sobota, 18 lipca 2015

Absurd dwudziesty czwarty.



Nadszedł moment pierwszych psychologicznych zajęć z chłopakami. Byłam ciekawa co z tego wyjdzie, ale czułam, że Bączek wie co robi. W końcu siedział w tym fachu już bardzo długo, miał doświadczenie i znał się na rzeczy. Musiał się znać, prawda? W końcu inaczej nie zostałby członkiem sztabu. Chociaż patrząc po mnie…
- Zaczynamy?  - zapytał mnie Kuba, gdy razem z zaciekawionymi siatkarzami siedzieliśmy w sali konferencyjnej.
- Czyń honory – uśmiechnęłam się, dając mu wolną rękę. W końcu to był jego projekt, ja tylko pomagałam.
- Co tutaj robimy? – wtrącił się Ignaczak.
- Już wyjaśniam – zaczął Bączek. – Postanowiliśmy, w porozumieniu z Antigą wprowadzić wam trening mentalny, by pod względem psychologicznym lepiej przygotować was do trudów mistrzostw. Wiecie, że to nie są przelewki. Zależy nam na jak najlepszym wyniku, dlatego chwytamy się wszelkich sposobów, by go osiągnąć. Bo nie tylko strona fizyczna jest ważna. Często dużo większe znaczenie ma psychika, dlatego tak jak mówiłem, to właśnie na wzmocnienie tego elementu zamierzamy położyć większy nacisk niż wcześniej.
- A w jaki sposób? – tym razem zapytał Rafał.
- Chcemy zacząć od tego, byśmy wszyscy zaczęli rozmawiać. O naszych obawach, strachach, emocjach które w nas buzują.
- Mamy robić sobie grupową sesję terapeutyczną? – prychnął Fabian.
- Nazywaj to jak chcesz – odpowiedziałam. - W każdym razie chodzi o  to, że jeżeli omówimy na forum to co w nas siedzi możemy wspólnie znaleźć rozwiązanie naszych problemów. A im więcej będziemy o sobie wiedzieć, tym bardziej nas to do siebie zbliży. A o to właśnie chodzi. Żeby stworzyć kolektyw, gdzie wszyscy będą się uzupełniać i wzajemnie sobie pomagać.
- Brzmi dobrze – rzucił Winiarski, puszczając mi oczko. – Od czego zamierzacie zacząć?
- Od najbardziej prozaicznej rzeczy na świecie. Niech każdy opowie coś o sobie. Coś, czego nikomu jeszcze nie mówił. Może to być nawet najbardziej absurdalna rzecz jaką zrobiliście w życiu, to tylko od was zależy.
- W porządku  - zgodził się Guma. – Kto zaczyna?
- Możesz ty? – zapytałam go, uśmiechając się delikatnie.
- No dobrze. Kiedy miałem jakieś 12 lat podpaliłem koledze włosy.
- Co? – zapytał zaszokowany Konarski. – Jak to?
- Powiedział mi, że usłyszał od starszego kolegi, że włosy się nie palą. Postanowiłem to sprawdzić. Zabrałem tacie zapałki i następnego dnia w szkole sprawdziłem na znajomym, czy to rzeczywiście była prawda. Cóż, nie była. Chłopak musiał ogolić się praktycznie na zero, a ja dostałem szlaban na trzy miesiące.
- Kto by się spodziewał – odparł równie zaskoczony jak cała drużyna Ignaczak. – Wychodzi na to, że mądrość rzeczywiście nabywa się z wiekiem. – dodał złośliwie.
- Ja przynajmniej ją nabyłem w przeciwieństwie do ciebie – odgryzł się Paweł, a reszta wybuchnęła śmiechem.
- To może teraz ja – uznał Winiarski. – Kiedy poznałem Dagmarę, od razu mi się spodobała, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. By ją sobą zainteresować robiłem z siebie kompletnego idiotę. W końcu, choć pewnie to miało mnie zniechęcić, powiedziała mi że się ze mną umówi, jeżeli przefarbuję włosy na fioletowo.
- No nie mów, że to zrobiłeś! – zaśmiał się Zator.
- Owszem, zrobił to – odparł Szampon. – Na własne oczy widziałem. Nawet zrobiłem zdjęcia, kiedyś wam pokażę.
- Nawet się nie waż! – krzyknął Michał.
- Niby czemu?
- Bo wszyscy dowiedzą się co ty zrobiłeś niedługo potem!
- I tak miałem zamiar to opowiedzieć – pokazał mu język Mariusz. – Sytuacja nieco podobna do tej Winiara, choć ja byłem nieco mniej… radykalny. Kiedy poznałem Paulinę od razu się zakochałem. Do tego stopnia, że po którejś mocno zakrapianej imprezie z chłopakami zaśpiewałem jej pod oknem miłosną serenadę. Problemem było tylko to, że nie umiem śpiewać. Jej sąsiadce nie spodobał się mój śpiew, więc wylała na mnie z balkonu wodę.
- Krzycząc jeszcze przy tym, że swoim wyciem pobudziłeś jej koty – zachichotał Michał, rozbawiając całe towarzystwo.
- Fakt – przyznał Szampon. – Ale Paulinie się spodobało!
- Tak bardzo, że poprosiła cię byś nigdy więcej tego nie robił!
- Jeszcze świat by się poznał na moim talencie!
- Na pewno – rzucił Ignaczak, podczas gdy reszta ledwo wytrzymywała ze śmiechu.
- To może teraz ty się pochwalisz swoją przygodą?
- Nie miałem takich, całe życie byłem grzeczny – mruknął Krzysiek.
- Jasne, a krowy latają. Gadaj!
- No dobra. Musiałem kiedyś przebiec cały teren gdzie były moje akademiki w samych bokserkach, bo przegrałem zakład.
- I przebiegłeś? – zaciekawił się Karol.
- Jasne, musiałem dotrzymać danego słowa.
- I co w tym jest takiego? – spytał Drzyzga.
- Kiedy przebiegałem obok krzaków nie zauważyłem, że zaczepiłem o nie tymi majtkami. Dopiero gdy poczułem wszędzie wiatr, zrozumiałem co się stało, ale było już za późno. Połowa mieszkańców widziała mnie tak jak mnie Pan Bóg stworzył, a reszta znała to z opowieści. Byłem potem znany na całym uniwersytecie!
- No tak, cały Igła. Całe życie na przypale – podsumował Bartek.
- A jak!
Przez najbliższe czterdzieści minut każdy z siatkarzy opowiadał swoją życiową historię. Śmiechom nie było końca, a ja przyglądając się temu z boku, cieszyłam się że udało nam się zbudować takie zaufanie między nimi. Owszem, większość z nich się znała i wiedziała, że może sobie o wszystkim powiedzieć, ale doszło też kilka nowych twarzy. Dlatego tak bardzo liczyła się przyjazna atmosfera. Taka, by każdy z nich był pewien, że może powiedzieć o wszystkim i nie zostanie wyśmiany.
- A ty Bartek? Co najbardziej szalonego zrobiłeś w życiu?
- Rozbiłem samochód mojego ojca, pożyczając go bez jego wiedzy.
- Żartujesz? – zapytałam zszokowana.
- Nie, czemu tak sądzisz? – zaciekawił się.
- Bo ja zrobiłam to samo.
- Wy to nawet jeśli chodzi o absurdalne życiowe sytuacje jesteście kompatybilni – zaśmiał się Andrzej. – Para idealna!
- Jak to zrobiłaś? – podpytywał Mikuś.
- Chciałam koniecznie udowodnić koledze, że umiem prowadzić. Tylko pomyliłam pedały… - mruknęłam cicho, wywołując śmiech reszty. – W każdym razie, gdyby nie ta sytuacja, nigdy byśmy się nie poznali.
- Jak to? – rzucił Marcin.
- Mój pobyt tutaj był formą kary – odparłam. – Jak widać za bardzo karą nie był, bo przyniósł same korzyści. – dodałam, szczerząc się. – Zyskałam przyjaciół i wspaniałego chłopaka, czego chcieć więcej?
- Słodka – stwierdził Bartek, po czym mnie pocałował.
- Boże, dzieci! Nie siejcie zgorszenia! – krzyknął Igła, łapiąc się za serce. – To nie na moje lata! – dorzucił, śmiejąc się przy tym jak psychopata i powodując, że reszta zrobiła to samo. I jak tu z nimi wytrzymać?
                                                                                                    *
- Dobrze Misiaki, teraz zagramy w skojarzenia – rzuciłam po jakimś czasie. – Na początku ja podaję słowo, a wy mówicie mi co się wam z tym kojarzy. Później zmienimy nieco zasady i powiem dwa słowa, a waszym zadaniem będzie zbudowanie ścieżki kojarzeń pomiędzy nimi. Gotowi? – zapytałam, a wszyscy zgodnie pokiwali głowami.- No dobrze, pierwsze słowo to sport.
- Pasja – stwierdził Marcin.
- Hobby – dorzucił Fabian.
- Sposób na życie – zaproponował Ignaczak.
- Zdrowie – podpowiedział Zator.
- Energia – wtrącił Guma równo z Andrzejem.
- No to wytrzymałość – zmienił zdanie Wrona.
- Dobre samopoczucie – powiedział Mikuś.
- Zwycięstwa – mruknął Kubiak.
- Zakwasy – zaśmiał się Buszu.
- Jak zwycięstwa, to i porażki – dopowiedział Dawid.
- Moc – powiedział cicho Pit.
- Siła – rzucił swoje skojarzenie Winiar.
- Aktywny tryb życia – stwierdził Szampon.
- Smukła sylwetka – dodał Karol.
- Mięśnie – zakończył Bartek.
- Brawo chłopaki, jestem z was dumna – powiedziałam, czym wywołałam uśmiechy na ich twarzach. - Kolejne słowo to szczęście. Jeśli możecie, odpowiadajcie w tej samej kolejności co wcześniej. – dodałam.
- Uśmiech.
- Radość.
- Euforia.
- Śmiech.
- Ekscytacja.
- Przyjaźń.
- Spełnianie marzeń.
- Rodzina.
- Czterolistna koniczyna.
- Odpoczynek.
- Wiosna.
- Tęcza.
- Ciepło.
- Ukochana osoba u boku.
- Miłość – podsumował Kurek, uśmiechając się do mnie uroczo. Aż się zaczerwieniłam.
- Gołąbki ciągle w formie – rzucił Ignaczak, wywołując śmiech pozostałych.
- Głupki – mruknęłam, podśmiewając się pod nosem.
                                                                                                   *
- No dobrze, pora na zmianę zasad – uznałam po kilku kolejkach luźnych skojarzeń. – Tak jak mówiłam, teraz macie tworzyć ścieżki skojarzeniowe między dwoma słowami, składające się z co najmniej trzech innych. Kto ma jakiś pomysł, ten mówi, przy czym następna osoba zaczyna od ostatniego słowa, którego użyła poprzednia. Ten kto podał ścieżkę skojarzeń mówi także słowo, do którego ma dana osoba dotrzeć. Gotowi?  Sport i rodzina.- dodałam, sprawiając że wszyscy zaczęli się zastanawiać.
- Mam!  - krzyknął po chwili Karol. – Sport, wyzwanie, kibice, wsparcie, rodzina.
- Brawo Kłos – pochwaliłam go. – Właśnie o coś takiego chodzi. Teraz przechodzimy od słowa rodzina do słowa…- zawiesiłam głos.
- Słońce – rzucił środkowy.
- Rodzina, wspólne spędzanie czasu, odpoczynek, wycieczka, słońce – zaproponował Buszu.
- Pięknie – uśmiechnęłam się.  – Jakie słowo?
- Wakacje.
- Słońce, promienie, ciepło, lato, wakacje – tym razem dorzucił Kubiak. – A moje słowo to mieszkanie.
- Wakacje, urlop, powrót, winda, mieszkanie –wtrącił, podśmiechując się Winiar.
- Tak też można – zaśmiałam się. – Twoje słowo?
- Miłość.
- Mieszkanie, dom, ciepło, ukochana osoba, Zuza, miłość – powiedział nie kto inny jak mój Kurek.
- Tylko na to czekałem – zaśmiał się Andrzej. – Ale w sumie to całkiem urocze. Kto by pomyślał, że Bartek będzie tak zakochany?
- Przestańcie – mruknęłam zawstydzona, na co Kurson przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum, które tak uwielbiałam, po czym wróciliśmy do naszej zabawy.
                                                                                              *
- To chyba tyle na dziś – rzucił po około dwóch godzinach Bączek. – Powiedzcie jeszcze, jakie są wasze odczucia.
- Było bardzo fajnie – uznał Zagumny, a reszta energicznie pokiwała głowami.
- Zawsze to będzie tak wyglądać? – zaciekawił się Zator.
- Nie, raczej nie. Postaramy się to urozmaicić i sukcesywnie będziemy wprowadzać nowe rzeczy. Chcemy przecież z każdym z was także popracować indywidualnie, bo zdajemy sobie sprawę, że nie o wszystkim chcecie mówić na forum. No i oczywiście musimy wprowadzić wizualizację, techniki oddechowe i różne takie. Przekonacie się z resztą niedługo.
- No dobrze – podsumowałam. – Na dzisiaj to będzie już wszystko. Widzimy się na kolacji, a teraz wypad! – dodałam, śmiejąc się. Siatkarze podnieśli swoje zgrabne tyłki z miejsc i powoli zaczęli wysypywać się z sali konferencyjnej, ja zaś wdałam się jeszcze w krótką pogawędkę z Kubą.
- A ty co o tym wszystkim sądzisz? – zapytał mnie.
- Myślę, że chłopcy całkiem nieźle się w tym odnaleźli, co też pozwoliło im na psychiczny odpoczynek.
- Zgadzam się. Mam nadzieję, że dalsze pomysły także spotkają się z ich aprobatą.
- Na pewno – uśmiechnęłam się.  – Jestem ci jeszcze do czegoś potrzebna?
- Tak, przez chwilę. Chciałbym żebyśmy podzielili się zawodnikami, z którymi zaczniemy od jutra przeprowadzać indywidualne spotkania. Rzecz jasna, po całym cyklu się, że tak to określę, nimi wymienimy, jednak chcę wiedzieć kto z kim zaczyna.
- Ale chłopaków jest piętnastu – wtrąciłam.
- W takim razie ja zajmę się jednym więcej. To kogo wybierasz?
- Bartka, Mateusza, Karola, Andrzeja, Rafała, Marcina i może Piotrka.
- W porządku. Odnośnie tego, od którego zaczniesz to dogadaj się już z chłopakami, dobrze?
- Jasne.
- Dobrze, więc jesteś wolna.
- To do zobaczenia na kolacji – rzuciłam, po czym ruszyłam w kierunku drzwi.
- Zuza? – zawołał mnie jeszcze Bączek.
- Tak? – zatrzymałam się.
- Dziękuję za pomoc – uśmiechnął się.
- Nie ma za co – odwzajemniłam gest. – To dla mnie przyjemność. – dodałam i zniknęłam za drzwiami.
                                                                                        *
Kolacja przebiegała w wesołej atmosferze, pełnej żartów i słownych utarczek. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie robili hałasu, więc słyszał nas cały ośrodek i jego okolica. Bo po co być spokojnym? No właśnie. Nie ma sensu marnować życia. Nawet Guma się rozkręcił i przepychał się z chłopakami! Przyglądałam się temu z niemałą radością, uśmiechając się szeroko. Do czasu kiedy nie dostałam w twarz plasterkiem pomidora.
- Pomidor, serio? – rzuciłam, ściągając go z twarzy.
- Wybacz, celowałem w Andrzeja – odparł Karol.
- Ach tak? To pozwól, że cię wyręczę – stwierdziłam, po czym rzuciłam owym pomidorem we Wronę, trafiając idealnie.
- A mówili, że jesteś z nas najspokojniejsza – zaśmiał się Marcin.
- Wiesz co? – szepnęłam, nachylając się w jego kierunku.
- Tak? – zapytał podobnym tonem.
- Kłamali! – krzyknęłam mu prosto do ucha, śmiejąc się po tym jak psychicznie chora.
- Z kim ja pracuję – podsumował Możdżon. – Wszędzie ludzie niespełna rozumu. – pokręcił głową z udawanym zażenowaniem.
I tak sobie żyliśmy, nie? A co! W końcu przyjazna atmosfera była podstawą, by każdy czuł się dobrze w tym cyrku. A na szczęście wyglądało, że tak jest. I miałam nadzieję, że tak pozostanie już do samego końca, co przełoży się na pozytywny wynik na mistrzostwach. Bardzo bym tego chciała, bo ci faceci zasługiwali na to jak nikt inny.

                                                                                 *~*
Mam nadzieję, że nadal się podoba.

sobota, 4 lipca 2015

Absurd dwudziesty trzeci.



Czas płynął coraz szybciej, powodując że wielkimi krokami zbliżaliśmy się do najważniejszej w tym sezonie reprezentacyjnym imprezy  - Mistrzostwa Świata. Każdy z chłopaków powoli zaczynał się denerwować, tym bardziej że każdy z nich chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Wszyscy mieliśmy ten sam cel – osiągnąć to, co w polskiej siatkówce udało się tylko raz, choć kiedyś także było blisko – wygrać i zostać mistrzem. Plan teoretycznie wydawał się być prosty, wystarczyło grać jak najlepiej, osiągając pełnię swoich możliwości. Jednak w praktyce sprawa nie była już taka łatwa. Wszyscy, łącznie ze mną, czuliśmy płynącą zewsząd presję. W końcu każdy oczekiwał od nas, że na własnej ziemi zdobędziemy mistrzostwo. Cała ta sytuacja powodowała, że atmosfera z każdym kolejnym dniem stawała się coraz bardziej napięta. Nie raz dochodziło do scysji między siatkarzami, do zażartych wymian poglądów i tak zwanych cichych dni. Jednak nikt nie miał do siebie jakichś większych żalów, w końcu wszyscy doskonale rozumieli, że niesnaski wynikają z ogólno panującego stresu. Ja zaś zdawałam sobie sprawę, że teraz wszystko leży w moich i Kuby rękach. To my musieliśmy zadbać o to, by polscy siatkarze wytrzymali trudy turnieju i nie spalili się psychicznie w jego najważniejszych momentach.
- Czyli co proponujesz? – zapytałam Kuby podczas jednej z naszych rozmów na temat przygotowania psychicznego chłopaków.
- Trening mentalny – rzucił. – To ostatnia szansa by im go wprowadzić, w końcu nie zostało zbyt wiele czasu do mistrzostw.
- A na czym on polega? Mógłbyś rozwinąć? – poprosiłam.
- Trening mentalny to
trening nad umysłem, który prowadzi do zwiększania skuteczności ciała poprzez wizualizację, auto-hipnozę, medytację czy techniki oddechowe. Miałby im pomóc w pełni wykorzystać ich potencjał i uzyskać kontrolę nad emocjami podczas wykonywania zadań, czyli w ich przypadku gry.
- Brzmi zachęcająco – stwierdziłam. – Myślisz, że im to pomoże?
- Na pewno nie zaszkodzi – uznał Bączek, puszczając do mnie oczko.
- Rozmawiałeś już o tym ze Stefanem?
- Wspomniałem mu, że myślę o czymś takim, ale muszę się jeszcze skonsultować z tobą.
- Ze mną? Po co? – zapytałam zaskoczona.
- Chciałbym, żebyś mi pomogła – odparł pewnie.
- Naprawdę?
- Jasne. Posiądziesz dodatkową wiedzę, a ja będę miał wsparcie. Sama wiesz jak to jest z chłopakami – to takie duże dzieci, nigdy nie wiesz czego możesz się po nich spodziewać.
- Racja – zgodziłam się z nim. – Kiedy chciałbyś zacząć?
- Może od jutra? – zapytał. – Dzisiaj porozmawiałbym z trenerem i jeżeli się zgodzi, moglibyśmy wziąć się do roboty.
- Mi pasuje – uśmiechnęłam się. – Jeszcze tylko jedno pytanie.
- Mianowicie?
- Planujesz pracę z całym zespołem czy indywidualnie z każdym zawodnikiem?
- A ty co proponujesz?
- Wydaje mi się, że możemy wykorzystać oba sposoby. W końcu nie zawsze jest tak, że chłopaki chcą gadać o każdej sprawie na forum, więc takie indywidualne rozmowy też by się przydały – stwierdziłam niepewnie.
- Myślę dokładnie tak samo – uśmiechnął się. – To co, ja idę porozmawiać z Antigą, a jeśli zgodzi się na naszą propozycję to od jutra zaczynamy działać. Umowa stoi? – zapytał jeszcze, wyciągając do mnie dłoń.
- Stoi – odparłam, ściskając ją, a następnie podniosłam się z miejsca i pożegnawszy się z Bączkiem wróciłam do swojego pokoju. Nie minęło kilka minut, kiedy po pomieszczeniu rozległo się pukanie. Nie chciało mi się wstać z łóżka, by otworzyć drzwi, więc krzyknęłam tylko proszę. Tym bardziej, że spodziewałam się kto mnie odwiedził. I nie myliłam się, bo już po chwili w pomieszczeniu znalazł się Bartek.
- Cześć kochanie – rzucił Kurek, po czym podszedł do mnie i cmoknął mnie w usta. Mruknęłam jak kot, na co on oderwał się ode mnie i cicho zaśmiał. – Idziemy na obiad?
- Nie chce mi się – stwierdziłam szczerze.
- Nie chce ci się iść, czy nie chce ci się jeść? – dopytywał przyjmujący.
- Iść – odparłam cicho, po czym przymknęłam oczy. Poczułam, że łóżko obok mnie się ugięło, co znaczyło, że Bartek zajął na nim miejsce. Potwierdziło się to gdy objął mnie ramieniem. Przesunęłam głowę na jego klatę piersiową, łaskocząc go niechcący włosami w nos, co wywołało jego cichy śmiech.
- Czyli nie idziemy na obiad? – zapytał Kurek. Już miałam odpowiedzieć, że nie, ale usłyszałam że burczy mu w brzuchu.
- Idziemy – rzuciłam. – Tylko za chwilę, dobrze mi się tutaj z tobą leży. – wyznałam.
- Mi z tobą też – odparł przyjmujący. – Wiesz, tak naprawdę na początku nie sądziłem, że będziemy razem.
- Dlaczego? – zaciekawiłam się, przekręcając się na brzuch i przenosząc wzrok na jego twarz.
- Nie zaczęliśmy zbyt dobrze naszej znajomości. Szczególnie ja, kiedy starając się ci zaimponować robiłem z siebie totalnego idiotę.
- To na swój sposób było słodkie – stwierdziłam. – Choć początkowo było niezwykle irytujące.
- Domyślam się – zaśmiał się Kurek. – Ale i tak najlepsze były nasze ciągłe wojny o byle co. – dodał, powodując że i ja się zaśmiałam.
- Fakt, ale w końcu i to wyszło nam na dobre. Chociaż gdybyś nie wykonał pierwszego kroku i mnie nie pocałował, nie wiem czy cokolwiek by z tego było. Tym bardziej, że byłam w takim momencie życia, że tak naprawdę nie wierzyłam już w miłość między chłopakiem i dziewczyną.
- Jak to? – zapytał Bartek, przyglądając mi się uważnie. Westchnęłam głęboko, po czym rozpoczęłam opowieść. Czułam, że w końcu nadeszła pora, by to z siebie wyrzucić.
- Kiedy byłam w liceum, poznałam pewnego chłopaka. Miał na imię Adam, był muzykiem i miał własny zespół, z którym występował w miejscowym klubie. Trafiłam kiedyś przypadkiem na jego występ i, co tu dużo mówić, zaczarował mnie swoim głosem do tego stopnia, że straciłam dla niego głowę, sama nie mogłam uwierzyć jak szybko. On dla mnie też, przynajmniej tak mi się wydawało… wszyscy ostrzegali mnie, że to nie jest chłopak dla mnie, że nie jest ze mną szczery i powinnam przestać tak bezgranicznie mu ufać, ale ja chciałam być mądrzejsza. Odsuwałam się od każdego, kto mówił mi, że powinnam na niego uważać, bo zaślepiona miłością nie widziałam jego wad. Do czasu… Poszłam kiedyś po którymś z koncertów jego zespołu za kulisy. Nie spodziewał się mojej obecności, bo początkowo miało mnie tam w ogóle nie być bo miałam pomagać mamie, już nawet nie pamiętam w czym. Ale jednak udało mi się to skończyć dość szybko by zdążyć. I kiedy zajrzałam za te cholernie kulisy zrozumiałam, dlaczego wszyscy mnie przed nim ostrzegali, dlaczego mówili mi bym nie wierzyła w każde jego słowo. Ten sukinsyn mnie zdradzał, wiesz? Przez cały okres naszego związku! Zmarnowałam na niego prawie 3 lata, a tak naprawdę on sypiał z kim popadnie. – przymknęłam oczy, nie chcąc pozwolić łzom, by wydostały się na powierzchnię. Wspomnienia jednak nadal cholernie mnie bolały. – Rozstałam się z nim po ogromnej awanturze, którą słyszeli chyba wszyscy obecni w klubie. Później zamknęłam się w sobie i tak naprawdę gdyby nie mój kuzyn Michał, nigdy nie odzyskałabym psychicznej równowagi. Przez długi czas dochodziłam do siebie, ale on ciągle wyciągał mnie z depresji, w którą wpadłam. Był przy mnie praktycznie codziennie, a jeśli nie mógł, to dzwonił ciągle, by podtrzymać mnie na duchu. Aż w końcu coś we mnie drgnęło i zrozumiałam, że nie mogę tak dłużej, że nie mogę niszczyć sobie życia przez to, że Adam okazał się takim dupkiem. I powoli, drobnymi kroczkami naprawiłam swoje życie, odzyskałam przyjaciół i wiarę w siebie i własne możliwości. Jedyne co mi pozostało, to uraz do związków i miłości. Dlatego początkowo robiłam wszystko, by cię od siebie odsunąć, byś sam zrezygnował ze starań o mnie. Ale ty okazałeś się wyjątkowo uparty. – zaśmiałam się cicho. – Nie odpuściłeś nawet na chwilę, sprawiając że znów poczułam jak wspaniałym uczuciem jest to, że komuś na mnie zależy. I choć broniłam się jak mogłam, to moje serce w końcu drgnęło i poczułam, że to odwzajemniam. Próbowałam to jeszcze zdusić w zarodku nim się na dobre rozwinęło, jednak mi się nie udało.
- Żałujesz? – zapytał cicho Bartek.
- Nie, zdecydowanie nie – odparłam podobnym tonem.
- Dziękuję, że mi to wszystko opowiedziałaś – uznał, całując mnie w czoło.
- Chciałam żebyś wiedział o mnie wszystko i rozumiał, skąd biorą się niektóre moje dziwne reakcje. W końcu czasami są wyjątkowo nielogiczne.
- To prawda – stwierdził, uśmiechając się delikatnie. – Ale właśnie taką cię kocham.
- Ja też cię kocham – odwzajemniłam uśmiech. – Ale teraz chodź już na ten obiad, bo coraz głośniej burczy ci w brzuchu.
                                                                                            *
Weszliśmy na stołówkę śmiejąc się głośno, a ja swoim starym zwyczajem potknęłam się na progu. Na szczęście nim moja twarz spotkała się z podłogą Bartek zdążył mnie złapać.
- Nigdy się nie nauczysz  - rzucił, pomagając mi złapać pion.
- To wszystko jest zaplanowane, muszę robić wielkie wejście! – zażartowałam, na co Kurek pokręcił z rozbawieniem głową. Później ruszyliśmy w stronę stolików, by zająć jakieś miejsce i zabrać się za posiłek, jednak po drodze zawołał mnie Bączek. Przeprosiłam przyjmującego i podeszłam do Kuby.
- Rozmawiałem ze Stefanem – rzucił.
- I jak? – zaciekawiłam się.
- Dał nam wolną rękę, o ile to spotkania z chłopakami nie będą kolidować z treningami.
- Jasna sprawa. To co, jutro zaczynamy?
- Tak. Może po popołudniowym treningu?
- Może być – uśmiechnęłam się. – To wszystko?
- Wszystko.
- To wracam do Bartka – uznałam, po czym przemieściłam się do stolika i zajęłam miejsce obok siatkarza.
- Powinienem być zazdrosny? – zapytał, kiedy na niego spojrzałam.
- O Bączka? Nie żartuj – zaśmiałam się.  – Po prostu musieliśmy omówić pewną zawodową sprawę.
- Jaką? – zaciekawił się Kurek.
- Jutro się dowiesz – mrugnęłam do niego, po czym wzięłam się za jedzenie. Niedługo potem dołączyła do nas reszta siatkarzy i zrobiła to samo.
                                                                                                 *
Kolejny trening trwał w najlepsze,  a ja obserwowałam wszystkich zawodników, zapisując swoje spostrzeżenia na kartkach. Zawsze mogło się to do czegoś przydać, a wiadomo – zapisanego się nie zapomni. No chyba, że zgubi się swoje notatki, ale miałam nadzieję, że tak się nie stanie. Mój wzrok zatrzymał się na Fabianie, który miał problem z zagrywką. Moje wyjątkowo spostrzegawcze (wiem, skromność to podstawa) oczy od razu wychwyciły dlaczego. Postanowiłam więc mu pomóc. W tym celu wstałam z miejsca i podeszłam do niego.
- Pomóc? – zapytałam.
- Niby w czym? – warknął zirytowany nieudanymi zagraniami.
- Wiem dlaczego nie wychodzą ci zagrywki – odparłam.
- Ciekawe skąd – mruknął. – Grałaś kiedykolwiek? – zapytał złośliwie.
- Kretyn – rzuciłam. – Wystarczy, że mam oczy i widzę co robisz źle.
- Więc oświeć mnie, panno wszystkowiedząca!
- Wiesz co? Pocałuj się w tyłek – warknęłam, po czym odwróciłam się na pięcie i wróciłam na swoje miejsce. Drzyzga zaś dalej walczył ze swoim problemem, ale ja nie zamierzałam mu niczego ułatwiać. Nie chciał mojej pomocy? Nie, to nie. Niech się męczy, jego wybór.
                                                                                                *
- Dobra, pomóż mi – mruknął Fabian, siadając koło mnie po jakichś dwudziestu minutach od naszej rozmowy.
- Nie zamierzam  - odparłam spokojnie.
- Dlaczego?
- Nie chciałeś mojej pomocy i mnie wyśmiałeś, więc radź sobie sam.
- Zuza no, przepraszam! Po prostu byłem zły przez całą tę sytuację.
- To nie mój problem – uznałam, po czym wstałam z miejsca, by podsunąć wskazówki Mikusiowi. On nie był takim gburem jak Drzyzga, więc podziękował mi za nie i od razu wcielił je w życie. Kiedy zauważył, że miałam rację pokazał mi uniesiony w górę kciuk, a następnie posłał uśmiech, który od razu odwzajemniłam.
- A ten co się tak szczerzy? – zapytał Kubiak, gdy pojawił obok mnie i Fabiana.
- Podpowiedziałam mu kilka rzeczy, które mu pomogły.
- A mi też coś podpowiesz? – zaciekawił się Michał.
- Postaraj się wyćwiczyć wyskok do ataku tylko z prawej nogi, wtedy ci lepiej idzie.
- Serio? – zdziwił się. – Nawet nie wiedziałem. Spostrzegawcza jesteś. – dodał.
- Dziękuję – mruknęłam, nieco zawstydzona.
- W takim razie spróbuję to opanować – mrugnął do mnie Kubiak, po czym udał się na parkiet.
- Czyli mi nie pomożesz? – zapytał mnie po chwili ciszy Fabian.
- Sam tak chciałeś.
- Ale zmieniłem już zdanie! Musisz być taka uparta? – zirytował się.
- Muszę, bo chcę żebyś zrozumiał, że chcę dla was dobrze. Nie zaszkodziło by ci, gdybyś zrobił to co zamierzałam ci poradzić nawet jakby ci nie pomogło. Ale chciałeś radzić sobie sam, to sobie radź.
- Upierdliwa jesteś – warknął jeszcze Fabian, po czym wrócił na boisko by dalej próbować opanować swoją zagrywkę. Rzecz jasna mu się nie udawało.
- Kiedy zamierzasz mu powiedzieć? – zapytał mnie Bączek, który nie wiadomo skąd pojawił się obok mnie. Co on, teleportuje się czy jak?
- Nie wiem – odparłam.
- A zrobisz to w ogóle?
- Zrobię. Ale jak się jeszcze trochę pomęczy to nic mu się nie stanie. Może trochę spokornieje.
- Fakt, przyda mi się mała lekcja pokory. W końcu nie chcemy, by uważał, że na wszystkim zna się najlepiej.
- Dokładnie – uśmiechnęłam się do Kuby, a on w odpowiedzi puścił mi oczko.
                                                                                                  *
Trening dobiegł końca, więc wszyscy powoli zbierali się do wyjścia.
- Fabian i Zuza zaczekają – krzyknął za nami Stefan, więc zatrzymaliśmy się przed drzwiami.
- Zajrzę do ciebie potem – rzucił do mnie Bartek, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
- Zuza, pomoże Fabianowi odkryć dlaczego źle zagrywa, dobzie? – zapytał mnie Antiga, gdy do nas podszedł.
- Wiem doskonale dlaczego. Nawet chciałam mu o tym powiedzieć, ale nie był zainteresowany – mruknęłam, na co Drzyzga wywrócił oczami.
- Czemu nie był? – zaciekawił się trener.
- Przeprosiłem już za to, ale Przypadek nadal nie chce mi powiedzieć gdzie leży problem.
- Po nazwisku to po pysku, Drzyzga!
- Spokój – poprosił Stefan. – Zuza, powie mu, dobzie?
- Za daleko odsuwasz łokieć od ciała przy wyrzucaniu piłki – stwierdziłam. – Mogę już iść?
- Właściwie tak, niech idzie. Fabian zostanie i sprawdzi czy Zuza miała rację.
- To do zobaczenia – rzuciłam, po czym wyszłam z sali i wróciłam do swojego pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko. Wyjęłam z kieszeni komórkę, zauważając że dostałam smsa. Szybko sprawdziłam treść i nadawcę, którym był mój kuzyn. Wymieniłam z nim kilkanaście wiadomości, gdy do mojego pokoju zapukał Fabian.
- Czego chcesz? – zapytałam, stojąc w drzwiach.
- Przyznać rację.
- Dobrze. To wszystko? – rzuciłam chłodno.
- Nie. Chciałem jeszcze ponownie przeprosić. Po prostu… kiedy jestem zły, nie chcę słuchać niczyich rad. Nawet jeśli są dobre.
- Niech stracę, przeprosiny przyjęte. Pomogłam chociaż?
- Owszem.
- W takim razie oddajesz mi jutro swoją sałatkę owocową.
- A nie będziesz się już gniewać? – zapytał Fabian.
- Nie będę.
- Więc zgoda – uznał, po czym uścisnęliśmy swoje dłonie. W tym momencie dołączył do nas Bartek.
- Będę leciał – stwierdził rozgrywający. – A ty dbaj o Zuzę. Anioł, nie kobieta. – rzucił, po czym zniknął za drzwiami od swojego pokoju.
- Coś mnie ominęło? – zainteresował się nieco skonsternowany Kurek.
- Nic ważnego – odparłam. – Chodź lepiej do pokoju. – dodałam, po czym pociągnęłam go za rękę. Wieczór ponownie spędziliśmy na oglądaniu filmu lecącego w telewizji, ale nie miało to żadnego znaczenia. Ważne, że przebywaliśmy we własnym towarzystwie. Później, gdy film się skończył Bartek chciał udać się do siebie, jednak powstrzymałam go ze względu na godzinę (każdy powód jest dobry, by został ze mną dłużej). Nie chciałam, żeby obudził Piotrka, więc koniec końców Kurek przenocował u mnie. Co wcale mu nie przeszkadzało, a mi już tym bardziej.
                                                                                             
~.~
Na przełamanie. Od razu mówię, że nie wiem kiedy dodam kolejny, ale może warto spróbować tu wrócić. Tym bardziej, że są osoby, które na to czekają i które dały wyraźny znak. Selene, Kajdi - dziękuję Wam bardzo :*