję – rzuciłam jeszcze do niego nim odjechał, a potem pomachałam mu i gdy zobaczyłam, że jego samochód zniknął za zakrętem powróciłam do ośrodka.
                                                                *
- Dobrze się bawiłaś? – zapytał mnie Kurek, gdy wysiadłam z windy na naszym piętrze.
- Bardzo – mruknęłam.
- Nie masz mi nic do powiedzenia?
- O co ci chodzi, co?
- Mi? O nic. To nie ja szlajam się nie wiadomo gdzie z obcym kolesiem, mając chłopaka.
- Coś insynuujesz? – zapytałam, bojąc się tego co mogę usłyszeć.
- Ty mi powiedz – rzucił.
- Nie ufasz mi? – powiedziałam cicho, patrząc mu prosto w oczy. To co w nich zobaczyłam utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam rację. – Naprawdę mi nie ufasz…
- Zuzia, to nie tak…- zaczął, widząc moją minę. Chyba dotarło do niego co właśnie mi pokazał swoim zachowaniem.
- Przestań – rzuciłam ostro, przerywając mu. – Myślałam, że masz do mnie większe zaufanie.
- A co miałem sobie pomyśleć? Najpierw rozmawiasz z kimś przez telefon, mówiąc do niego Misiu, na koniec dodając jeszcze ja ciebie też, później ten ktoś po ciebie przyjeżdża i znikasz prawie na cały dzień. Czego oczekiwałaś?
- Ten ktoś to Michał. Mój kuzyn, rozumiesz? Kuzyn!
- Nie wiedziałem…
- Może gdybyś dał mi dojść do słowa zanim oskarżyłeś mnie o zdradę miałbyś szansę się dowiedzieć – powiedziałam cicho, czując napływające do oczu łzy. Bartek chyba to zauważył, bo zbliżył się do mnie, najprawdopodobniej po to, by mnie objąć. Nie pozwoliłam mu jednak na to.
- Zuza…
- Daj spokój – mruknęłam. – Po prostu daj spokój. – dodałam, po czym odwróciłam się na pięcie i uciekłam do swojego pokoju, gdzie pozwoliłam łzom swobodnie płynąć. Wszystko było nie tak...
                                                                        *
Co ja właśnie zrobiłem? Dlaczego nie posłuchałem Winiarskiego, który uprzedzał mnie, że może się tak stać? Dlaczego nie skorzystałem z rady bardziej doświadczonego kolegi? Dlaczego pozwoliłem by Zuza uznała, że jej nie ufam? Jestem takim idiotą…
                                                                          
                                                                             ~.~
Bo w życiu też nie zawsze jest kolorowo.
Przepraszam za jakość rozdziału, ale od początku tygodnia zmagam się z przeziębieniem i mój umysł nie pracuje tak jak potrzeba. Mam jednak mimo to nadzieję, że Wam się spodoba.
I dziękuję za ponad 10 tysięcy wyświetleń. To naprawdę wiele dla mnie znaczy :)

sobota, 14 lutego 2015

Absurd dziewiętnasty.



Gdy Stefan Antiga zbliża się do ciebie lekko chwiejącym się krokiem, mając przy tym minę jakby ktoś otruł mu kota – wiedz, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku? – zapytałam, gdy tylko zbliżył się do mnie na tyle by mnie usłyszeć.
- Poprowadzi dziś trening – poinformował mnie.
- Jak to?!
- Czuję źle się. Musi mnie zastąpić.
- A Filip? – zaproponowałam, próbując wykpić się z wykonania powierzonego mi zadania.
- Blain czuje gorzej się. Wymiotuje.
- To co wy zrobiliście?
- Zatrucie.
- Czym? – zapytałam, powodując że Stefan lekko się zaczerwienił.
- Ślimakami. Ze sklepu pobliskiego – odparł, a ja w mig wszystko zrozumiałam.
- Naprawdę sądziłeś, że tego typu produkty, kupowane w bardzo znanym sklepie z owadem w kropki, są na tyle dobre by nadawać się do spożycia? – nie wierzyłam, że mógł być tak głupi po tylu latach pobytu w Polsce.
- Błąd mój – stwierdził niewyraźnie.
- Nieważne – mruknęłam. – Potrzebujecie czegoś?
- Nie. Tylko niech trening poprowadzi.
- Jasne, nie ma sprawy – odpowiedziałam pewnie, w głębi duszy jednak obawiając się tego jak to wszystko będzie wyglądać. Antiga uśmiechnął się, a potem odszedł w kierunku swojego pokoju i już po chwili zniknął za zakrętem korytarza. Ja w tym czasie udałam się na salę treningową, gdzie znalazłam wszystkich siatkarzy.
- A, to ty. Myśleliśmy, że to Stefan – stwierdził Winiarski.
- Nie będzie go dzisiaj. Zatruł się, Filip z resztą tak samo.
- Czym? – zaciekawił się Buszek, ale jego pytanie zostało zagłuszone przez inne.
- A trening? – zapytał Mikuś.
- Ja go poprowadzę – stwierdziłam, na co praktycznie wszyscy( bo Bartek, Guma i Mariusz tego nie zrobili, ich szczęście) wybuchnęli śmiechem.
- Nie radziłbym – ostrzegł ich jeszcze Kurek, ale to rozbawiło ich bardziej.
- W porządku – mruknęłam. – Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni. – dodałam złośliwie. - Na początek trzydzieści kółek wokół sali.
- Ile? - po sali rozszedł się zbiorowy jęk.
- Czterdzieści.
- Przed chwilą było mniej! - stwierdził niezadowolony Kubiak.
- Teraz już jest pięćdziesiąt.
- Uprzedzałem - wtrącił Kurek.
- Bawimy się tak dalej czy w końcu weźmiecie się do roboty? - zapytałam siatkarzy.
- Niby dlaczego mielibyśmy cię słuchać? - odważnie rzucił Winiarski.
- Bo jestem waszym psychologiem.
- I to jest powód? - prychnął.
- Jak myślisz, ile zajmie mi przekonanie Stefana, że psychicznie nie jesteś gotowy do grania w meczach? - spytałam, z pozoru niewinnie.
- Grozisz mi?
- Nie, lojalnie ostrzegam. I wierz mi, jeśli będę musiała, porozmawiam z Antigą jeszcze dziś - uśmiechnęłam się złośliwie. - To jak? Przeprowadzamy trening?
- Niech będzie - mruknął Michał, po czym rozpoczął bieg. Za nim ruszyła reszta.
- Ach, zapomniałabym. Bartek, Mariusz i Paweł biegną tylko trzydzieści - krzyknęłam, gdy siatkarze kończyli pierwsze kółko.
- Niby z jakiej racji? - zaprotestował Konarski.
- Z takiej kochany Dawidku, że oni ze mnie nie kpili. I dzięki temu nie muszą robić dodatkowych dwudziestu za karę. Jeszcze jakieś obiekcje?
- Nie, żadnych - rzucił, po czym podbiegł do będącego na przodzie Winiara. Widziałam, że coś szeptali między sobą, ale miałam to głęboko. Mogli sobie myśleć co chcieli, ale ja nie zamierzałam pozwalać, by weszli mi na głowę. Chcą być w formie? To nie ma przebacz, trzeba trenować. 
                                                                                        *
Minęło kilkanaście minut, kiedy koło mnie zatrzymała się święta trójka bez kary.
- Ostra z ciebie zawodniczka - stwierdził z uznaniem Mariusz.
- Dziękuję - odparłam. - Ale to dla ich dobra. Choć widzę, że sądzą inaczej.
- Przejdzie im - podsumował Zagumny. - Co będziemy robić dalej?
- Możecie przynieść z magazynu te duże gumowe piłki? Zaczniemy od krótkiego aerobiku. I jak możecie, to przynieście też dla mnie.
- Jasne, nie ma sprawy - uznali, po czym ruszyli wykonać moją prośbę. Akurat skończyli, kiedy reszta właśnie przebiegła ostatnie kółko.
- Dobra Misiaki - klasnęłam w dłonie, kiedy cała pokaźna grupka stanęła obok mnie. - Niech każdy weźmie piłkę i znajdzie sobie takie miejsce, by móc swobodnie wyciągnąć ręce.
Wszyscy zrobili to o co poprosiłam (aczkolwiek widziałam, że nie każdemu to pasuje), a gdy zajęli określone miejsca zaczęłam mówić dalej.
- Jedno pytanie. Wolicie dłuższy aerobik czy dłuższe granie?
- Od kiedy mamy wybór? - prychnął Winiarski.
- Nie zaczynaj - pogroziłam mu palcem. - Nie zamierzam wam utrudniać, dlatego pytam.
- A wcześniej mogłaś utrudnić?
- Zrobiłam to żebyście wiedzieli, że nie ma pobłażania. Mogliście od razu mieć lekki trening, bo nic innego nie planowałam, ale woleliście pokazać mi swoją wyższość. Widocznie bardzo chcieliście udowodnić kto jest górą.
- Wiesz, że nie o to chodziło.
- Ach tak? - mruknęłam. - W takim razie coś wam nie wyszło.
- Zuza...
- Nie Zuzuj mi teraz Winiarski. Lepiej weź się do roboty. Z resztą, wszyscy się weźcie - warknęłam. - Im szybciej skończymy tym lepiej.
- W takim razie zaczynajmy - uznał Zagumny.
- Usiądźcie wszyscy na piłkach - poprosiłam. - I zacznijcie delikatnie na nich podskakiwać - wszyscy powoli zaczęli wykonywać powierzone im zadanie, włącznie ze mną oczywiście.
- Rafał, nie tak wysoko, dobrze? Te piłki wbrew pozorom są bardzo zdradliwe.
- Jasne!
- W porządku, wystarczy - uznałam niedługo potem. - Teraz połóżcie się na brzuchu na piłkach, oprzyjcie ręce o podłogę, odrywając nogi i spróbujcie się wyciągnąć się jak najbardziej do przodu. O tak - zaprezentowałam. - I zróbcie dziesięć powtórzeń.
Cała zgraja grzecznie wykonała moje polecenie, uśmiechając się przy tym. Chyba spodobała im się ta zabawa.
- Co dalej? - zapytał Zatorski.
- A umiesz robić pompki na piłce?
- A pokażesz?
- Jasne - odparłam, wykonując ćwiczenie. - Nogi w powietrzu i uginamy się na rękach - poinstruowałam dodatkowo.
- Ile powtórzeń? - zainteresował się tym razem Igła.
- A ile proponujesz?
- Bo ja wiem? Piętnaście?
- A dasz radę dwadzieścia?
- Ja nie dam?! - rzucił. - Patrz i ucz się - dodał, a ja uśmiechnęłam się szerzej, widząc jego zapał do pracy. Wszyscy poszli jego śladem ( już bez jakiegokolwiek marudzenia), co dodatkowo mnie ucieszyło.
- W porządku. Następne ćwiczenie: połóżcie się na plecach, unieście wyprostowane obie nogi, a piłkę włóżcie między stopy. Ramiona zaplećcie za głową, napnijcie mięśnie brzucha i unoście biodra, przy czym postarajcie się wytrzymać za każdym razem kilka sekund. I dziesięć powtórzeń proszę – wszystko działało jak w zegarku, a panowie dzielnie ćwiczyli ( oczywiście wraz ze mną).
- Teraz siad podparty. Uginamy nogi w kolanach i ściskamy piłkę pomiędzy stopami. Przyciągamy kolana do klatki piersiowej, wytrzymujemy chwilkę i wracamy do pozycji wyjściowej – zaprezentowałam.
- Ile powtórzeń? – padło pytanie.
- Też dziesięć.
- W porządku!
Później wykonaliśmy jeszcze kilkanaście różnych ćwiczeń, co zaowocowało tym, że mimo wysiłku ( oczywiście odpowiednio dawkowanego) wszyscy wyglądali na rozluźnionych.
- W porządku Pyszczki, kończymy. Zanieście proszę swoje piłki do magazynu, a potem wróćcie tutaj. Zagramy kontrolny mecz, wykorzystując to, że macie rozgrzane mięśnie. Zgoda? - rzuciłam.
- Zgoda - odkrzyknęli mi chórem, a następnie udali się do małego magazynu, by odłożyć piłki.
- Zabrać też twoją? - zapytał mnie jeszcze Bartek, gdy obok mnie przechodził.
- Jeśli możesz - uśmiechnęłam się.
- Żaden problem - odparł, dając mi całusa.
- No już, uciekaj - mruknęłam lekko zawstydzona, a Kurek zaśmiał się i poszedł odnieść piłki.
Niedługo potem cała grupa była znów obok mnie i czekała na kolejne polecenia.
- Podzielcie się sami - zaproponowałam. - I wyznaczcie kto zacznie od razu, a kto będzie na zmianę. Chwilę potem siatkarze byli już podzieleni. Aż sama się zdziwiłam, że tak sprawnie im to poszło.
- Zapraszam kapitanów - stwierdzilam, wyciągając złotówkę z kieszeni bluzy.  - Rzucimy monetą i zobaczymy która drużyna  zacznie - dodałam, widząc podchodzących do mnie Winiarskiego i Kurka.
- Orzeł czy reszka? - zapytałam Michała.
- Orzeł - uznał, a ja podrzuciłam monetę. Wypadła reszka, więc Bartek przejął piłkę od Oskara i udał się na dziewiąty metr. Ja w tym czasie wdrapałam się na stanowisko sędziego (powiedzmy, bo to była prowizorka) i usadowiłam wygodnie, przenosząc wzrok na Kurka, który szykował się do wykonania zagrywki. Zagwizdałam głośno (bo Stefan nawet pożyczył mi swój gwizdek, taki kochany!) i gra się rozpoczęła.
                                                                                         *
- Aut! - krzyknął Bartek po jednej z akcji.
- Jaki aut? Było po bloku! - zaoponował Michał, podchodząc do siatki.
- Nie zmyślaj, żadnego bloku nie było! - kłócił się dalej Kurek.
- A tutaj, drodzy państwo, mamy bitwę dwóch samców alfa - dorzucił swoje trzy grosze Ignaczak. Zauważyłam też, że Oskar to nagrywa. - Czy dojdzie do starcia? Polecą pióra czy może wręcz przeciwnie, rozsypią się przyprawy? - komentował dalej, nawiązując do nazwisk przyjmujących (może lekko nieudolnie, ale liczył się efekt). - Zbliżmy się, sytuacja wymaga, by oglądać ją z mniejszej odległości.
- Przecież po twoich palcach poszło, przyznaj się! - żądał Winiarski.
- Nie wmawiaj mi choroby! - rzucił Kurek.
- Psychicznej? Nie muszę! - odgryzł się Michał. Uznałam, że chyba pora zainterweniować.
- Dobra chłopaki, spokój! - krzyknęłam, a kiedy to nie poskutkowało dmuchnęłam mocno w gwizdek, sprawiając że zagwizdał głośno. Aż zadzwoniło w uszach.
- Przepraszam - uniosłam rękę, kierując swoje słowa do wszystkich. - Nie chciałam aż tak głośno.
- Spoko - mruknął Kubiak. - Tylko nas lekko ogłuszyłaś - dodał, a ja spojrzałam na niego przepraszająco. Chyba mi wybaczył, bo tylko machnął zrezygnowany dłonią.
- Co wy wyczyniacie? - zapytałam kłócącej się dwójki.
- Bo mi wmawia, że był blok, jak go nie było!
- Właśnie, że był!
- Nie było!
- Był!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak, ty uszaty gamoniu!
- Sam jesteś gamoniem!
- Cisza! - ryknęłam zirytowana. - Ile wy macie lat, pięć?
- No bo...- zaczął Michał.
- Cisza powiedziałam! Przestajecie być kapitanami. I wynocha na trybuny!
- Ale...- tym razem zaczął Bartek.
- Wynocha, bo nie ręczę za siebie!
- Lepiej chodźmy, bo jak pogada ze Stefanem, to dopiero będziemy mieć problem - zaproponował Winiarski.
- Byłaby do tego zdolna - uznał Kurek.
- Wszystko słyszę! - warknęłam, co sprawiło, że obaj, potulnie jak baranki, udali się na trybuny. Westchnęłam głęboko i odliczyłam od dziesięciu w dół, aż do zera, licząc że to pomoże mi się uspokoić. Niestety, niekoniecznie pomagało a dodatkowo zauważyłam, że przyjmujący znów się kłócą. Później nawet zaczęli się szturchać! No jak dzieci! Ponownie zirytowana zeszłam z naszego prowizorycznego stanowiska sędziowskiego i ruszyłam w ich stronę.
- Będzie afera - uznał Ignaczak, gdy przemknęłam obok niego. - Oskar, oddawaj kamerę. Resztę nagra profesjonalny operator!
Nabuzowana parłam do przodu, a kiedy stanęłam obok tej nienormalnej dwójki usłyszałam dalszy ciąg kłótni. Rzecz jasna, wciąż o to samo.
- To musisz być wyjątkowo ślepy, skoro widziałeś blok! Poczułbym gdyby piłka mnie musnęła!
- Z tymi krzywymi paluchami? Poczułbyś dopiero jakby ci je wyłamała!
- Ja się zastrzelę - mruknęłam do siebie, po czym zobaczyłam, że Bartek dostaje od Michała z pięści w ramię. Oczywiście nie byłby sobą gdyby mu nie oddał.
- Możecie się w końcu uspokoić? - warknęłam, tym razem wkurzona już do granic możliwości.
- Zuza, ale ty się nie denerwuj...-zaczął Winiar.
- Nie denerwuj?! - ryknęłam. - Nie denerwuj? Czy ty siebie słyszysz? - wrzeszczałam dalej. - Jesteś idiotą czy tylko udajesz? - zapytałam retorycznie, czym wywołałam śmiech u Kurka. - A ty się nie śmiej, wcale nie jesteś lepszy!
- Zuza, daj spokój, przecież nic się nie dzieje.
- Nic? Ty to nazywasz niczym? Kłócicie się o taką pierdołę, a to ja mam się uspokoić?!
- No...tak...- stwierdził niepewnie.
- Proszę bardzo! - rzuciłam. - Róbcie sobie co chcecie, ja mam dość. - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę drzwi. - Koniec treningu!
- Zuza! - krzyknęli za mną Bartek i Michał.
- Niech się żaden z was do mnie nie odzywa! - warknęłam jeszcze, po czym przy wyjściu z pomieszczenia wpadłam na Stefana, który widocznie poczuł się lepiej i przyszedł sprawdzić jak nam idzie.
- Zuza! Trening jak? - zaciekawił się.
- Daj mi święty spokój! - rzuciłam do zdezorientowanego Stefana. - I nigdy więcej nie proś mnie bym cię zastąpiła! - dodałam i tyle mnie było widać.
- Wyjaśni ktoś to? - zapytał po chwili konsternacji, ale jego pytanie przeszło bez echa. Wszyscy byli po prostu zbyt zaszokowani tym co się stało, by w jakiś sposób zareagować, a tym bardziej by na nie odpowiedzieć. Wiedzieli jednak, że to wszystko nie miało tak wyglądać. A Winiarski wraz z Kurkiem czuli, że będą mieli teraz kłopoty. Bo Zuza rzadko wyprowadzała się z równowagi aż do tego stopnia. Ale jeśli już to robiła, to konsekwencje bywały długie. I wyjątkowo bolesne.
                                                                                     ~.~
Zuza wyprowadzona z równowagi to zła Zuza. :D
Dziękuję, że jesteście <3