Chciałam, mimo przygotowań do sesji dodawać posty. Chciałam, żebyście razem ze mną mogły przeżywać przygody chłopaków. Ale jak się wali, to wszystko.
Niestety, z przyczyn ode mnie niezależnych, rozdziały w najbliższym czasie pojawiać się nie będą. I nie mam pojęcia, kiedy pojawią się znowu, bo aktualnie nie mam na czym ich tworzyć, ponieważ mój laptop najprawdopodobniej dokonał żywota. Nie oczekuję od Was, że ze mną zostaniecie (tym bardziej, że już pod ostatnim rozdziałem widać było, że sporo Was zniknęło. Widocznie rzeczywiście popsułam to opowiadanie, tak jak mi się wydawało) bo zwyczajnie nie mam takiego prawa. Jeśli jednak będziecie chciały wciąż tu być, ja ze swej strony obiecuję, że dołożę wszelkich starań, by wrócić tu z nowym absurdem jak najszybciej(a przez jak najszybciej rozumiem, niestety, dopiero luty).
Przykro mi, że tak się stało, ale na pewne rzeczy niestety wpływu nie mam.
Na Wasze blogi, w miarę możliwości, postaram się zaglądać.
Przepraszam.
środa, 14 stycznia 2015
sobota, 10 stycznia 2015
Absurd siedemnasty.
Kolejnego dnia obudziło mnie delikatne pukanie do drzwi. Przeciągając się
wstałam z łóżka, by sprawdzić kto ma do mnie jakąś sprawę tak wcześnie
rano(była ósma). Uchyliłam delikatnie drzwi, a do mojego pokoju wcisnął się
Bartek. Zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować wziął mnie w
ramiona(mało mnie nie przewracając, dobrze, że zdążył mnie złapać) i pocałował.
- Dzień dobry kochanie - odparł uśmiechnięty.
- Um, cześć - odparłam niepewnie.
- Coś nie tak? - zapytał zaniepokojony.
- Nie. Po prostu mnie zaskoczyłeś.
- Czym?
- Przypływem miłości.
- Oj Zuza! W końcu jesteśmy razem, kochamy się. Mógłbym wykrzyczeć całemu
światu jak bardzo szczęśliwy jestem! - Kurek powiedział to z tak uroczą miną,
że normalnie się rozczuliłam. Jak na widok małego, słodkiego szczeniaczka. Choć
musiałam przyznać, że Bartek wyglądał lepiej ( Nie wierzę, że to przyznałam. Co
ta miłość robi z ludźmi).
- Jesteś kochany - mruknęłam, wtulając się w niego. - I dzięki temu
wybaczam ci to, że mnie obudziłeś.
- Doceniam to. A teraz się zbieraj, idziemy na śniadanie! - rzucił,
rozsiadając się na moim łóżku.
- Co ty właściwie robisz? - zapytałam jeszcze.
- No jak to? Zamierzam na ciebie poczekać - puścił mi oczko. - No już,
szykuj się!
Nie czekając, aż nasza dyskusja rozwinie się bardziej, podeszłam do szafy,
z której wyjęłam, z uwagi na ładną pogodę za oknem(czułam, że będzie ciepło),
krótkie granatowe spodenki i białą bluzkę na grubych ramiączkach. Idąc do
łazienki ponownie musiałam przejść koło Bartka, co on wykorzystał, puszczając
mi buziaka, kiedy mój wzrok napotkał jego. W odpowiedzi popukałam się w głowę,
jednocześnie szeroko się uśmiechając, a następnie zniknęłam za drzwiami.
Odłożyłam ubrania na szafeczkę, rozebrałam się i weszłam do kabiny.
Odkręciłam kurek, a ciepłe krople przyjemnie otuliły moje ciało. Postanowiłam
nie siedzieć pod prysznicem zbyt długo i nie kontemplować nad sensem życia tak
jak zawsze, bo nie chciałam żeby Bartek dostał szału czekając na mnie(tak to
sobie tłumaczyłam, przecież nie chodziło o to, że chcę z nim spędzać tyle czasu
ile tylko się da), dlatego już po 10 minutach kończyłam myć zęby. Rozczesałam
jeszcze włosy, zostawiając je by wyschły, ubrałam się i opuściłam
pomieszczenie.
- Gotowa? - zapytał Kurek, kiedy mnie zobaczył.
- Jeszcze tylko znajdę telefon i możemy iść - odparłam.
- Tu leży - Bartek wskazał na szafkę koło łóżka, po czym podał mi
poszukiwany przeze mnie przedmiot.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. - Idziemy?
- Idziemy - usłyszałam, po czym siatkarz otworzył mi drzwi. Wyszliśmy na
korytarz, uprzednio zamykając jeszcze mój pokój na klucz, po czym ruszyliśmy w
kierunku windy.
- Nie wolisz iść schodami? - zapytałam Bartka, lekko się podśmiewając.
- Zamilcz - odparł, grożąc mi palcem. - Poradzę sobie.
- Jak chcesz. Tylko potem nie histeryzuj - pokazałam mu język i wsiadłam do
windy, która właśnie stanęła na naszym piętrze. Zaraz za mną wsiadł Kurek, po
czym wcisnął przycisk oznaczający parter.
- Jednak umiesz wcisnąć jeden - zakpiłam. Siatkarz w odpowiedzi tylko
groźnie na mnie spojrzał, a ja uśmiechnęłam się niewinnie. I gdy tak
czekaliśmy, aż winda zjedzie na dół (a jechała wolno, pewnie w wyniku ostatniej
awarii) Bartek objął mnie od tyłu w pasie, opierając jeszcze swoją brodę na
moim ramieniu.
- I co wyczyniasz? - zaciekawiłam się.
- Korzystam póki mogę.
- A co, planujesz już rozstanie? - dopytałam, odwracając się jego stronę i
zarzucając mu ręce na szyję.
- Nie, tylko wciąż nie mogę uwierzyć w swoje szczęście i boję się, że zaraz
wszystko pryśnie - odparł, zerkając mi głęboko w oczy.
- To uwierz - rzuciłam i pocałowałam go prosto w usta. - A teraz chodź, bo
kiszki mi marsza grają - dodałam, a gdy drzwi od windy się otworzyły
pociągnęłam go za sobą w kierunku stołówki.
Weszliśmy do pomieszczenia wciąż trzymając się za ręce, co od razu
wzbudziło zainteresowanie reszty. Nie przejęliśmy się tym jednak, bo byliśmy
zajęci szukaniem dwóch wolnych miejsc. Niestety, znaleźliśmy tylko jedno.
- Usiądź - nakazał mi Kurek. - Zorganizuję sobie jakieś krzesło i zaraz
wracam. - dodał i już go nie było.
- Zuza? - zagaił Igła.
- Tak?
- Chcesz nam coś powiedzieć?
- Nie, nie chcę - odparłam, uśmiechając się pod nosem.
- Na pewno? - dopytywał libero.
- Na pewno.
- Jestem już - obok mnie pojawił się przyjmujący. - Przesuniecie się
trochę? - zapytał, wskazując na przyniesione ze sobą krzesło.
- Tylko pod jednym warunkiem - stwierdził zaczepnie Fabian.
- Niby jakim?
- Powiecie nam co mają znaczyć te uśmiechy!
- Nie powiedziałaś im? - zapytał mnie Bartek.
- Czekałam na ciebie - odpowiedziałam, mrugając do niego.
- To miłe - odwzajemnił gest.
- No mówcie w końcu! - zirytował się Drzyzga. Kurek złapał mnie za leżącą
na stole dłoń, co sprawiło, że rozgrywający ( i nie tylko) w końcu zrozumiał co
chcemy wszystkim przekazać.
- Jesteście razem?!
- Jesteśmy - udzieliłam mu odpowiedzi, a Bartek mocniej ścisnął moje palce.
- Nareszcie!
- Wygrałem! - rzucił Piotrek. - Zator, wyskakuj ze stówki!
- Już, już - odparł skwaszony libero i niechętnie wręczył Nowakowskiemu ową
kwotę.
- Serio się założyliście o to czy się zejdziemy? - zapytałam, zauważając
przy okazji, że reszta także wymieniała się banknotami. - I to wszyscy?
- Zawsze to jakaś rozrywka - odpowiedział mi zadowolony Winiarski.
- Jesteście niemożliwi!
- Oj tam! Ważne, że cieszymy się waszym szczęściem.
- W sumie racja - skwitowaliśmy jednocześnie z Bartkiem, a potem w końcu
zajęliśmy się jedzeniem.
*
- Zuza, do holu ze mną pójdzie! - zawołał mnie Stefan, gdy zamierzaliśmy z
chłopakami rozejść się po pokojach.
- Jasne, już idę - odparłam zdezorientowana, po czym zrobiłam to o co mnie prosił.
- Mama? Co ty tutaj robisz?
- Musisz mi pomóc!
- Niby w czym?
- Zaopiekuj się bratem.
- Oszalałaś! Jestem w pracy, a nie na wakacjach!
- Nie przesadzaj, to tylko dziś! Nie mam co z nim zrobić, nie zabiorę go
przecież ze sobą na spotkanie biznesowe.
- A tata nie może się nim zająć? - zapytałam jeszcze.
- Jest w delegacji.
- Niech będzie - skapitulowałam.
- Odbiorę go wieczorem. Dziękuję! - rzuciła moja mama i już jej nie było.
- Cześć Miki - powiedziałam, podchodząc do brata.
- Zuzia - krzyknął ucieszony i rzucił mi się na szyję. Kochany pięciolatek.
- Chcesz poznać siatkarzy słoneczko?
- Chcę - odparł niepewnie, odrywając się ode mnie.
- To chodź - wzięłam go na ręce i ruszyłam w stronę schodów, by udać się na
odpowiednie piętro(wolałam nie jechać windą, bo mój brat się ich bał).
- A cóż to za uroczy chłopiec? - zapytał mnie Zagumny, gdy wpadliśmy na
niego na korytarzu.
- Mój brat, Mikołaj - odpowiedziałam.
- Miło mi cię poznać - stwierdził Paweł, schylając się do niego i ściskając
jego drobną łapkę na powitanie.
- Nie widziałeś Bartka?
- Chyba jest u siebie.
- Dzięki - uśmiechnęłam się. - Chodź kochanie, poszukamy go. - pożegnałam
się z rozgrywającym i razem z Mikim udałam się do pokoju Bartka i Piotrka.
Zapukaliśmy do drzwi, a kiedy się otworzyły od razu wcisnęliśmy się do
środka.
- To twoje? - zapytał mnie Nowakowski.
- Tak Piotruś, urodziłam dziecko mając 18 lat - rzuciłam z przekąsem.
- Serio? Bartek wie?
- O czym wiem? - zapytał wychodzący z łazienki Kurek.
- Zuza ma dziecko!
- Co? - zapytał zdezorientowany Bartek, a ja przewróciłam oczami.
- Nie słuchaj go - odparłam. - Poznaj proszę, to Mikołaj, mój brat.
- Cześć maluchu - schylił się do niego przyjmujący, ale Miki wyjątkowo się
zawstydził i schował za moją nogą. - Chyba nie jest zbyt rozmowny. -
stwierdził.
- Nie wiem dlaczego. Zawsze był otwarty nawet na obcych.
- Może Bartek mu się nie spodobał - rzucił Nowakowski, po czym sam podszedł
do niego się przywitać. I okazało się, że najprawdopodobniej ma rację, bo z
Piotrkiem Miki przywitał się bardzo chętnie. Tak samo jak z resztą siatkarzy,
którzy przyszli go poznać jak tylko o nim usłyszeli.
*
- Myślisz, że się do mnie przekona? - zapytał mnie po jakimś czasie Bartek,
gdy obserwowaliśmy jak Mikołaj bawi się z Fabianem.
- Kiedyś na pewno - pocieszyłam go. - Bardzo bym tego chciała.
- Tak, ja też - odparł, wyglądając na lekko zasmuconego. Nie dziwiłam mu
się, mi też było by przykro, gdyby ktoś ze znacznego grona ludzi nie polubił
tylko mnie. Naprawdę miałam nadzieję, że Miki zaprzyjaźni się z Bartkiem. I
zamierzałam zrobić wszystko, by do tego doprowadzić.
- Może zabierzemy go na spacer? - zapytałam. - Pójdziesz z nami?
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie chcę by czuł się nieswojo.
- Proszę.
- W porządku.
- Miki? - zawołałam brata.
- Tak? - zapytał, podchodząc do mnie.
- Chcesz iść na spacer?
- Chcę!
- A możemy zabrać wujka Bartka? - poprosiłam cicho.
- Możemy - odparł po chwili namysłu.
- Cieszę się bardzo - przytuliłam go.
- Zuzia?
- Tak braciszku?
- A pójdziemy najpierw do łazienki? - zapytał cicho, lekko zawstydzony.
- Jasne, chodź - uśmiechnęłam się. - Bartek?
- Tak?
- Czekasz tutaj czy na dole?
- Na dole.
- Dobrze, to zaraz zejdziemy.
- W porządku - Kurek odwzajemnił mój uśmiech i rozeszliśmy się w swoje
strony.
*
Kiedy zeszliśmy na dół Bartek już czekał. Wyszliśmy więc z ośrodka i
poszliśmy przed siebie.
- Jest tu w okolicy jakiś plac zabaw? - zapytałam go po jakimś czasie.
- Z tego co pamiętam, to tak i to całkiem niedaleko. Chcesz tam iść?
- Jeśli możemy.
- Dla ciebie wszystko - stwierdził Kurek, a ja w odpowiedzi ścisnęłam jego
dłoń (bo końcu cały czas trzymaliśmy się za ręce).
Kiedy doszliśmy na miejsce mój brat od razu popędził na huśtawkę.
Krzyknęłam jeszcze za nim, by na siebie uważał, po czym usiadłam na ławce tuż
obok Bartka. Siatkarz objął mnie ramieniem, a ja przymknęłam powieki i oparłam
na nim głowę.
- Cieszę się, że jesteś tu ze mną - szepnął mi do ucha. Wtuliłam się w
niego mocniej, bo czułam dokładnie to samo. Tak naprawdę dopiero teraz czułam
się najlepiej - potrzebna, a co najważniejsze kochana. I sama byłam zaskoczona
czując to wszystko, tym bardziej, że tak długo broniłam się przed tym uczuciem.
Ba, nawet nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że między mną a Bartkiem mogło
by coś być. A tu proszę, czas bardzo szybko zweryfikował moje poglądy. A ja
wcale nie byłam z tego powodu niezadowolona. I wszystko było dobrze, gdybym nie
usłyszała płaczu mojego braciszka.
- Cholera jasna!
*
Podbiegłam do brata, od razu próbując dowiedzieć się dlaczego płacze.
- Miki, co się stało? Słoneczko moje! - rzuciłam, mając nadzieję, że nie
dolega mu nic poważnego. Chłopiec wtulił się we mnie, a ja sama nie wiedziałam
co zrobić. Wpadałam w coraz większą panikę, bo jego płacz się nasilał, a ja
stawałam się coraz bardziej bezradna. Dobrze, że był ze mną Bartek.
- Daj mi go - poprosił, a ja od razu to zrobiłam.
- Co się dzieje, smyku? Powiedz wujkowi, zaraz coś zaradzimy - przemówił do
niego spokojnym tonem pełnym...miłości? Tak, chyba tak. I to chyba właśnie to
spowodowało, że Mikołaj powoli przestał płakać, a następnie wskazał na swoje
rozbite kolano, z którego leciała krew. - Kolano? No młody, twoja pierwsza
poważna rana! Powoli stajesz się mężczyzną!
- Kochanie? - zwrócił się tym razem do mnie.
- Tak?
- Poczekacie chwilę? Skoczę do apteki.
- Nie trzeba...- nim dokończyłam, Kurka już nie było.
- No już słoneczko, przestań płakać. Bartek zaraz coś zaradzi -
powiedziałam do Mikołaja, przecierając jego kolano chusteczką. - Powiesz mi co
się stało?
- Zszedłem z huśtawki i chciałem do was podejść...ale potknąłem się i
uderzyłem kolanem o kamień - powiedział cicho. - Jesteś zła?
- Oczywiście, że nie! Nawet tak nie mów! - przytuliłam go do siebie. W tym
czasie wrócił Bartek, który zaraz uklęknął obok Mikiego i zaczął opatrywać mu
ranę.
- Będzie lekko szczypać - uprzedził malca. - Ale ty jesteś silnym młodym
chłopcem i na pewno wytrzymasz, prawda? - zapytał jeszcze, a mój brat w
odpowiedzi kiwnął potakująco głową.- To uwaga! - chłopiec syknął, ale Kurek od
razu zareagował i zaczął dmuchać na jego kolano, by mu ulżyć. Potem nakleił mu
duży plaster i zadowolony z siebie spojrzał w jego stronę. Mój brat jednak był
zbyt zainteresowany wzorem na opatrunku, by zwrócić na to uwagę.
- Patrz Zuzia, samochody! - stwierdził zachwycony, po czym w końcu spojrzał
na Bartka, który wyglądał nieco mniej pewnie niż wcześniej. Ale nie minęła
chwila, jak widziałam Mikołaja wtulającego się w Kurka. Chyba dzięki całej tej
akcji ratowniczej malec w końcu się do niego przekonał. No, albo dzięki
plasterkowi z samochodami. Pewnie to drugie wygrało.
- Wracamy? - zapytałam, kiedy zauważyłam, że mój brat ziewnął.
- Tak - odparł sennie, po czym całą trójką ruszyliśmy w stronę ośrodka.
*
- Zuzia, nie mam siły dalej iść - stwierdził cicho Mikołaj, gdy byliśmy
jakieś 15 minut drogi od ośrodka.
- Braciszku, już naprawdę niedaleko. Daj radę - poprosiłam.
- Daj spokój, nie ma go co męczyć. Chodź smyku, wezmę cię na barana -
stwierdził Bartek, po czym schylił się tak, by Miki mógł bez problemu się na
nie wdrapać, co też maluch uczynił. - Widzisz? Już możemy iść dalej. -
uśmiechnął się.
- Tylko trzymaj się mocno! - poprosiłam brata i ruszyliśmy w drogę.
Dość szybko dotarliśmy do ośrodka. Udaliśmy się do mojego pokoju, gdzie Kurek
ułożył Mikołaja na moim łóżku. Nim się obejrzeliśmy już spał. Nakryłam go
jeszcze cienkim kocem, po czym usiadłam obok Bartka na drugim łóżku.
- Dziękuję - powiedziałam, całując go w policzek i wtulając się w niego.
- Za co? - zapytał.
- Za mile spędzony czas, a głównie za to, że tak dobrze zająłeś się moim
bratem.
- Nie ma sprawy.
- Jest. Sam widziałeś, że ja sobie nie poradziłam. Gdyby nie ty, pewnie
usiadłabym koło niego i też zaczęła płakać - stwierdziłam. - Chyba nigdy nie
nauczę się jak reagować w sytuacji, gdy dziecko będące pod moją opieką zaczyna
płakać, a ja nie wiem dlaczego.
- Nauczysz się. To kwestia obycia z takimi zdarzeniami - objął mnie
mocniej.
- A ty? Gdzie się tego nauczyłeś?
- Jak byłem młodszy mama często zostawiała pod moją opieką mojego brata,
więc siłą rzeczy musiałem. Choć nie ukrywam, że początki były trudne.
- To znaczy?
- Długo trwało zanim zacząłem rozróżniać dlaczego płacze. A ile razy wypadł
przeze mnie z wózka, to nawet nie zliczę. Na szczęście zawsze lądował na czymś
miękkim.
- Naprawdę tak było czy mówisz to tylko po to, by mnie pocieszyć?
- Naprawdę. Możesz zapytać moich rodziców jeśli chcesz.
- Nie trzeba, wierzę ci - uśmiechnęłam się, a Bartek w odpowiedzi mnie
pocałował.
A potem, nie wiem nawet kiedy sama zasnęłam. I to wynikało najpewniej z
faktu, że w ramionach Kurka było mi niesamowicie ciepło i przyjemnie.
*
- Kochanie, telefon ci dzwoni - powiedział cicho Kurek prosto do mojego
ucha, co sprawiło, że się obudziłam. Bartek widząc to podał mi urządzenie,
które od razu odebrałam.
- Słucham? - zapytałam zaspana.
- Zuzia? Tu mama. Za jakieś 10 minut będę u ciebie, zejdziesz z Mikim do
holu?
- Tak, jasne.
- To do zobaczenia - dodała i się rozłączyła.
- Długo spałam? - zapytałam przyjmującego, wstając z łóżka.
- Jakieś 40 minut. Coś się stało?
- Co? Nie, mama niedługo będzie po Mikołaja. Musimy go obudzić.
- Zniosę go na dół, niech śpi.
- Jesteś cudowny.
- Przecież wiem. Za to mnie kochasz.
- A jaki pewny siebie!
- Cały ja! - rzucił, po czym delikatnie wziął mojego brata i tak jak
powiedział, zniósł go na sam dół, gdzie czekała już moja mama. - Dobry wieczór
- przywitał się z nią.
- Dobry wieczór panie...
- Bartek Kurek mamo. Mój chłopak - przedstawiłam siatkarza, a sposób w jaki
to zrobiłam wywołał ogromny uśmiech na jego twarzy(w końcu pierwszy raz
publicznie nazwałam go moim chłopakiem i to w rozmowie z moją matką).
- Miło mi pana poznać.
- Mi panią również. I proszę mi mówić po imieniu - stwierdził. - Pani
wybaczy, że nie uścisnę ręki, ale nie mam jak - wskazał głową na śpiącego w
jego ramionach Mikołajka.
- Rozumiem. A co on ma na kolanie? - zaciekawiła się.
- Mały wypadek, ale to tylko rozbite kolano. Bartek wszystko porządnie
opatrzył.
- Bartek? Niech zgadnę, ty jak zwykle spanikowałaś.
- Znasz mnie nie od dziś.
- Oj Zuza - mama pokręciła głową z uśmiechem. - No dobrze, zabieram go. I
dziękuję, że się nim zajęliście.
- Cała przyjemność po naszej stronie - stwierdził Kurek, a Miki poruszył
się, a następnie otworzył zaspane oczka. - Obudziłem cię, smyku? - zapytał go.
- Nie - odparł mój brat, kiedy Bartek postawił go na ziemi. - Mama! -
rzucił, gdy tylko ją zauważył.
- Cześć kochanie. Dobrze się dziś bawiłeś?
- Tak! Wujek jest super! Niósł mnie na barana i byłem tak wysoko! -
odpowiedział, celowo przeciągając a w słowie "tak", by wyrazić jak
bardzo mu się podobało.
- Cieszę się. Ale teraz wracamy już do domu, dobrze?
- A przyjedziemy tu jeszcze kiedyś? - zapytał mamę Miki.
- Myślę, że tak. Ale teraz już musimy jechać. Pożegnaj się ładnie i chodź
do auta.
- Jesteś najlepszym wujkiem na świecie - powiedział do Bartka, gdy ten przy
nim kucnął, a następnie przytulił go mocno.
- Bardzo mi miło - odparł siatkarz, odwzajemniając uścisk.
Gdy maluch już się od niego oderwał, mama poprosiła mnie jeszcze, bym
odprowadziła ją do auta. Zgodziłam się.
- Fajny chłopak - stwierdziła, gdy zapinała Mikołaja w foteliku. - Długo
jesteście razem?
- Od wczoraj.
- Widać, że mu na tobie zależy, bo jest wpatrzony w ciebie jak w obrazek.
- Mamo!
- Co mamo? Sama prawda. Kochasz go?
- Tak - odparłam szczerze.
- To dobrze, bardzo dobrze. Pielęgnuj to kochanie, bo to może być początek
czegoś wspaniałego - powiedziała, przytulając mnie. - I trzymaj się. I dzwoń!
- Jasne - odparłam, całując jeszcze brata na pożegnanie w czoło. A kiedy
mama odjechała, wróciłam do ośrodka.
- Czekałeś na mnie? - zapytałam zdziwiona, widząc Bartka wciąż stojącego w
holu.
- No tak - odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem.
- Kochany - odwzajemniłam uśmiech. - Ale teraz chodź już na górę, jestem
padnięta.
- W porządku - złapał mnie za rękę i udaliśmy się na nasze piętro, by
rozejść się do naszych pokoi. - Zajrzę do ciebie jeszcze za kilka minut.-
stwierdził, gdy byliśmy już przy drzwiach.
- Dobrze - przytaknęłam, po czym weszłam do pokoju, gdzie od razu
przeprowadziłam wieczorną toaletę i już w piżamie położyłam się do łóżka.
*
*
Kiedy już praktycznie zasypiałam, do mojego pokoju(którego specjalnie nie
zamknęłam) wszedł Kurek.
- Dobranoc - powiedział cicho, kiedy podszedł do łóżka, a następnie
pocałował mnie w czubek głowy.
- Zostań - szepnęłam sennie.
- Jeśli chcesz - odparł. - Tylko pójdę powiedzieć Piotrkowi, że zostaję u
ciebie.
- A mówiłeś mu jak wychodziłeś, że idziesz do mnie?
- No tak.
- To się domyśli gdzie jesteś.
- W sumie racja - stwierdził, po czym podszedł
tylko do drzwi i zamknął je na klucz. Ja w tym czasie zrobiłam mu miejsce, więc
kiedy wrócił wystarczyło, żeby się położył, co też zaraz uczynił. I kiedy poczułam jego ciepło wtuliłam się w
niego tak, jak dziecko wtula się w swojego misia. A miarowe bicie jego serca
pozwoliło mi spokojnie zasnąć i bez jakichkolwiek przeszkód przespać całą noc.~.~
Nie wiem kiedy znów się tutaj pojawię( wybaczcie, student :P), dlatego zostawiam Was z dłuższym epizodem, który, mam nadzieję, wynagrodzi Wam czekanie. :) Liczę, że się spodoba. Komentujcie, bo lubię poznawać Wasze opinie. :)
sobota, 3 stycznia 2015
Absurd szesnasty.
Źle spałam, bo całą noc myślałam o sytuacji między mną i Bartkiem. Analizowałam wszystkie nasze rozmowy, przypominając sobie najdrobniejsze szczegóły i starając się dociec co kierowało nim, gdy mnie pocałował. To był jego sposób by przekonać mnie do milczenia czy chodziło o coś głębszego? Tak naprawdę wolałam nie wiedzieć, ale z drugiej strony ta cała sytuacja powoli zaczynała mnie męczyć i chciałam już ją wyjaśnić. Problem polegał jednak na tym, że się bałam. Nie wiedziałam czego oczekiwać od Kurka – ba! – nie miałam nawet pojęcia czego ja sama chciałam.
Postanowiłam porozmawiać z kimś, kto choć trochę (a przynajmniej taką miałam nadzieję) byłby w stanie pomóc mi zrozumieć obecne wydarzenia. W tym celu wybrałam się do Najmądrzejszego z Mądrych, Największego Mędrca Ludzkości – Pawła Zagumnego. Bo wiedziałam, że jeśli on mi nie pomoże, nie zrobi tego już nikt.
*
Od wczoraj chodziłem niebywale zadowolony, bo w końcu zdobyłem się na odwagę i pocałowałem Zuzę. Psuł to jedynie fakt, że ona, najprawdopodobniej zbyt zaskoczona moim zachowaniem( co może w pewien sposób było zrozumiałe), zwyczajnie zwiała, zanim zdążyłem powiedzieć choćby jedno słowo. A tych, w obliczu nagłego przypływu pewności siebie, wyjątkowo chciałem powiedzieć jej dużo. Zastanawiałem się tylko jak dziś Przypadek będzie się wobec mniej zachowywać. Naprawdę chciałem doprowadzić sprawę do końca i w końcu wszystko sobie z nią wyjaśnić. Nie wiedziałem tylko czy dostanę na to szansę. Bo co będzie, jeśli Zuza postanowi mnie unikać? Albo co gorsza, będzie udawać, że nic się nie wydarzyło? Zdążyłem ją już poznać na tyle, by wiedzieć, że jest do tego zdolna. I niestety, ten scenariusz wydawał mi się coraz bardziej prawdopodobny.
- Coś taki zamyślony? – spytał Piotrek. – Jeszcze uwierzę, że naprawdę posiadasz mózg.
- Idiota – odparłem, rzucając w niego poduszką, przed którą niestety się uchylił.
- No już, nie wyzywaj, tylko spowiadaj się wujaszkowi Piotrkowi – spojrzałem na niego dziwnie, ale postanowiłem skorzystać z jego propozycji i ochoczo zabrałem się do przedstawiania mu wydarzeń z wczorajszego dnia. Kto wie, może Nowakowski w jakiś sposób mi pomoże?
*
Zapukałam delikatnie do drzwi pokoju Pawła i czekając na to aż mi otworzy gorączkowo zastanawiałam się, co mu powiedzieć. Zawsze miałam problem z ubieraniem moich uczuć w słowa, dlatego obawiałam się, że nie będę w stanie przekazać mu tego, co działo się w mojej głowie. Wiedziałam jednak, że jeśli nie spróbuję, to nigdy się nie przekonam – i to tak naprawdę był jedyny powód, który sprawiał, że jeszcze nie uciekłam(w czym zaczynałam powoli nabierać wprawy).
- Słucham? – zza drzwi wychyliła się głowa zaspanego Gumy.
- Obudziłam cię? O matko, nie chciałam!
- Spokojnie Zuza, oddychaj. Nic się przecież nie stało.
- Przerwałam ci drzemkę!
- To nic. Co cię sprowadza? – zapytał Paweł, gestem dłoni wskazując mi, bym weszła do pomieszczenia.
- Chciałam porozmawiać – odparłam niepewnie, siadając na skrawku łóżka, należącego do Igły.
- W takim razie słucham.
- Nie wiem od czego zacząć…
- Najlepiej od początku.
- Chodzi o Bartka – rzuciłam.
- W końcu! Już myślałem, że się nie doczekamy – odparł Guma.
- Słucham? – zapytałam zdezorientowana.
- Proszę cię, wszyscy widzą, że was do siebie ciągnie. Czekaliśmy tylko kiedy to zauważycie. A właściwie ty, bo Bartek wyglądał jakby pewne sprawy dotarły do niego wcześniej.
Zaskoczona słowami Pawła nie wiedziałam co odpowiedzieć. Spuściłam więc wzrok na swoje dłonie, starając się zebrać myśli. Kiedy już to zrobiłam, zaczęłam wyrzucać z siebie słowa z prędkością światła. Miałam tylko nadzieję, że Zagumny zrozumiał wszystko, albo przynajmniej znaczącą większość.
*
- Co zrobiłeś?! – dawno nie widziałem tak zaskoczonego Piotrka.
- Pocałowałem ją.
- I jak zareagowała?
- Właściwie to…uciekła.
- No stary, to chyba jej się nie spodobało – zaśmiał się Nowakowski.
- Możesz ze mnie nie kpić? Ja ci się żalę, a ty sobie zabawę urządzasz!
- Przepraszam, już jestem poważny. – przeprosił Cichy. – Rozmawiałeś z nią potem?
- Nie, chyba mnie unika. Nawet na śniadanie nie zeszła.
- Może akurat nie była głodna? Albo się odchudza? Wiesz, dziewczyny tak mają, ciągle gdzieś widzą jakieś zbędne kilogramy.
- Jeśli próbujesz mnie pocieszyć, to kiepsko ci idzie.
*
- Dlaczego uciekłaś?
- Nie wiem. Wystraszyłam się konsekwencji i zanim zdążyłam racjonalnie pomyśleć nogi same poniosły mnie do pokoju.
- Chcesz poznać moje zdanie? – zapytał Paweł.
- Chcę.
- Ty po prostu boisz się miłości. Boisz się swoich uczuć, tego co może się wydarzyć. Ale przede wszystkim, boisz się zaangażować.
- Może masz rację.
- Musisz to przezwyciężyć. Z jednego bardzo ważnego powodu.
- Mianowicie?
- Kochasz Bartka – stwierdził pewnie Zagumny, wbijając we mnie swoje spojrzenie.
- To niemożliwe!
A jednak.
*
- Stary, po prostu jej to powiedz.
- Ale co?
- To że ją kochasz.
- Ja wcale jej…
- Bartek, wszyscy wiedzą jak jest. Spójrz prawdzie w oczy.
- To niemożliwe!
A jednak.
*
Po rozmowie z Gumą zaszyłam się w swoim pokoju, starając się jeszcze na spokojnie przyswoić wszystkie wnioski, do których z jego pomocą doszłam. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Ja miałabym się zakochać w Kurku? Przecież to nierealne, za bardzo działał mi na nerwy! Chociaż…jakby tak się zastanowić, to w ostatnim czasie wszystko się zmieniło. Teraz jego zachowanie nie doprowadzało mnie do szału, ale sprawiało, że śmiałam się tak bardzo, że czasami aż bolał mnie brzuch. Ale czy to miało świadczyć o tym, że pokochałam tego oszołoma? Trudno było mi w to uwierzyć.
*
Piotrek wyszedł, a ja powoli przyswajałem jego słowa. Ja miałbym zakochać się w Zuzce? Tej pyskatej, przemądrzałej dziewczynie, która myślała, że pozjadała wszystkie rozumy? Wolne żarty. To nierealne, nierealne, nierealne! Dlaczego więc tak dobrze czułem się w jej towarzystwie? Dlaczego robiłem wszystko, by się uśmiechała i była radosna? Dlaczego chciałem ochronić ją przed całym złem? Cholera, wpadłem po uszy. A było pod co (autodiss!).
*
- Musimy im pomóc! – rzucił Piotrek, pojawiając się w pokoju Ignaczaka i Zagumnego, gdzie (a jakże!) była również cała reszta.
- Komu i w czym?
- Zuzie i Bartkowi oczywiście!
- A, im – odparł spokojnie Fabian.
- Serio? Nie rusza was to?
- Stary, będą chcieli to się dotrą. Bez naszej pomocy.
- Nie sądzę. Rozmawiałem dzisiaj z Bartkiem i wątpię, żeby sam coś zrobił.
- Na Zuzę też bym nie liczył – wtrącił Guma.
- No właśnie! Musimy coś zrobić!
- Niech będzie – odparł Mikuś. – Ktoś ma jakiś pomysł?
I tak rozpoczęła się burza mózgów, gdzie każdy przekrzykiwał każdego. Ale koniec końców, decyzja została podjęta.
- Czyli tak: przygotowujemy im randkę z prawdziwego zdarzenia. Marcin z Krzyśkiem gotują, Andrzej z Karolem będą kelnerami, my załatwimy produkty i ogarniamy stół, by wszystko grało. Potem odwiedzamy nasze gołąbeczki, każemy im się ładnie ubrać i zejść do stołówki. Stoi? – zapytał dla pewności Winiarski.
- Stoi.
- To do roboty chłopaki!
- Tak jest!
*
Podczas gdy prace przygotowawcze na stołówce trwały, dwójka bliskich (czego nie chcieli dopuścić do świadomości) sobie ludzi wciąż rozmyślała nad słowami swoich przyjaciół, coraz bardziej się do nich przekonując. Czyżby w końcu docierało do nich to, co wszyscy starali się im uzmysłowić? Ciężko było stwierdzić. Faktem jednak pozostawało to, że ich mózgi pracowały na najwyższych obrotach, co dawało nadzieję na to, że w końcu zrozumieją co ich łączy.
*
- Nie tak! Bardziej na lewo! – rzucił Mariusz, patrząc jak Zator dekorował stół dla Zuzy i Bartka ( z resztą, Wlazły był bardzo z siebie zadowolony. W końcu, tłumacząc się tym, że jest od Pawła starszy, mógł do woli się nim wysługiwać, samemu nie robiąc praktycznie nic. Ot, sprawiedliwość).
- Teraz dobrze?
- Teraz tak. Brawo.
- Naprawdę? – zapytał Zatorski, który w końcu poczuł się doceniony.
- Owszem – odpowiedział Wlazły, a serduszko Pawła zalało ciepło. W końcu ostatni raz takie miłe słowa usłyszał dość dawno. Już nawet zapomniał kiedy.
*
W tym czasie Igła i Możdżon wyjątkowo dobrze radzili sobie w kuchni. Chociaż to pewnie wynikało z faktu, że to Marcin gotował, a Krzysiek tylko podawał produkty. Ale pewnie i tak potem wszystkie zasługi przypisze sobie, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Środkowy wolał jednak nie zwracać uwagi na ewentualną kwestię niedocenienia jego kulinarnego talentu, gdyż chciał by wszystko wyszło idealnie. Dlatego też był bardzo skupiony na tym co robił – kroił, smażył, mieszał, doprawiał jak szalony, powodując przy tym, że po całej kuchni roznosił się kuszący zapach smakowitego jedzenia.
- Widzę, że nieźle ci idzie – stwierdził Winiarski, który pojawił się w kuchni nie wiadomo skąd. Nie doczekał się jednak odpowiedzi Możdżona, który nawet na chwilę nie zamierzał oderwać się od powierzonego mu zadania. Za bardzo mu zależało, by pozwolić by cokolwiek wyszło nie tak.
- Wyrobicie się? – zagaił więc do Ignaczaka.
- Jasna sprawa!
- No to w porządku – rzucił jeszcze, po czym ulotnił się tak szybko, że libero nie zdążył nawet mrugnąć.
*
- Włóżmy garniaki! Musimy wyglądać schludnie, jak na prawdziwych kelnerów przystało – zadecydował Karol, a Andrzej potwierdził to skinieniem głowy. - To do roboty. Musimy się wyszykować, a czas ucieka. Reszta pewnie niedługo skończy wszelkie przygotowania.
- Racja. Czas na transformację! – rzucił Andrzej, po czym przyjaciele przybili jeszcze piątkę i zabrali się do doprowadzenia się do idealnego wyglądu. W końcu trzeba się prezentować, prawda?
*
- Wszystko gotowe? – zapytali zarządzający całym przedsięwzięciem Wlazły i Winiarski.
- Tak jest – odparli siatkarze odpowiedzialni za wygląd sali.
- A jedzenie?
- Też - stwierdził wychodzący z kuchni Możdżonek. – Możemy zaczynać.
- Gdzie Wrona i Kłos?
- Poszli się wyszykować.
- W porządku. Mikuś, idziesz do chłopaków powiedzieć im, żeby się pospieszyli i za jakieś 10 minut byli na dole.
- Ok!
- Kto pójdzie do Bartka i Zuzy przekazać im tę radosną nowinę i zaprosić ich tutaj?
- Ja pójdę – zgłosił się Zagumny. – Mojego polecenia nie zignorują.
- Racja – uznał Winiarski.
- I jeszcze jedno – zaczął Wlazły. – Proszę was, żebyście się tutaj nie kręcili. To ma być spokojna randka, która mam nadzieję pozwoli im do końca zrozumieć, co do siebie czują. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jutro zauważymy różnicę. Zostaje tylko Marcin, jako nasz nadworny kucharz oraz Andrzej i Karol jako kelnerzy. Więcej nas tu nie potrzeba. Wino kupiliście?
- Kupione – odparł Dzik.
- A jakie?
- Nigdy go nie piłem, ale zadzwoniłem po pomoc do Ziomka i takie mi doradził.
- Czyli na pewno będzie odpowiednie. Dobra chłopaki, na nas już pora.
Wszyscy zrobili to, co do nich należało, a sam Król Paweł Pierwszy udał się na odpowiednie piętro, by wypełnić powierzone mu zadanie.
*
Usłyszałam pukanie do drzwi, które wyrwało mnie z zamyślenia. Wstałam z łóżka i udałam się do nich, by zobaczyć kto mnie odwiedził. Uchyliłam je delikatnie, a do mojego pokoju wszedł Guma.
- Paweł? Co tutaj robisz?
- Sprawa jest.
- Jaka?
- Masz 20 minut. Ubierasz się ładnie, malujesz i schodzisz do stołówki. Jasne?
- Ale o co chodzi?
- Możesz to dla mnie zrobić?
- Mogę.
- Więc zrób. Za 20 minut na dole – rzucił, po czym wyszedł, zostawiając mnie w fazie zdezorientowania. Postanowiłam jednak zrobić to o co mnie prosił, bo w końcu Zagumnemu się nie odmawia. Nigdy.
*
Zamierzałem wyjść z pokoju i poszukać Nowakowskiego, ale w drzwiach natknąłem się na Zagumnego.
- O, Bartek! Właśnie ciebie szukałem.
- Ale o co chodzi?
- Za 20 minut schodzisz do stołówki. Masz być elegancko ubrany, najlepiej załóż garnitur. Jasne?
- No tak, ale po co?
- Po prostu zrób to o co cię proszę. Uwierz mi, nie będziesz żałował – odwrócił się na pięcie i odszedł.
Nie miałem wyboru, więc spełniłem jego polecenie. Z resztą, wolałem się nie sprzeciwiać. Nie chciałem narazić się na gniew Pawła.
*
Po umówionym czasie (aż dziwne, że się wyrobiłam!) zeszłam na dół, przy stołówce natykając się na równie elegancko ubranego Kurka.
- O co tutaj chodzi?
- Nie mam pojęcia. Paweł kazał mi tu przyjść.
- Mi także. Mamy tam wejść? – zapytałam, wskazując palcem na drzwi od stołówki.
- Tak sądzę. To co, wchodzimy? – odpowiedział Bartek, ale w tej samej chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanął ubrany w garnitur Karol.
- Już jesteście? W takim razie zapraszam – ruszył w głąb pomieszczenia, a my weszliśmy za nim (Bartek po raz kolejny wykazał się swoimi dżentelmeńskimi odruchami i przepuścił mnie w drzwiach). Naszym oczom ukazał się udekorowany stół, na którym paliło się kilka świec. – Siadajcie. – wskazał nam miejsca właśnie przy nim.
- Karol, wyjaśnisz nam o co tutaj chodzi? – zapytałam.
- Zorganizowaliśmy wam randkę. – usłyszałam w odpowiedzi. – Po prostu…cieszcie się wspólnie spędzonymi chwilami, dobrze? My się zajmiemy resztą.
- Prosiłeś ich o to? – podpytałam Kurka zaraz po tym jak zajęliśmy miejsca.
- W życiu. Jestem równie zaskoczony co ty.
- Cóż…pozostaje nam tylko korzystać, dopóki są tacy mili – uśmiechnęłam się w jego kierunku, co on odwzajemnił.
Naszą rozmowę przerwało pojawienie się Andrzeja, który zaproponował nam wino, na co z ochotą przystaliśmy. Niedługo potem pojawił się Karol, który przyniósł nam jedzenie (przygotowane przez Marcina, co wyciągnęliśmy z nich nawet szybko). Zabraliśmy się więc za spożywanie posiłku, który okazał się być naprawdę smaczny. Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, że z Możdżona był taki świetny kucharz. Skończyliśmy posiłek i zatopiliśmy się w rozmowie. I kiedy wszystko wokół przestawało mieć znaczenie naprawdę zaczynałam rozumieć co miał na myśli rano Paweł. I zaczynałam się z nim zgadzać.
- Zuza…porozmawiamy? – zapytał niepewnie Bartek po dłuższym czasie naszego milczenia.
- Chyba już pora – odpowiedziałam takim samym tonem.
- Dlaczego wczoraj uciekłaś?
- Przestraszyłam się tego co potem możesz chcieć mi powiedzieć.
- Sam nie wiem co bym ci wtedy powiedział – zaśmiał się. Nerwowo, oboje to wyczuliśmy. – Ale wiem co chciałbym powiedzieć ci teraz. – stwierdził cicho.
- Co takiego? – zapytałam. A potem widziałam jego błyszczące oczy, patrzące prosto w moje. I już wiedziałam, że przepadłam.
- Zuza…kocham cię – szepnął. A ja zdałam sobie sprawę, że Guma miał rację. Bo jak wytłumaczyć to, że czułam się w tej chwili najszczęśliwszą osobą na świecie, a w moim serduszku rozlało się przyjemne ciepło? Zorientowałam się, że przymknęłam oczy, więc otworzyłam je powoli i spojrzałam na patrzącego na mnie wyczekująco Kurka. Wiedziałam, że powinnam mu odpowiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. Nie chciałam jednak, by źle to wszystko zrozumiał, więc zrobiłam coś czym właściwie zaskoczyłam sama siebie – złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
- To znaczy, że…-zaczął, gdy nieznacznie się od niego odsunęłam.
- Tak Bartek…ja też cię kocham – wyznałam mu cicho, a on w odpowiedzi rzucił mi najszerszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. A potem mnie pocałował. I znów, i znów, i znów.
Usłyszeliśmy oklaski, więc niechętnie oderwaliśmy się od siebie, a nasz wzrok padł na Marcina, Andrzeja i Karola, którzy najzwyczajniej w świecie cieszyli się naszym szczęściem.
- Dzięki chłopaki – rzucił do nich Bartek. – Jestem waszym dłużnikiem.
- Jesteśmy – poprawiłam go, wtulając się w niego.
- To my was zostawiamy, gołąbeczki – rzucił Wrona i wszyscy się ulotnili.
A ja uśmiechnęłam się szeroko. I wiedziałam, że to będzie jedno z moich najpiękniejszych wspomnień. A błyszczące z radości oczy Bartka, kiedy wyznałam mu, że odwzajemniam jego uczucia zapamiętam na długo. A znając mnie po prostu na zawsze.
~.~
I wszystko już jasne :)
A teraz kilka kwestii organizacyjnych, co do dalszej części opowiadania:
1. Zastrzegam sobie prawo do wprowadzania zmian w historii sezonu reprezentacyjnego (mam tutaj przede wszystkim na myśli to, że być może, bo sama jeszcze nie wiem, Bartek będzie częścią zespołu na Mistrzostwa Świata), jak również i następującego po nim sezonu ligowego ( w końcu to tylko opowiadanie, wszystko się zdarzyć może. :))
2. Jeśli chodzi o kwestię treści opowiadania - może ona ulegnąć zmianie. Postaram się oczywiście, żeby nadal rozdziały Was bawiły, siłą rzeczy jednak będzie w nich więcej miłości, skoro nasze gołąbki są razem (ciekawe jak długo :P).
3. Z uwagi na to, że mamy styczeń, a na studiach jest to miesiąc wyjątkowo zabiegany, ze względu na liczne zaliczenia i egzaminy (taka zabawa w sesji), może mi braknąć czasu, by stworzyć rozdziały, co z kolei może przełożyć się na to, że nie w każdy weekend się one pojawią, za co z góry przepraszam. Postaram się jednak, by wszystko przebiegało zgodnie z ustalonym harmonogramem, zobaczymy co z tego wyjdzie. :) Gdyby jednak okazało się, że tego czasu braknie, to poczekacie na nowe części? :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)