A Bad Dream
But I just feel too tired
To be fighting
Całą noc nie spałam, myśląc o sytuacji między mną i Bartkiem. Co się właściwie stało? Dlaczego do tego dopuściliśmy? Dlaczego żadne z nas nie potrafiło spokojnie porozmawiać? I co najważniejsze, jak ta sprawa wpłynie na nasz związek? Bałam się. Nie chciałam stracić Bartka, zbyt wiele dla mnie znaczył. Tylko jak mogłam być z kimś, kto nie ma do mnie zaufania, co dla mnie jest podstawą każdego związku? Okej, sama też nie byłam bez winy, doskonale rozumiałam jak to mogło wyglądać z boku i starałam się także zrozumieć zachowanie Kurka. Tylko że...nie potrafiłam. Chyba za bardzo bolał mnie jego brak zaufania. Nie poszłam na śniadanie, wiedząc doskonale, że nie będę w stanie nic przełknąć. Zamiast tego próbowałam doprowadzić się do porządku i zatuszować wszystkie efekty przepłakanej i nieprzespanej nocy. I owszem, zrobiłam co mogłam, ale i tak wszystko dało się zauważyć. Nie miałam jednak wyjścia i musiałam w takim stanie iść ma trening chłopaków, bo Stefan poprosił mnie o stworzenie portretów psychologicznych każdego z siatkarzy. Musiałam więc tak naprawdę obserwować ich w każdej sytuacji, by na podstawie tego móc wykonać moje zadanie, co wiązało się także z pobytami na treningach. Wyszłam z pokoju w celu udania się na halę, ale pod drzwiami wpadłam na Igłę.
- Zuza! Właśnie do ciebie szedłem.
- Cześć Krzysiu - mruknęłam cicho. - Co cię sprowadza?
- Wszystko w porządku? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Tak, wszystko dobrze - odparłam niezgodnie z prawdą.
- Twoje oczy mówią co innego.
- Krzyś, proszę...
- Dobrze. Nie chcesz rozmawiać, to ja cię nie zmuszam. Pamiętaj tylko, że możesz na mnie liczyć.
- Wiem. I dziękuję - powiedziałam, na co Ignaczak mnie przytulił. - Po co mnie szukałeś?
- Miałem ci przekazać, że ze względu na słoneczną pogodę, trening odbędzie się na zewnątrz.
- W porządku. Idziemy?
- A śniadanie?
- Nie jestem głodna.
- Zuza, to już któryś raz w tym tygodniu, kiedy nie jesz śniadania! A to najważniejszy posiłek dnia!
- Nie krzycz, proszę. Zjem cały obiad, obiecuję.
- Trzymam za słowo. A teraz już chodź - stwierdził, a potem ruszyliśmy na boisko za ośrodkiem, gdzie byli już praktycznie wszyscy.
Czułam na sobie wzrok Kurka, sama jednak bałam się na niego spojrzeć, bo nie chciałam, by znów pękła moja wewnętrzna tama. Nie chciałam znów płakać, mimo że to wszystko tak cholernie mnie bolało. Okej, wiedziałam że w związkach zdarzają się większe czy mniejsze kłótnie, ale to była już nasza druga i to w odstępie tylko kilku dni! I to jeszcze tak poważna...Bałam się nawet myśleć, co będzie dalej. Rozpadniemy się jak domek z kart? Już, tak od razu? Przecież nie byliśmy ze sobą długo! I to wszystko nie tak miało być. Kompletnie nie tak. Myśli kłębiły mi się w głowie, mieszając ze sobą. Umysł tworzył kolejne scenariusze przyszłości bez Bartka, powodując że czułam się jeszcze gorzej. Chciałam się wyłączyć, odciąć od wszystkich wewnętrznych rozterek, ale najgorsze było to, że nie potrafiłam. Bo przecież człowiek nie ma takich możliwości.
Zajęłam miejsce na stojącej nieopodal boiska ławeczce, a na kolanach położyłam mój notes, który zabrałam ze sobą. Początkowo chciałam notować wszystkie fakty o chłopakach, by przygotować Stefanowi kompletne informacje tak, by później mógł do nich zaglądać kiedy zechce, uznałam jednak, że przygotuję to na komputerze. W końcu nie zawsze dawało się mnie rozczytać. Mimo wszystko postanowiłam jednak zrobić notatki, ale tylko dla mojego własnego użytku. Nie chciałam przecież o niczym zapomnieć.
*
Notowałam uważnie wszystko co wiedziałam o każdym z chłopaków, co spowodowało, że nie zauważyłam nawet, że koło mnie pojawił się Zagumny.
- Dobrze się czujesz? – zapytał.
- Słucham?
- Nie wyglądasz zbyt dobrze.
- Źle spałam – odparłam wymijająco.
- Zuza, znamy się nie od dziś, a poza tym mam swoje lata. Widzę, że coś jest nie tak.
- Wydaje ci się – rzuciłam, próbując uciąć tę rozmowę.
- Pokłóciłaś się z Bartkiem, prawda?
- Skąd wiesz? – zapytałam po chwili, tym samym przyznając mu rację.
- Miałem okazję przez całe śniadanie się mu przyglądać. Zdążyłem zauważyć, że on też nie ma zbyt dobrego humoru. O co poszło?
- To skomplikowane – mruknęłam.
- Paweł, wróci już – krzyknął Stefan, przerywając naszą wymianę zdań.
- Wrócimy jeszcze do tej rozmowy – zaznaczył Guma, po czym ponownie zabrał się za rozgrywanie.
*
Trening się skończył, więc postanowiłam wrócić do swojego pokoju, by odpocząć(jakaś porządna drzemka by się przydała!). W tym celu podniosłam się z miejsca i najszybciej jak się dało ruszyłam w stronę ośrodka. Nie chciałam, by którykolwiek z siatkarzy chciał ze mną rozmawiać – nie zniosłabym kolejnych współczujących spojrzeń( wystarczyło mi to Pawła). Okej, wiedziałam, że oni wszyscy na pewno chcieliby nam pomóc, ale to była sprawa między mną a Bartkiem. Tylko i wyłącznie. I sami musieliśmy rozwiązać nasz problem, bez ingerencji jakichkolwiek osób trzecich.
Weszłam do swojego pokoju, po czym od razu rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. Westchnęłam głęboko, po raz kolejny próbując wyrzucić z głowy dręczące mnie myśli. Nie wiedziałam kompletnie co powinnam zrobić. Próbować porozmawiać z Bartkiem czy wręcz przeciwnie, unikać go? Oba rozwiązania na ten moment wydawały mi się nieodpowiednie, wiedziałam jednak, że w końcu będę musiała coś zrobić, choćby po to, by wyjaśnić to, co dalej będzie z nami. Nie chciałam, cholernie nie chciałam rozstać się z Kurkiem, ale nie wiedziałam czego się spodziewać. Bo przecież, skoro mi nie ufał, wcale nie musiał chcieć dalej ze mną być. Może to wszystko już nie zależało ode mnie? Może to nie ja miałam zdecydować o tym, czy nasz związek się rozpadnie czy dalej będzie trwać? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi… Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi, a następnie wejście Igły.
- Wybacz, że tak wszedłem bez pozwolenia, ale nie byłem pewien czy słyszałaś pukanie.
- Słyszałam – mruknęłam w poduszkę.
- Idziemy na obiad.
- Nie jestem głodna.
- Obiecałaś mi coś rano.
- Dużo się od tego czasu zmieniło – stwierdziłam, podnosząc się po pozycji siedzącej.
- Zuzka, do cholery! Ja wiem, że masz jakiś problem, ale w ten sposób sobie nie pomożesz! Wręcz przeciwnie! – krzyknął wyprowadzony z równowagi Krzysiek.
- Nie krzycz na mnie – poprosiłam cicho.
- Więc się ogarnij! I wstawaj, raz, dwa! – nie miałam wyboru, więc podniosłam się z łóżka i ruszyłam za libero na stołówkę, uprzednio zamykając drzwi od pokoju.
Weszliśmy do pomieszczenia, a ja poprosiłam Krzyśka, byśmy usiedli gdzieś z boku. Zgodził się, choć niechętnie. Nie miało to jednak dla mnie jakiegoś większego znaczenia, ja po prostu nie chciałam rzucać się w oczy. Nie potrzebowałam tego, a jeśli on chciał być w centrum zainteresowania, to wcale nie musiał siadać koło mnie. Nawet mu to powiedziałam, ale w odpowiedzi usłyszałam, że musi dopilnować, bym zjadła cały posiłek tak jak mu obiecałam. Nie miałam więc wyjścia i gdy tylko miałam już przed sobą talerz zabrałam się do jedzenia. Czy było łatwo? Nie. Nie kiedy nie masz ochoty na jedzenie. Nie kiedy ktoś siedzi naprzeciwko ciebie i obserwuje każdy twój ruch.
- Możesz przestać tak na mnie patrzeć? – poprosiłam.
- Niby jak?
- Tak, jakbym popełniła jakąś zbrodnię.
- Bo popełniłaś.
- Niby jaką?
- Na własnym zdrowiu.
- Nie przesadzaj. Po prostu nie zjadłam śniadania, to nic wielkiego.
- Nie kiedy to był kolejny raz z rzędu.
- To moja sprawa, co robię ze swoim życiem – warknęłam.
- Nie jeśli robisz coś takiego!
- Możesz przestać? Nie chcę się pokłócić z kolejną osobą.
- Jak to z kolejną? – zaciekawił się.
- Nie chcę o tym rozmawiać – odburknęłam.
- Zuza… przecież mogę ci pomóc.
- Wiem. Ale poradzę sobie sama – odparłam, a naszą dalszą rozmowę przerwało pojawienie się całej zgrai na stołówce. Siatkarze szybko nas wypatrzyli i nim się obejrzałam, byli już koło nas i zajmowali wszystkie wolne miejsca. Tyle z mojego spokoju.
- Dlaczego usiedliście tak w kącie? – zainteresował się Zator. Spuściłam głowę i zaczęłam intensywnie wpatrywać się w talerz z jedzeniem. I pierwszy raz tak cholernie mocno chciałam być niewidzialna, bo czułam, że spojrzenia wszystkich spoczywają na mnie.
- Tak wyszło – stwierdził Igła, próbując ratować sytuację. Mimo to napięcie wciąż było wyczuwalne, a ja miałam coraz bardziej dość. Postanowiłam, bez względu na jakiekolwiek skutki, jak najszybciej usunąć się ze stołówki. Wstałam więc z miejsca, co spowodowało, że wzbudziłam zainteresowanie Krzyśka( z resztą nie tylko).
- A ty dokąd się wybierasz? – zapytał.
- To nie ma znaczenia – mruknęłam.
- Nie skończyłaś obiadu.
- Nie mam ochoty.
- Nie interesuje mnie to. Mieliśmy umowę – rzucił gniewnie.
- Umowę? To że narzuciłeś mi swoje zdanie nazywasz umową? – zapytałam z irytacją.
- O co chodzi? – zapytał Fabian.
- Nie wtrącaj się – burknęłam.
- Nic ci nie narzucałem. Po prostu chcę dla ciebie dobrze – odpowiedział mi w tym samym czasie Ignaczak.
- Jasne. Wszyscy chcą dla mnie dobrze. To dlatego wszyscy mają w poważaniu to co mówię? – nakręcałam się.
- Nie przesadzaj – wtrącił znowu Drzyzga.
- Mówiłam ci, żebyś się nie wtrącał! To rozmowa między mną a Krzyśkiem!
- Nie kiedy mówisz o nas wszystkich! Jak masz jakiś problem, to po prostu to powiedz, a nie strzelasz fochy nie wiadomo o co!
- Nie wiadomo o co?! Może o to, że traktujecie mnie jak kogoś, kto jest tutaj dla zabawy? Może o to, że nie obchodzi was moje zdanie, że macie gdzieś to o co was proszę, to co w ogóle do was mówię?! – wybuchłam.
- Zuza, jeśli chodzi ci o tamten trening… - zaczął Marcin, ale od razu mu przerwałam.
- Nie tylko! Chodzi mi o całokształt. Nie jestem tutaj po to, żebyście traktowali mnie jak jakiegoś dzieciaka, który nic nie wie i którego trzeba prowadzić za rękę, bo sam sobie nie poradzi! Ani po to, żebyście traktowali mnie jak powietrze! Bo cholera jasna, mamy współpracować! Na tym to wszystko polega!
- Odpuść Zuza. Niepotrzebnie się nakręcasz – stwierdził Mariusz.
- Jasne. Oczywiście. Masz rację – rzuciłam.
- Nie ironizuj, bardzo cię proszę.
- Wiecie co? Ja chyba po prostu do was nie pasuję – mruknęłam rozczarowana. – Może niepotrzebnie w ogóle tutaj jestem? – dodałam jeszcze, po czym odwróciłam się na pięcie i wybiegłam ze stołówki. Słyszałam jeszcze, że siatkarze coś za mną krzyknęli, ale nie zwróciłam już uwagi co takiego.
Wyszłam poza teren ośrodka, udając się na spacer. Musiałam przemyśleć to wszystko co się wydarzyło. Chyba po raz kolejny zareagowałam zbyt impulsywnie, ale naprawdę miałam dość. Od czasu tego pamiętnego treningu czułam się w reprezentacji jak piąte koło u wozu. I to tak bardzo jak jeszcze nigdy. Nie miałam już siły dalej się wściekać – byłam po prostu cholernie rozczarowana i rozżalona. Nie sądziłam, że wszystko może popsuć się tak szybko. Przecież jeszcze niedawno byliśmy… przyjaciółmi? Tak, mogę to tak nazwać. A teraz? Teraz nie było już nic. Wiedziałam, że w głównej mierze to pewnie była moja wina, bo mogłam wszystko wyjaśnić spokojnie, zamiast od razu na nich naskakiwać. Tylko co z tego, skoro nie potrafiłam? Chyba za bardzo przytłoczyło mnie życie. A że pokłóciłam się także z Bartkiem, to nie miał mi kto pomóc. Bo mogłam udawać, że poradzę sobie sama, ale potrzebowałam kogoś, kto okaże mi wsparcie. Tylko co z tego, jeśli w momencie okazywania mi przez kogoś wsparcia, ja tę osobę odpychałam? Sama sobie przeczyłam! I nie wiedziałam już co zrobić, jak postąpić, jak rozwiązać tę sytuację. Może miałam rację w tym, co powiedziałam chłopakom na stołówce? Może mnie naprawdę nie powinno być w Spale? Może naprawdę się do tego wszystkiego nie nadawałam?
Nie miałam pojęcia jak długo krążyłam po Spale, ale kiedy ocknęłam się z rozmyślań zauważyłam, że już dawno jest ciemno, a na niebie błyszczą gwiazdy. Zorientowałam się także, że mam gęsią skórkę od zimna. Nawet nie czułam, że zmarzłam! Westchnęłam cicho, marząc o tym, by cała ta sytuacja minęła, by wszystko dobrze się skończyło. Naprawdę tego chciałam, ale na obecną chwilę nie widziałam żadnego wyjścia z tej sytuacji. Ze złości( spowodowanej ogromnym rozczarowaniem), kopnęłam leżący mi na drodze kamień, który następnie przetoczył się kawałek i zatrzymał na poboczu ścieżki, którą podążałam. Czułam się tak samo jak on – niepotrzebna. I może przesadnie się nad sobą użalałam, ale tak właśnie było. I niestety nie widziałam żadnych perspektyw, by to się zmieniło.
Ruszyłam w drogę powrotną do ośrodka, mimo że tak bardzo nie chciałam teraz tam być. Nie miałam jednak wyboru – nie chciałam przecież spędzić nocy na zewnątrz, tym bardziej że miałam na sobie tylko cienki podkoszulek.
*
Kiedy dotarłam do ośrodka, od razu udałam się na swoje piętro. Marzyłam tylko o tym, by się położyć, zasnąć, a potem obudzić wtedy, kiedy wszystko już będzie dobrze. Szkoda tylko, że to tak nie działało.
Dotarłam pod swój pokój, a moim oczom ukazał się komitet powitalny złożony z Gumy i (co było dla mnie nieco zaskakujące) Bartka.
- Jesteś – szepnął Kurek, gdy tylko mnie zauważył. Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, przyjmujący już przytulał mnie do siebie.
- Nie będę przeszkadzał – uznał Paweł, po czym odwrócił się na pięcie i niedługo potem zniknął za drzwiami swojego pokoju.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem – szepnął mi do ucha Bartek, nie wypuszczając mnie z objęć. Ja w tym czasie oddychałam głęboko, napawając się zapachem jego perfum. Nie mogłam przecież przewidzieć jak długo będzie mi to dane.
- Zuza…- zaczął przyjmujący. – Porozmawiaj ze mną.
- Bartek… nie dziś, proszę – mruknęłam. – Wystarczy mi wrażeń.
- Jeśli nie dziś to kiedy? – zapytał. – Jak długo jeszcze będziesz mnie zbywać? – dociekał, patrząc mi w oczy.
- Jutro.
- Obiecujesz? – jego tęczówki wyrażały ogromną nadzieję.
- Ja…- zaczęłam.
- Zuza…- szepnął, a następnie oparł swoje czoło na moim. – Nie chcę cię stracić… Spróbujmy się dogadać, proszę.
- Dobrze…- mruknęłam, przymykając oczy. – Obiecuję, że porozmawiamy jutro – dodałam, a Bartek w odpowiedzi mnie pocałował. Delikatnie, jednak na tyle mocno, że czułam wszystkie emocje, które nim targały. Z resztą, z mojej strony było to samo. Chciałam przez tę czułość pokazać mu, że nie chcę go stracić, że kocham go tak jak jeszcze nigdy nikogo innego nie kochałam. Tylko czy to wszystko mogło wystarczyć, byśmy odbudowali to co nas łączyło? Byśmy znów mieli szansę na szczęście?
~.~
Zagubiła nam się ta Zuza.