sobota, 8 listopada 2014

Absurd ósmy


Weszłam na stołówkę, wcześniej znów potykając się na progu. Na szczęście udało mi się zachować równowagę, więc nie przybył mi żaden siniak. Wzbudziłam oczywiście śmiech ludzi zebranych w pomieszczeniu, ale nie zwróciłam na to uwagi. Byłam przyzwyczajona do takich reakcji, w końcu swoje lata już mam.
- Cześć – powiedzieli do mnie chórem wszyscy siatkarze, gdy zajmowałam miejsce obok Ignaczaka. No, prawie wszyscy, bo Kurek ostentacyjnie odwrócił głowę, gdy tylko mój wzrok spotkał się z jego. Obraził się? Też można.
- Cześć –odpowiedziałam. – Matko, ale mam zakwasy.
- Tak to jest jak się nie ćwiczy regularnie – stwierdził Kubiak, a ja pokazałam mu język.
- Właśnie, Zuza, co grozi wam za wtargnięcie na czyjąś posesję? – zapytał Konar.
- Nic – wyszczerzyłam się.
- Jak to nic? – zaciekawił się Mariusz.
- Tajemnica.
- No powiedz! – krzyknął Karol. Opowiedziałam im więc w jaki sposób przekonałam Adama by nam odpuścił.
- I poszłaś z nim na tę randkę? – upewnił się jeszcze Andrzej.
- Owszem. I okazało się, że jak na policjanta jest naprawdę w porządku. Miło mi się z nim rozmawiało, nawet wymieniliśmy się numerami telefonów – odpowiedziałam.
- Miłość kwitnie? – spytał wyszczerzony Ignaczak, a potem kilka rzeczy zdarzyło się na raz. Ja popukałam się palcem w czoło, by pokazać Krzyśkowi co sądzę o jego teorii, a Kurek podniósł się ze swojego miejsca, po czym nie odzywając się do nikogo nawet słowem wyszedł ze stołówki, wprowadzając nas w lekką konsternację.
- Ktoś to wyjaśni? – zapytałam, zerkając na Piotrka, w końcu to on znał go najlepiej.
- Mnie nie pytaj, jest taki od wczoraj – odpowiedział.
Nie miałam czasu zastanowić się nad jego słowami, bo Stefan zaczął nas już wołać na trening. Udaliśmy się więc na salę, gdzie siatkarze przez kilka godzin pracowali nad swoją formą.
                                                                        *
- Zuza, idziesz z nami? – usłyszałam po jakimś czasie, kiedy Fabian zajrzał do mojego pokoju.
- Gdzie? – zapytałam.
- Na dół, do salki z bilardem. Chcemy zagrać.
- W sumie chętnie. Daj mi tylko chwilę – weszłam do łazienki, przeczesałam włosy i byłam gotowa.
Zeszliśmy na dół, po czym weszliśmy do pomieszczenia. Byli tam praktycznie wszyscy, nawet Pan Wielce Obrażony. Ciekawe jak go do tego przekonali.
- Co ona tutaj robi? – zapytał Kurek, łypiąc na mnie spode łba. Chyba chciał być groźny, ale coś mu nie wyszło. Nie z tą twarzą.
- Nie twój interes Uszaty – odparłam zirytowana.
- Przepraszam, że uraziłem przyszła żono policjanta. Swoją drogą nie wiedziałem, że tak lubisz psy.
- Ale ty jesteś durny!
- Randka się udała? – zironizował.
- A co, zazdrościsz? – warknęłam. Bartek spojrzał na mnie dziwnie i nie dodał nic więcej. Jak niby miałam to rozumieć?
- Gramy? – zapytał Fabian, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
- Niech będzie, ale ja gram z Zuzą – stwierdził Kurek.
- Z jakiej racji? – zaprotestowałam.
-A co, boisz się?
- Marzysz.
- To może jakiś zakładzik? – zapytał cwaniacko.
- Dajcie spokój – wtrącił Igła.
- Cicho bądź! – krzyknęliśmy razem, skupiając tym samym uwagę wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Krzyśka z wrażenia zatkało i wyglądał jakby ktoś zjadł mu ostatnie ciasteczko albo zabrał jego kamerkę.
- O co się zakładamy? – spytałam.
- Jeśli wygram, pójdziesz ze mną na randkę dziś wieczorem.
- Uuuuuu! – zawyła reszta.
- A jeśli ja wygram?
- Wtedy będę ci usługiwał przez całe popołudnie.
- Tydzień!
- Chyba oszalałaś! Góra pół dnia.
- 4 dni.
- Dzień.
- Niech będzie – powiedziałam, podając mu rękę. – Krzysiek, przetnij. – dodałam, a libero posłusznie wykonał moją prośbę.
W czasie kiedy my byliśmy zajęci kłóceniem się, reszta dobrała się w pary. Teraz tylko pozostawało wylosować kolejność w jakiej będziemy grać. W tym celu Marcin przyszykował karteczki z numerami, które następnie wrzucił do jednej z czap Karola i Andrzeja. Oczywiście ja i Bartek nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy prawie nie pokłócili się o to kto losuje. Na szczęście powstrzymał nas Piotrek, a ja, działając zgodnie z zasadą, że głupszemu się ustępuje pozwoliłam losować Bartkowi. A co, niech ma. To będzie jego jedyna przyjemność jakiej doświadczy w dzisiejszym dniu, bo niedługo ze mną przegra. Chociaż zaraz…przypomniałam sobie o jednym istotnym fakcie. Ja przecież nie umiem grać w bilard! Ale teraz było już po jabłkach, założyłam się, więc się nie wycofam. Może uśmiechnie się do mnie szczęście początkującego? Może wystarczy jeśli przyjrzę się grze reszty? Mam nadzieję, bo nie chcę przegrać. Już nie chodzi o tę całą randkę, tylko o to, że w sumie przydałby mi się niewolnik. Nawet jeśli byłby nim tylko przez dzień.
W czasie kiedy ja kontemplowałam nad swoimi umiejętnościami Bartek wylosował numerek. Okazało się, że będziemy grać jako ostatni, z czego się cieszyłam, bo dzięki temu miałam więcej czasu na zorientowanie się na czym ta gra w ogóle polega.
Marcin i Dawid już grali, więc podeszłam bliżej, by przyjrzeć się ich działaniom. Starałam się nie zdradzić z tym, że nie umiem grać, ale Marcin dość szybko mnie rozszyfrował.
- Nie wiesz jak się w to gra, prawda? – szepnął, gdy byłam na tyle blisko by go usłyszeć.
- To aż tak widać? – zapytałam równie cicho.
- Wątpię, żeby Bartek zauważył, jeśli o to ci chodzi. Przynajmniej teraz, bo jak zaczniecie grać to raczej się zorientuje.
- Wytłumaczysz mi zasady?
- Jak skończę grać, dobrze?
- Dziękuję – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Co to za spiskowanie?  - zapytał Andrzej, który właśnie się koło nas zmaterializował.
- Po prostu rozmawiamy – odparł Marcin. – A teraz przepraszam, moja kolej. – dodał, po czym włączył się do gry.
Uważnie przyglądałam się każdej grającej parze, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, które mogłyby mi pomóc. Rosła we mnie obawa, nie chciałam przegrać, nie z Kurkiem. Wypominałby mi to jeszcze długo. Ale tak naprawdę niewiele zależało ode mnie – potrzebowałam szczęścia, bardzo dużo szczęścia. W końcu umiejętności grania już nie miałam jak poprawić.
- Boisz się? – zapytał Kurek, kiedy w końcu nadeszła nasza kolej.
- Chciałbyś! – grałam twardą, chociaż odwagi nie było we mnie za grosz.
Zaczęliśmy grać. Początkowo szło mi całkiem nieźle, aż sama się dziwiłam. Mina Bartka wskazywała, że był tak samo zaskoczony jak ja, jednak po chwili zauważyłam na jego twarzy dziwny uśmieszek, który nie zwiastował nic dobrego. Czyżby wymyślił sposób na pokonanie mnie? Okazało się, że tak. Postanowił podejść mnie psychologicznie. I jako psycholog nie mogłam uwierzyć, że dałam się tak załatwić.
- Mam nadzieję, że masz ze sobą jakąś sukienkę, bo dziś będziesz musiała ją założyć – stwierdził, co sprawiło, że się zirytowałam. To z kolei spowodowało, że zadrżała mi ręka i moja bila nie wpadła do łuzy.
- Kuźwa – przeklęłam, a Bartek uśmiechnął się kpiąco.
Potem było już tylko gorzej. Kurek skutecznie wyprowadzał mnie z równowagi, rzucając uwagi o mojej grze, o spotkaniu z policjantem i o randce, która była jego nagrodą. Przez to popełniłam błąd: przypadkowo wbiłam do łuzy czarną bilę, mając jeszcze kilka innych do wbicia. A jak powiedział Marcin, kiedy tłumaczył mi zasady, czarna powinna być wbita jako ostatnia! Cholera, przegrałam!
- Tak! – krzyknął Bartek, nieznacznie podskakując do góry z radości. – Powinnaś zacząć się szykować, niedługo wychodzimy.
- Chyba cię głowa boli! – próbowałam jeszcze się wykpić.
- Taki był zakład – odparł, a reszta to potwierdziła. Ot, przyjaciele! Mogli chociaż udawać, że nie słyszeli jak się zakładaliśmy. Ale nie, zadowoleni z siebie skazali mnie na wieczór w towarzystwie Uszatego. Mówiłam już jak bardzo się cieszę?
                                                                      *
Dość długo szykowałam się na tę pożal się Boże randkę – wyjęłam z walizki moją czerwoną sukienkę (Uszaty miał szczęście, że postanowiłam ją zabrać, bo długo się zastanawiałam), wzięłam prysznic, później zakręciłam włosy i zrobiłam mocniejszy niż zawsze makijaż. Chciał żebym wyglądała seksownie? Proszę bardzo, udowodnię mu, że potrafię! Nawet specjalnie dla niego założę buty na koturnie, niech ma. Ciekawe jak bardzo się zdziwi!
Zdążyłam uznać, że jestem gotowa i rozległo się pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je szybkim ruchem.
- Może być? – zapytałam Kurka, który gapił się na mnie jak cielę w malowane wrota.
- Jesteś piękna – odpowiedział, kiedy już wróciła mu zdolność mówienia.
- Tak, tak. Chodźmy już, chcę mieć za sobą tę randkę – dodałam kpiąco, wypychając go za drzwi, które następnie zamknęłam na klucz. Ruszyliśmy korytarzem, a z pokoi zaczęła wychylać się reszta kadrowiczów. Część z nich nawet zagwizdała na mój widok, ale nawet tego nie skomentowałam. Skupiałam się na tym, by prosto stawiać nogi i nie zrobić sobie krzywdy, bo przecież potrafiłam. A już zwłaszcza w tych butach. Pilnowałam się jak mogłam, ale nie uchroniło mnie to od potknięcia się. Na szczęście Kurek zdążył mnie złapać – punkt dla niego.
- Dokąd idziemy? – spytałam, kiedy opuściliśmy teren ośrodka.
- Niedaleko jest bardzo przytulna restauracja, zjemy tam kolację – odpowiedział.
- W porządku – dodałam i nasza rozmowa się urwała.
                                                                    *
- Mam pomysł – stwierdził Andrzej, gdy wraz z resztą siedział w pokoju kadrowych Dinozaurów.
- Jaki? – zapytał go Karol.
- Pośledźmy Bartka i Zuzę! Może być ciekawie!
- To nie jest głupi pomysł – stwierdził Ignaczak.
- Oczywiście, że jest – zagrzmiał Najmądrzejszy z Mądrych – Paweł Zagumny.
- Zgadzam się – wtrącił Cichy Pit. – Bartek długo szukał sposobu jak iść z Zuzą na randkę, nie psujmy mu tego.
- Serio? – zapytał zaciekawiony Fabian. – Czyżby nasz Kuraś poczuł miętę do pani psycholog?
- Mnie nie pytaj, tego mi nie powiedział – odparł Piotrek.  – W każdym razie dajcie mu szansę przekonać Zuzę, że nie jest taki zły.
- No dobrze – odparł zawiedziony Andrzej. – To co robimy?
- Pograjmy w karty, kupiłem w kiosku – powiedział uśmiechnięty Winiar, wyciągając je z kieszeni kadrowej bluzy.
- To rozumiem!
                                                                     *
Dotarliśmy do lokalu. Bartek przepuścił mnie w drzwiach, czym znów zapunktował. Czyżby nie był taki zły jak mi się do tej pory wydawało? Możliwe. Może jeszcze nawet zmienię o nim zdanie?
- Poczekaj chwileczkę – poprosił, po czym podszedł do pani z obsługi i coś do niej powiedział. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się do niego i wskazała ręką stolik stojący w rogu.
- Już jestem. Chodź – powiedział, po czym złapał mnie za dłoń i zaprowadził do wyznaczonego nam stolika. Zajęliśmy miejsca, a już po chwili kelnerka przyniosła nam menu. Zamówiliśmy wybrane potrawy, podziękowaliśmy, a kiedy odeszła wdaliśmy się w rozmowę.
I musiałam przyznać, że kiedy Bartek nie próbował na siłę być nie wiadomo kim, by mi zaimponować, był naprawdę w porządku chłopakiem, z którym można było porozmawiać o wszystkim. A tematów wbrew pozorom nam nie brakowało. I rozmawialiśmy o czymś więcej niż tylko o siatkówce, co było kolejnym plusem, bo Kurek potrafił oddzielić pracę od życia prywatnego. Nawet kilka razy uraczył mnie żartami, na które reagowałam niewymuszonym śmiechem.
Dostaliśmy nasze zamówienia, więc zajęliśmy się jedzeniem. Miałam trochę czasu by przemyśleć to co do tej pory wydarzyło się na naszej randce. Dotarło do mnie, że czuję się naprawdę nieźle w towarzystwie Bartka, co mnie zaskoczyło, bo do tej pory każda rozmowa między nami kończyła się mniejszą lub większą kłótnią.
Ale przecież nigdy nie mogło być za dobrze i Bartek musiał zrobić coś, co spowodowało, że znów stracił w moich oczach. I to naprawdę sporo.
                                                               *
- Wygrałem! – krzyknął Andrzej, gdy po raz kolejny zwyciężył z kolegami w pokera.
- Oszukujesz! – stwierdził Karol, rzucając we Wronę trzymanymi w ręku kartami.
- Jak możesz mi zarzucać coś takiego?!
- Wygrałeś 7 razy pod rząd, mam powody by to podejrzewać!
- Chłopaki, nie kłóćcie się – powiedział Marcin, próbując załagodzić konflikt. – Karol, widocznie u Andrzeja działa zasada, że kto nie ma szczęścia w miłości, ten ma szczęście w kartach.
- Może masz rację – Kłos wydawał się być przekonany słowami Możdżonka. – Przepraszam Wronko.
- W porządku, nie gniewam się – odparł Andrzej, po czym panowie przybili sobie piątkę.
- Gramy dalej? – spytał Michał, ale jego pytanie zostało zagłuszone przez krzyki na korytarzu.
                                                                 *
- Zuza, ja cię naprawdę przepraszam! – krzyczał Bartek, podążając za mną jak cień.
- Daj mi spokój! – warknęłam, nie zwracając nawet uwagi na to, że już wszyscy siatkarze przysłuchiwali się naszej kłótni.
- Przecież wiesz, że tego nie planowałem!
- Jasne! – zirytowana odwróciłam się w jego stronę. – Ty zawsze niczego nie planujesz, to samo wychodzi! – dodałam, wbijając palec w jego klatkę piersiową. – Wszystko potrafisz prędzej czy później spieprzyć!
- Znowu się kłócicie? – zapytał Krzysiek, przyglądając mi się uważnie. – O co tym razem?
- Nie twoja sprawa! – rzuciłam. – A ty – zwróciłam się do Bartka. – Nawet nie waż się do mnie odzywać! – dodałam, po czym weszłam do swojego pokoju, w złości trzaskając jeszcze drzwiami.
- Stary, co ty zrobiłeś tym razem? – zapytał Bartka Piotrek, kiedy już wszyscy otrząsnęli się z szoku. – Przecież miałeś się postarać, żeby w końcu się do ciebie przekonała!
- Starałem się – stwierdził Kurek. – I początkowo wszystko szło naprawdę nieźle. Poczułem się pewnie, rozluźniłem…no i wtedy się zaczęło.
- Co się zaczęło?
- Najpierw niechcący wylałem na nią kawę. To jeszcze mi wybaczyła, mimo że na jej sukience została spora plama, którą poszła do łazienki zaprać. Chciałem jej pomóc, więc poszedłem za nią. Tam niechcący lekko ją popchnąłem, co spowodowało, że uderzyła się w ramię o suszarkę do rąk i nabiła siniaka. To już bardziej ją zezłościło, ale jeszcze dała mi szansę, bo przecież zrobiłem to niechcący. Potem wróciliśmy do stolika, gdzie uznaliśmy, że pora już wracać. Poprosiłem o rachunek, a kiedy kelnerka go przyniosła chciałem wyjąć z kieszeni portfel…
- No i co? – dopytywał Krzysiek.
- Zapomniałem go zabrać i Zuza musiała zapłacić.
- To ja się nie dziwię, że ona była taka wściekła – uznał Piotrek po wysłuchaniu całej historii. – Długo potrwa zanim ci wybaczy. – dodał, a reszta zgodnie pokiwała głową.
A Bartek w tej chwili wyglądał na naprawdę załamanego, bo wiedział, że jego starania by przekonać do siebie Zuzę poszły na marne.
                                                              *
Kolejne dni nie były łatwe. Oczywiście nie dla mnie tylko dla Kurka, bo ze względu na ostatnie wydarzenia byłam dla niego niemiła. Każda jego próba porozmawiania ze mną kończyła się fiaskiem(raz nawet zakończyłaby się rękoczynami, ale Marcin mnie powstrzymał), głównie ze względu na bezsensowne argumenty jakich używał by mnie przeprosić, a które tylko potęgowały moją złość. Nie zorientował się, że jeśli ktoś mnie zdenerwuje to lepiej żeby później nie pokazywał mi się na oczy, dopóki sama nie uznam, że złość mi przeszła? Przecież to oczywiste! Jak to, że motylki są kolorowe, jak to że słońce najmocniej grzeje w południe! Albo i nie? Nigdy nie byłam dobra z geografii. Nieważne.
Nasze kłótnie (których wcześniej już było całkiem sporo, ale teraz ich liczba znacząco wzrosła) zaczynały powoli wzbudzać zainteresowanie Stefana, widziałam to po jego zachowaniu, jednak czekał z jakąkolwiek reakcją. Widocznie dawał nam czas byśmy sami to rozwiązali. Albo wierzył, że to jedna z psychologicznych metod, kto go tam wie. W każdym razie, swoimi kłótniami doprowadziliśmy do szału wszystkich, o czym przekonaliśmy się niedługo potem.
                                                                       *
Przemierzałam w spokoju korytarz, by udać się do swojego pokoju, kiedy ktoś ogromną dłonią zasłonił mi usta i zaczął ciągnąć w sobie tylko znanym kierunku. Próbowałam się wyrwać, krzyczałam i piszczałam, ale napastnik pozostawał niewzruszony. Postanowiłam więc uciec się do starego sposobu by się obronić.
- Cholera, ugryzła mnie! – usłyszałam jeszcze, nim wylądowałam w czyimś pokoju, a drzwi zamknęły się za mną  z trzaskiem.
- Zamknij się, bo cię rozpozna!
- Ignaczak, jak tylko stąd wyjdę, to obiecuję, zemszczę się! – warknęłam, słysząc dźwięk przekręcanego klucza. Świetnie, zostałam zamknięta.
- Nie wyjdziecie stamtąd, dopóki się nie dogadacie – padła odpowiedź Piotrka. – To dla waszego dobra. - dodał, po czym usłyszałam oddalające się kroki.
- Jak to naszego? – zapytałam sama siebie, rozglądając się po pomieszczeniu. Mój wzrok padł na siedzącego na łóżku Kurka.
- Nie patrz tak na mnie, to nie był mój pomysł – powiedział zanim zdążyłam się odezwać. – Nie prosiłem się o to.
- Nie wątpię – odparłam kpiąco. – Jak długo będziemy tutaj siedzieć?
- Dopóki się nie dogadamy, sama słyszałaś.
- W takim razie przygotuj się, że szybko stąd nie wyjdziemy.
- Daj spokój, długo jeszcze będziesz złościć się o taką bzdurę? – zapytał.
- Zrobiłeś ze mnie kretynkę! – krzyknęłam.
- Wiesz, że nie chciałem – odparł spokojnie.
- Tak, u ciebie wszystko zawsze jest dziełem przypadku – skomentowałam ironicznie, na co Bartek przewrócił oczami. I ten ruch spowodował, że moja złość praktycznie eksplodowała.
                                                                     *
Kłóciliśmy się już dobrą godzinę i wyglądało, że szybko nie skończymy. Cały spokój Kurka już dawno zdążył z niego ulecieć i darliśmy koty tak głośno, że pewnie było nas słychać w całym ośrodku.
- A ty może jesteś lepsza? Wszystko wyolbrzymisz! – odwarknął, gdy stwierdziłam, że obraża się o byle co. – To ty robisz problemy tam gdzie ich nie ma!
- Nie pozwolę nikomu zrobić z siebie kretynki! To, że jesteś znany w całej Polsce i nie tylko cię do tego nie upoważnia!
- Przeprosiłem cię już  i to nawet kilkanaście razy! – przemilczałam jego słowa. – Chociaż nie tylko ja jestem winny!
- To co, może to moja wina była?
- Może tak! – stwierdził, czym zirytował mnie na tyle, że po prostu go uderzyłam. Z całej siły, pięścią w brzuch.
- Jesteś nienormalna! – warknął, rozmasowując bolące miejsce.
- Odezwał się, pierwszy normalny z siatkarzy!
                                                                   *
- Jesteś pewien, że się nie pozabijają? – zapytał Piotrek Krzyśka, gdy usłyszeli kolejne krzyki płynące z pokoju Fabiana, w którym aktualnie przebywał Bartek, a wraz z nim Zuza.
- Tak właściwie, to teraz już nie – odparł Ignaczak. – Spokojnie, nic się Zuzie nie stanie. – dodał pewnie, widząc rosnące w oczach Nowakowskiego przerażenie.
- O nią to ja się nie martwię, poradzi sobie. Gorzej z Bartkiem – odpowiedział Piotrek,  a jego słowa potwierdził głośny krzyk bólu. – Ona go uderzyła?
- Na to wychodzi – Igła podrapał się po głowie, intensywnie nad czymś myśląc. – Najwyżej stracimy przyjmującego – dodał niezbyt przejęty. W tym momencie mina Piotrka wyrażała całkowity strach.
- Co robimy? – zapytał jeszcze Nowakowski.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na kawę. Znudziło mi się siedzenie tutaj – stwierdził Ignaczak, po czym podniósł się i ruszył w kierunku stołówki, gdzie miał nadzieję ją zdobyć. Piotrkowi nie pozostawało nic innego jak ruszyć za nim, bo nie chciał teraz zostać sam. Bał się, że wtedy już całkowicie dopadnie go widmo utraty przyjaciela, a o tym myśleć nie chciał.
                                                                     *
- Dziewczyno, uspokój się! – krzyknął Bartek, gdy go ugryzłam. – Jeszcze mnie wścieklizną zarazisz!
- Nienawidzę cię Kurek! – odpyskowałam.
- Nie zauważyłem – odparł ironicznie, po czym zapadła między nami cisza.
- Mam już dość tej wojny – dodał po jakimś czasie, kiedy zmęczeni wzajemnym przekrzykiwaniem się odpoczywaliśmy, leżąc na łóżku. I to na jednym!
- Mhm – mruknęłam w odpowiedzi.
- Przepraszam Zuza, naprawdę. Za wszystko co zrobiłem i powiedziałem do tej pory, a co mogło cię urazić – powiedział, a ja otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
- Serio? – zapytałam, nie do końca wierząc w jego nagłą zmianę frontu.
- Serio. Mam dość tej wojny.
-Właściwie ja chyba też – odpowiedziałam. – I też przepraszam. Szczerze.
- Wiem. To co, sztama? – zapytał, niepewnie się uśmiechając i wyciągając w moim kierunku dłoń.
- Sztama – odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam jego rękę.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, nieskrępowani ciszą jaka między nami zapadła, po czym Bartek podniósł się i ruszył w kierunku drzwi.
- Co robisz? – zapytałam.
- Nie sądzisz, że już pora stąd wyjść? – odpowiedział. – Chłopaki, dogadaliśmy się, możecie nas wypuścić. – krzyknął przez drzwi, czekając na reakcję Piotrka i Krzyśka. Niestety się nie doczekał. – Chłopaki? – spróbował jeszcze raz.
- Co jest? – zaniepokoiłam się.
- Chyba ich tam nie ma.
- Nie żartuj! – zaczęliśmy walić w drzwi, ale nie było żadnego odzewu, mimo że robiliśmy to naprawdę głośno i długo.
- Zatłukę ich – warknęłam. – Tylko stąd wyjdę!
- Chyba nawet ci pomogę, tylko najpierw musimy się wydostać. Masz jakiś pomysł? – zapytał Kurek.
- Nawet mam – odpowiedziałam, ruszając w kierunku balkonu.
- Zuza, co zamierzasz zrobić?! Zuzka!

                                                                             ~.~
Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda! I jak? :) Piszcie, nie krępujcie się, ja nie będę gryzła jak Zuza. :D


10 komentarzy:

  1. Kolejny genialny rozdział, który czytałam z niekontrolowanym bananem na twarzy :)
    Bartek czuje do Zuzy miętę, Bartek czuje do Zuzy miętę! :P Jak dla mnie do doskonała informacja (a właściwie jej ostateczne potwierdzenie), bo uważam, że ta dwójka do siebie pasuje, nawet pomimo niezdarności przyjmującego, który non stop zalicza w jej obecności jakieś wtopy. Kibicowałam Zuzie w grze w bilard, bo wierzyłam, że jednak mimo wszystko dopisze jej szczęście, ale Kuraś skutecznie wyprowadził ją z równowagi. Szkoda jednak, że ta randka nie do końca im się udała, ale to nie zmienia faktu, że Bartek też nie jest Zuzie obojętny ;) Początkowo myślałam, że główna bohaterka jest zła na niego z powodu jakiegoś wymuszonego pocałunku, ale to by było przecież zbyt oczywiste i chyba jednak nie pasowałoby do koncepcji tej historii.
    Co do ostatniej sceny - ciekawa jestem, czy Kuraś odważy się skoczyć z tego balkonu :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, gdy czytam takie słowa, bo wiem, że mam dla kogo pisać. :)
      Bartek czuje do Zuzy miętę, Bartek czuje do Zuzy miętę - potwierdzam :P
      Co do balkonu - wiem, ale nie powiem. :D. Wszystko wyjaśni się w następną sobotę. :)
      Pozdrawiam również. :)

      Usuń
  2. Dziewczyno, nie wiem co Ty bierzesz, że masz takie pomysły, ale bierz to dalej! Nawet nie mam pojęcia co napisać, ale się postaram.
    Kurek to niezły cwaniak jest. Ciekawie to sobie wszystko wykombinował. Aż nie wierzę, że Zuzka połknęła haczyk. Oczywiście, tradycyjnie już, wszystko nie mogło się skończyć normalnie, więc skończyło się jeszcze gorzej :D Ciekawe, jakby się ta cała randka potoczyła, gdyby nie reakcja Pita.
    Karol i Andrzej zachowują się jak stare, dobre małżeństwo. I nie wierzę, że Stefan znów nie zareagował. Ponownie mam wrażenie, że on jest, ale jednak go nie ma. Nie potrafię go rozgryźć. Co za tajemniczy człowiek!
    Zuza to chodzący dynamit jest. Musiała wybuchnąć i dopiero jej przeszło. Kobieta-bomba. Ileż agresji było w tej kłótni, aż współczuję Kurasiowi. A Igła jak zwykle niczym się nie przejmuje. Straciliby już środkowego, teraz przyjmującego, ale co tam! Nieznaczący szczegół :) Pit jest taki przerażony, a jeszcze nie wie jak bardzo mu się potem oberwie ;)
    A, i definitywnie uwielbiam Zuzę i Bartka, 11/10.
    Teraz będę się cały tydzień głowić, jak się wydostali i w jaki sposób zemścili się na Krzyśku i Piotrku, hyhy.
    Pozdrawiam, Paula.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorę powietrze. Za darmo, a najwidoczniej działa. :p A tak na serio, to dziękuję za ciepłe słowa. :)
      Kurek się doigrał, trochę mu się dostało, ale koniec końców postawił na swoim i doszło do jego pojednania z Zuzą. Tylko na jak długo? :P Będzie różnie i mam nadzieję, że ciekawie. :)
      Pozdrawiam również. :)

      Usuń
  3. To już oficjalnie, oni wszyscy zachowują się tutaj jak przerośnięte (z naciskiem na przerośnięte) przedszkolaki. Ten wątek z kłótnią i godzeniem się Kłosika i Wronki? No jakby żywcem wyjęty z przedszkola :D
    Ale ja ich takich uwielbiam!
    No i szkoda mi Kurka. Widać, że chłopak się starał, to źle, los musi być przeciwko niemu, zsyła na niego jakieś kataklizmy, portfela nie ma, ale jest plama, nawet dwie, jakby nie patrzyć. I jeszcze Zuzka taka surowa, taka obrażona, taki charakterek... Ale wszystko zakończyło się dobrze, więc...
    Oh wait, to jeszcze nie koniec, bo jak oni z tego pokoju wyjdą? :o
    Generalnie, ja kocham to opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przedszkolaczki, ale jakie urocze. :D
      Zuza surowa i obrażalska, bo to kobieta. :P A tak naprawdę, to Bartek naprawdę w ostatnim czasie nadszarpnął jej cierpliwość. Musiała więc w końcu wybuchnąć, ale to na szczęście pozwoliło oczyścić atmosferę między nią a Kurkiem. :)
      Co do tego jak wyjdą - zapraszam w sobotę, wszystko się okaże. :)
      I cieszę się bardzo. :)

      Usuń
  4. no więc nie wiem co powiedziec, bo Kurek to mnie zaskoczył. Nawet z tym portfelem i kawą nie spowodowal, ze sie do niego zniechęcilam. słodki całkiem ! a zuzka jak zwykle petarda ale za to ją kocham bo jest kobietą prawdziwą nawet jezeli wyolbrzymia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Uroczy, choć niezdarny. :p
      Cieszę się, że postać Zuzy ci się podoba i mam nadzieję, że się to nie zmieni. :)

      Usuń
  5. Wiesz , że spowodowałaś to iż po raz pierwszy po przeczytaniu rozdziału brakuje mi słów?
    Zachowanie tych wariatów , jest co najmniej jak w przedszkolu , a to trudne do wykonania!;D
    Nie wiem jak Ty to robisz kochana!♥
    Aż boje się pomyśleć co wymyślisz dalej!
    Zniecierpliwiona Ann!

    http://die-glut-der-liebe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, to bardzo mi miło. :)
      Jak ja to robię? A wiesz, że sama nie wiem? :D To po prostu tak wychodzi. :) I mam nadzieję, że będzie wychodzić dalej. :)

      Usuń