sobota, 15 listopada 2014

Absurd dziewiąty


Wyszłam na balkon i rozejrzałam się uważnie, szukając jakiegoś sposobu wydostanie się z pokoju Fabiana(ciekawe skąd Ignaczak w ogóle miał do niego klucz). Miałam do wyboru zeskoczyć, albo przejść po parapecie na sąsiedni balkon, który, jeśli dobrze pamiętałam, był częścią pokoju Możdżona. Wybrałam drugą opcję, bo nie uśmiechał mi się skok, z racji tego, że pod balkonem nie było nic na czym mogłabym bezpiecznie wylądować. Co nie znaczy oczywiście, że przechodzenie po parapecie było bezpieczne, ale nie miałam wyboru. Nie chciało mi się czekać nie wiadomo ile, aż Ignaczak łaskawie postanowi wrócić i zainteresować się naszym losem.
- Zuza, przestań! – krzyknął Bartek, który niedługo po mnie wyszedł na balkon i zorientował się, co wymyśliłam.
- Daj spokój, co może się stać? – zapytałam retorycznie, wcale nie oczekując odpowiedzi.
- To drugie piętro!
- Poradzę sobie – mrugnęłam do niego, po czym wróciłam do pokoju, skąd zabrałam krzesło. Wyniosłam je na balkon, postawiłam niedaleko parapetu, po czym weszłam na nie i zaczęłam włazić na parapet.
- Zuza, naprawdę nie musisz tego robić. Możemy poczekać!
- Ile? Godzinę, dwie? Siedem? – milczał. – No właśnie! Będzie dobrze –dodałam pewnie. Chociaż właściwie nie byłam tego pewna. Obawiałam się, że w momencie przechodzenia z balkonu na balkon włączy się mój pech i coś mi się stanie. Ale cóż, powiedziałam A, powiem i B. Wdrapałam się na parapet, po czym spojrzałam w górę, by znaleźć coś, czego ewentualnie mogłabym się złapać. Niestety nic takiego nie znalazłam, pozostało mi liczyć na szczęście(co w moim przypadku było mało możliwe, ale warto mieć nadzieję). Przylgnęłam więc do ściany i zaczęłam powoli przesuwać się w kierunku balkonu Marcina. Na szczęście balkony w ośrodku nie były od siebie oddalone tak bardzo jak w blokach, więc szansę na przeżycie miałam, chociaż niewielką. Pewnie mniejszą niż możliwość wygrania głównej nagrody w lotto, ale co tam.
- Proszę cię, wracaj! Zuzka!
- Daj spokój, bo pomyślę, że się o mnie martwisz.
- Dziwisz się? Możesz spaść i się zabić! Albo tylko połamać, jeśli będziesz miała szczęście!
- To miłe, ale naprawdę sobie poradzę – pokazałam mu uniesiony w górę kciuk, po czym ponownie przylgnęłam do ściany i ruszyłam dalej. Ostrożnie przemierzałam kolejne centymetry w kierunku mojego celu, w duchu modląc się by nic mi się nie stało. Przyznaję, może mój pomysł nie był zbyt mądry, ani tym bardziej przemyślany, ale przynajmniej jakiś był i nie czekałam biernie na Ignaczaka, który swoją drogą pożałuje, a jeśli coś mi się stanie, to tym bardziej. W życiu mi się nie wypłaci! Albo mojej rodzinie, bo różnie mogę skończyć… Nieważne, nie pora na myślenie o tym, tym bardziej, że wciąż jestem na parapecie na wysokości drugiego piętra. Jak to człowiek szybko się może rozkojarzyć…
- Zuza, tylko nie patrz w dół! – rzucił płaczliwie Kurek, a ja oczywiście w naturalnym odruchu to zrobiłam i od razu zakręciło mi się w głowie.
- Cicho, bo spadnę przez ciebie! –warknęłam. Od razu się uciszył.
Byłam w połowie drogi(tak mi się przynajmniej wydawało), kiedy przyszedł kryzys. Dotarło do mnie co tak naprawdę wyrabiam. Nie chciałam nawet myśleć co by było gdyby zobaczył to teraz Stefan, albo co gorsza mój ojciec! Miałabym mocno przekichane.
- Przypadek, co ty wyczyniasz? – usłyszałam z oddali. Po głosie rozpoznałam, że to Andrzej. Usłyszałam też, że ktoś się śmieje i wiedziałam już, że Karol jest razem z nim.
- Nic, wspinaczkę sobie uprawiam, tor z przeszkodami na wysokości pokonuję, takie tam – odkrzyknęłam.
- W porządku. Lepiej nie wnikać? – zapytał jeszcze Wrona.
- Dokładnie!
- Niech będzie – dodał Karol.
- Poszli – poinformował mnie Kurek.
- Bogu dzięki. Rozpraszali mnie – odpowiedziałam, po czym ruszyłam w dalszą „podróż”.
Drogi było coraz mniej, ja czułam się coraz pewniej i w końcu, tak! Udało się, dotarłam!
Zadowolona z siebie zamachałam do Bartka, szczerząc się niemiłosiernie.
- Idziesz tutaj czy czekasz w pokoju? – zapytałam. Kurek zerknął na mnie niepewnie, nie wiedząc jaką podjąć decyzję. – No chodź! Skoro ja dałam radę, to ty też dasz!
- A jak spadnę?
- To Polska straci jednego z przyjmujących – odparłam złośliwie.
- Nie chcę umierać! Nie ruszam się stąd!
- A jak nie znajdę Igły i szybko nie odzyskam klucza? Co wtedy zrobisz?
- No dobra! Ale jak coś mi się stanie, to będzie twoja wina!
- Wezmę to na klatę – wyszczerzyłam się.
Bartek posłał mi jeszcze tylko ironiczne spojrzenie, po czym poszedł w moje ślady i już po chwili znajdował się na parapecie. I musiałam przyznać, że szło mu całkiem sprawnie, chyba nawet bardziej niż mi. Chociaż też miał moment zawahania, mniej więcej w tym samym momencie co ja.
- Tylko nie patrz w dół! – krzyknęłam, wywołując w nim podobną do mojej reakcję na te słowa.
- Przestań! – krzyknął, a właściwie zapiszczał. Jak mała dziewczynka. Kurczę, mogłam to nagrać!
Koniec końców jednak Kurek w końcu dotarł do mnie i już oboje znajdowaliśmy się na balkonie Marcina, który niestety był zamknięty. Dodatkowo Możdżon miał zasłonięte zasłony, więc jedyne co nam pozostało, to zacząć pukać w szybę z nadzieją, że Marcin jest w środku. Tak też zrobiliśmy, jednak nic nie wskazywało na to, by środkowy przebywał aktualnie w swoim pokoju.
- To był ten twój genialny plan? Teraz utknęliśmy tutaj! – zirytował się Bartek.
- Tutaj jest większa szansa wyjścia! Marcin pewnie pojawi się szybciej niż Igła!
- Obyś miała rację!
Nie miałam pojęcia jak długo siedzieliśmy na balkonie Marcina, jednak w końcu usłyszeliśmy dźwięki płynące z pokoju, które oznaczały, że Możdżon właśnie się tam pojawił. Zaczęliśmy więc ponownie pukać w szybę, co na szczęście spowodowało, że środkowy nas usłyszał i otworzył w końcu balkonowe drzwi.
- Co wy tutaj robicie? – zapytał zdezorientowany.
- Wolałbyś nie wiedzieć – odparłam.
- Zamknąłem was tu?
- Nie, sami się tutaj znaleźliśmy.
- Chyba nie chcę wiedzieć jak.
- Uwierz mi, nie chcesz – poklepałam go po łokciu( bo musiałabym wyciągnąć rękę, by zrobić to wyżej). – A teraz przepraszam, ale my już pójdziemy. Mamy coś do załatwienia. – dodałam, po czym pociągnęłam Bartka za rękę w kierunku drzwi. – Dzięki za wszystko!
Dopiero kiedy wyszliśmy z pokoju Marcina poczułam jak bardzo jestem wściekła na Ignaczaka. Do tego stopnia, że miałam siłę, by ciągnąć za sobą Kurka, a on przecież do niskich i niezbyt silnych zdecydowanie nie należał. Przystanęłam w holu na dole, by zastanowić się gdzie może podziewać się Krzysiek, po czym mój wzrok padł na napis „Stołówka”. I wtedy już wiedziałam, że musi być właśnie tam. Puściłam rękę Bartka, po czym szybkim krokiem ruszyłam w kierunku pomieszczenia. Wpadłam na stołówkę( o dziwo wyjątkowo nie potykając się na progu) i wzrokiem odszukałam Igłę. Wtedy pomieszczenie przeszył mój krzyk, który nie zwiastował dla libero niczego pozytywnego:
- Ignaczak, już nie żyjesz!
- Zuziu, słoneczko ty moje, nie denerwuj się! Chciałem pomóc – mówił do mnie Krzysiek, cofając się powoli. Widocznie moja żądza mordu była tak duża, że ten dorosły chłop się wystraszył. Kiedy spojrzał w moje oczy, przerażenie wypisane  na jego twarzy stało się widoczne jeszcze bardziej. Obserwowałam każdy jego ruch, widząc że co chwilę błądzi wzrokiem po stołówce, szukając widocznie możliwości ucieczki. I kiedy już miałam ruszyć w jego stronę poczułam czyjeś ręce obejmujące mnie mocno w pasie.
- Nie warto – szepnął mi do ucha Kurek. – W końcu jednak nam pomógł.
- I co, może powinnam być mu wdzięczna? – zapytałam ironicznie, mimo wszystko próbując się wyrwać.
- Nie, wystarczy że mu odpuścisz – odparł, zerkając na mnie uważnie.
- Niech będzie – stwierdziłam po krótkim zastanowieniu. – Masz szczęście! – krzyknęłam do Ignaczaka. – Ale jeszcze jeden taki numer i już tak kolorowo nie będzie. Pamiętaj, jesteś pod moją obserwacją! – dorzuciłam, podchodząc do stolika i siadając obok Nowakowskiego, który od razu odsunął się na bezpieczną odległość.
- Spokojnie. Wiem, że to nie był twój pomysł – powiedziałam, uśmiechając się do niego.
- I na pewno nic mi nie zrobisz? – zapytał nieufnie. – Nie rzucisz we mnie szklanką, nie wbijesz widelca w dłoń ani nie sypniesz solą w oczy?
- No…nie – oparłam po chwilowej konsternacji, a on w odpowiedzi odetchnął głęboko i usiadł normalnie, już blisko mnie.
- A ja gdzie mam usiąść? – zapytał Bartek, widząc że przy naszym stole nie ma już wolnych miejsc.
- Możesz ze sztabem – zaśmiał się Fabian, a Kurek zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
- Dostaw sobie krzesło – stwierdziłam, przesuwając swoje na bok, by zrobić mu trochę miejsca. Bartek posłuchał mojej rady i już po chwili wszyscy siedzieliśmy przy jednym stole. No, prawie wszyscy bo Igła wciąż bał się zbliżyć i niespokojnie krążył w pobliżu.
- No chodź tutaj, obiecałam że nic ci nie zrobię.
- Ciekawe komu to obiecałaś.
- Kurkowi – odparłam, spokojnie smarując kromkę chleba masłem. Kiedy skończyłam podniosłam wzrok i zauważyłam, że wszyscy się na mnie gapią.
- Coś nie tak? – zapytałam.
- Nie. Po prostu nie wierzyliśmy, że pomysł Igły wypali i się pogodzicie.
- Wiedzieliście?! – zirytowana przesunęłam wzrokiem po każdym z nich.
- Spokojnie, wszystko na pewno da się wyjaśnić – powiedział cicho Bartek. Policzyłam w myślach do 10 i ponowiłam pytanie.
- Owszem. Ale nie sądziliśmy, że rzeczywiście zamknie was razem w pokoju.
- Nie będę się denerwować, nie będę się denerwować – mruczałam pod nosem dobre kilka sekund. – W porządku, było, minęło. – stwierdziłam, na co każdy z siatkarzy uśmiechnął się do mnie szeroko. Niemal słyszałam jak z ich serc spadły ciężkie kamienie. No chyba, że to ciężarówka na ulicy przejechała po naszych pięknych, polskich drogach. Ciężko ocenić.
- Jak właściwie wyszliście z pokoju Fabiana? Przecież wam nie otworzyłem – zapytał Igła po jakimś czasie.
- Ja to z mojego? – zainteresował się Drzyzga. – Zawinąłeś mi klucz?!
- Oj no, przecież nic się nie stało.
- A jakby się pobili? Jakby zrobili demolkę? To gdzie bym spał?!
- Właściwie, to Zuza chyba go uderzyła.
- Serio? – zapytał mnie Fabian.
- No, właściwie…
- Tak. Nawet mnie ugryzła!
- A szczepiona chociaż? – zapytał Kubiak, a ja w odpowiedzi uderzyłam go w głowę. – Boże, jaka agresywna…- dodał, rozcierając obolałe miejsce.
- Wracając do mojego pytania – zaczął Krzysiek, chcąc się w końcu dowiedzieć jak nam się udało wydostać - jak to zrobiliście?
- Wyszliśmy przez balkon.
- Skakaliście z niego?!
- Nie no, coś ty! Na głowę nie upadłam. Przeszliśmy po parapecie do Możdżona.
- Więc to stąd wzięliście się na moim balkonie…- stwierdził Marcin, uśmiechając się spod brody.
- Powiedziałaś mi, że uprawiasz wspinaczkę! Okłamałaś mnie! – zarzucił mi Andrzej. – A ja ci ufałem! – dodał, robiąc minę zbitego psa. Serio, wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Przepraszam Andrzejku. Nie chciałam, żebyś martwił się, że coś może mi się stać – odpowiedziałam, głaszcząc go po głowie. Kurek spojrzał na mnie pytająco, ale tylko wzruszyłam ramionami. Dałam mu tylko jeszcze znak, by potwierdził moje słowa, co na szczęście zrobił. Udało nam się więc udobruchać Wronę zanim popadł w czarną rozpacz.
Dokończyliśmy spokojnie kolację i kiedy już mieliśmy rozejść się do pokoi obok nas zmaterializował się Antiga.
- Tu są! Powiedzieć chciałem, że trening rano jutro. Biegać pójdziemy po lesie. Bluzy zabrać, wygodne buty. Zbiórka o 6 przed hotelem. Rozumieją? – powiedział, zerkając po kolei na każdego siatkarza. Po stołówce poniósł się głośny pomruk(nie byłam do końca pewna co oznaczał. Chodziło o potwierdzenie, że zrozumieli czy o to, że będą biegać tak wcześnie? No właśnie, kto ich tam wie).
- Gratuluję chłopaki, na pewno się ubawicie – mruknęłam złośliwie w ich stronę.
- Nie zaczynaj! – odpowiedział mi Bartek.
- Bo co? – zapytałam buńczucznie.
- Chcesz się przekonać?
- No dajesz!
- Stefan, a może Zuza pójdzie z nami? Wiesz, wspólny wysiłek podobno jednoczy.
- Dobry pomyśł – odpowiedział Antiga, a mi zrzedła mina. – Widzimy się rano. – dodał i wyszedł ze stołówki.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś!
- Sama chciałaś! - Kurek pokazał mi język.
- Nienawidzę cię! – odparłam śmiejąc się.
- I vice versa – powiedział Bartek, posyłając mi buziaka w powietrzu. Cały absurd tej sytuacji sprawił, że roześmiałam się głośno, a za mną zrobili to już wszyscy(chociaż początkowo byli nieźle zdziwieni, że obyło się bez kolejnej kłótni między mną a Kurkiem).
W końcu jednak zabraliśmy swoje zgrabne dolne tyły ze stołówki i rozeszliśmy się po pokojach, by udać się w krainę Morfeusza. Ja sama zadzwoniłam jeszcze do rodziców, porozmawiałam  z nimi i z moim braciszkiem. Kiedy skończyłam wzięłam prysznic, a następnie wróciłam do pokoju i ułożyłam się na łóżku. Zgasiłam światło, poprawiłam kołdrę i w niedługim czasie zasnęłam, przypominając sobie jak wiele wrażeń przyniósł mi dzisiejszy dzień. Doszłam jednak do wniosku, że dobrze się stało, że Krzysiek zamknął mnie i Bartka w jednym pokoju, byśmy wyjaśnili sobie wszystko. Sami pewnie nigdy byśmy się na to nie zdecydowali(a zwłaszcza ja, bo Kurek przecież próbował), byłam więc Ignaczakowi wdzięczna. Ale o tym nie zamierzałam mu mówić, bo za bardzo urosło by mu ego, a to miał już przecież wyjątkowo duże. Jeszcze by pękł z dumy i kto by to posprzątał?
                                                                  ~.~
Może się okazać, że będziemy musiały zwolnić, bo nie ukrywam, że mój zapas rozdziałowy się kończy, a na studiach gonią. Postaram się by rozdziały ukazywały się tak jak dotychczas, ale nic nie obiecuję. Zobaczymy co da się zrobić. :)
Tradycyjnie proszę o opinie. :)

14 komentarzy:

  1. Scena ucieczki z pokoju Fabiana mistrzowska! :P Brawa dla Zuzy za odwagę, ale z drugiej strony chyba większość osób zdecydowałaby się na taką opcję nie chcąc kisić się w nieskończoność w zamknięciu ;) Decyzja głównej bohaterki z pewnością podziałała mobilizująco na Bartka, który nie chciał wyjść na tego bardziej bojaźliwego ;)
    Jeśli zaś chodzi o naszego poczciwego Krzysia, to trudno tak naprawdę jednoznacznie go oceniać, bo z jednej strony zostawił na pastwę losu Zuzę i Kurasia narażając na demolkę pokój rozgrywającego, ale z drugiej dzięki niemu doszło wreszcie do zawieszenia broni.
    Endrju taki pocieszny w tej historii ;) A główna bohaterka tak go oszukała :D
    Nie szkodzi, ja będę czekać tyle, ile będzie trzeba :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bartek nie chciał być tchórzem, to musiał powtórzyć wyskok Zuzy. Nie miał wyboru. :P
      Krzyś chciał dobrze i wszystko dobrze się skończyło, więc zostaje mu wybaczone. :D
      Cieszę się, że poczekasz gdyby zaszła taka potrzeba. Chociaż nie ukrywam, że w weekend powstało kilka rozdziałów ( wena się znalazła i czas), ale nie jestem pewna czy się nadają, bo są lekko inne. Muszę to przemyśleć jeszcze. :)
      Pozdrawiam również. :)

      Usuń
  2. Ojejku, prawie zachłysnęłam się kawą. No ja nie mogę. Myślałam, że to siatkarze mają durne pomysły, ale jakże się pomyliłam. Pomysł Zuzy z chodzeniem po parapetach bije wszystko xD
    A poza tym to ma dziewczyna charakterek i bez kija czasami lepiej nie podchodzić ;D
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ostrożnie, nie chcę Twojej śmierci. :D Zuza musi być wyrazista, a co! :D
      Dziękuję bardzo :*

      Usuń
  3. No to niezle. Zuzka postapila bardzo nieodpowiedzialnie. Ciekawe co by sie stalo jakby spadla... no ale nie ma co gdybac. Wazne, ze sie pogodzila z Kurasiem, ktory malo nie umarl na zawal... kurde. I tak jest slodki. I zuzce tez wpadl w oko. Na pewno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psst, psst, podzielam zdanie o Kurku. Ale cicho! :P

      Usuń
  4. Z coraz to szerzej rozdziabioną buzią czytam kolejne Twoje rozdziały kochana!
    Siatkarze mnie powalają za każdym razem na łopatki swoimi pomysłami nie z tej Ziemi , ale jak widać Zuzka też potrafi się zabawić...
    No cóż... Oby szaleli już zawsze , bo mam dzięki temu lepszy humor!
    Dziękuje i weny życzę na dalsze tak zabawne rozdziały!
    Ann.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. :) I dziękuję, mam nadzieję, że wena pójdzie w odpowiednim kierunku, chociaż niektóre przejściowe rozdziały pewnie tak zabawne nie będą. Ale i takie są potrzebne, żeby nadać historii tempo. :)

      Usuń
    2. Zdecydowanie się z Tobą zgadzam kochana!;D
      Zapraszam na http://die-glut-der-liebe.blogspot.com/.
      Ann.

      Usuń
  5. Super akcja z tym wyjściem po parapecie. Chociaż myślałam już że Bartek spadnie albo coś podobnego xD . Wyobrażam sobię minę Krzyśka na widok Zuzy. ;) Musiał być nieźle wystraszony ;D
    Pozdrawiam i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, nie mogłam go tak urządzić. :p A Krzysiek był wystraszony, ale na szczęście nic mu się nie stało, bo na straży jego życia stanął Bartek. :p
      A na kolejny zapraszam już w sobotę. :)

      Usuń
  6. Jejku. Na początek przepraszam za taką obsuwę. Rozdział przeczytałam już w sobotę, ale nie miałam czasu go skomentować. Dopiero teraz udało mi się na chwilę oderwać od natłoku zajęć :/
    Co do samej treści to oczywiście tylko Zuza mogła wpaść na pomysł z parapetem. Dobrze, że nie zdecydowała się skakać :D W pewnym momencie myślałam nawet, że któreś spadnie. Na szczęście nic takiego się nie stało. A, i to przerażenie Bartka było zabójcze :P
    Wyobrażam sobie Możdżona otwierającego drzwi. Musiał mieć na twarzy wymalowane wielkie WTF. Igła powinien Kurasiowi podziękować, że ocalił mu życie. Inaczej zginąłby śmiercią tragiczną. Dodam też, że ten lęk Pita był bardzo pocieszny :)
    No i jestem bardzo ciekawa co zdarzy się podczas tego biegania. Bo coś się zdarzy, prawda? :D
    Pozdrawiam! Paula :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety i tak się zdarza, ale ja to rozumiem, bo sama ostatnio z niczym się nie wyrabiam. :)
      Dziękuję za dłuższy komentarz i cieszę się, że Twoje odczucia zgadzają się z tym co chciałam przekazać. :)
      Prawda. Oni nic nie potrafią przecież robić normalnie. :p
      Pozdrawiam również. :)

      Usuń