sobota, 20 grudnia 2014

Absurd czternasty.


- Jest propoźycja. Nie do odźucenia – zaczął Stefan, gdy następnego dnia spotkaliśmy się na śniadaniu.
- Mianowicie? – zapytał Marcin.
- Ładna pogoda jest, wykorzystać to ćeba! Nad jezioro jedziemy.
- Nie wiem czy to dobry pomysł – stwierdziłam sceptycznie.
- Niby czemu? – zapytał mnie Andrzej.
- Po prostu.
- Przyznaj, wstydzisz się nas i tyle – rzucił Fabian z cwaniackim uśmiechem.
- Rzeczywiście mam czego – odgryzłam się.
- Nie kłócą się. Jedziemy i tyle! Gadania nie ma!- uznał Antiga. – O 9 przed ośrodkiem – rzucił i już go nie było.
- No tak, jeszcze tego było mi trzeba – warknęłam zirytowana, po czym wstałam i wyszłam ze stołówki.
- Ktoś wie o co chodzi? – zapytał zdezorientowany Mikuś.
- Nie bardzo – odpowiedział mu Winiar.
- Bartek?
- Co ja?!
- Nie masz z tym nic wspólnego?
- Tym razem to nie moja wina, daję słowo!
- W takim razie ktoś powinien pogadać z Zuzą i wyciągnąć z niej co się stało.
                                                                       *
Byłam zła, sama nie wiem dlaczego. Od samego rana chodziłam poddenerwowana, bo nie mogłam dodzwonić się do mamy, a nigdy nie było z tym problemu. Z resztą, do taty też nie mogłam. Nie miałam pojęcia co się dzieje, a cała ta niewiedza zżerała mnie od środka. Dlatego nie uśmiechało mi się jechać nad to jezioro. Miałam iść się bawić podczas gdy mojej rodzinie coś mogło się stać? Nie potrafiłam. Moje zdenerwowanie rosło z każdą minutą czy nawet sekundą. Rozmyślania przerwało mi pukanie do drzwi.
- Idzie? – spytał Stefan, kiedy wpuściłam go do pokoju.
- A mam jakieś wyjście? – pokręcił przecząco głową, a ja przewróciłam oczami.
- Coś dzieje się?
- Nic takiego.
- Opowie.
- Nie mogę od rana dodzwonić się do rodziców – westchnęłam.
- Wszystko na pewno dobzie.
- Skąd możesz wiedzieć? – warknęłam. – Przepraszam. Po prostu bardzo się martwię.
-Rozumie. Zobaczy, na pewno oddzwonią.
- Może masz rację – odparłam.
- Na pewno. A teraz idzie ze mną. Wszyscy czekają.
- No dobrze. Daj mi jeszcze chwilę, zabiorę kilka rzeczy.
- Jasne. Pospieszy się tylko.
Stefan wyszedł, a ja zaczęłam zbierać to co mi potrzebne. Następnie założyłam strój kąpielowy pod ubrania, zabrałam telefon, torbę i wyszłam z pokoju, zamykając go jeszcze na klucz. Zjechałam windą na dół i wyszłam przed ośrodek, gdzie wszyscy czekali.
- Jesteś wreszcie. Co tak długo? – zapytał Kubiak.
- Przepraszam. Już możemy jechać.
- Wsiadają – rzucił Stefan, gdy reprezentacyjny autokar zatrzymał się koło nas.
- Widzę, że na bogato ta wycieczka, skoro rozbijamy się oficjalnym autokarem – rzucił Karol, a Andrzej gwizdnął z podziwem.
- Do środka załogo! Ahoj przygodo! – krzyknął Winiar i wbiegł do autokaru.
- W pełni normalny to on nie jest – stwierdził Mariusz, a wszyscy się zaśmiali. Ja wysiliłam się tylko na drobny uśmiech, bo na nic więcej nie było mnie stać.
- Wszystko dobrze? – zapytał Marcin, gdy reszta powoli wsiadała do autokaru.
- W porządku.
- Nie przekonałaś mnie.
- Wsiadają, sibko! – rzucił Antiga, który znikąd pojawił się obok nas. To spowodowało, że moja rozmowa z Brodatym została przerwana, co w sumie mnie ucieszyło. Nie chciałam obarczać innych tym, czym sama się martwiłam. Bo i po co?
Zajęłam wolne miejsce przy oknie, mniej więcej w połowie autokaru. Nie miałam siły na żadne rozmowy, więc miałam nadzieję, że uda mi się ich uniknąć.
- Zuza, chodź do nas! – zawołał mnie Ignaczak. – Pogramy w karty.
- Może później – odpowiedziałam,  następnie włożyłam do uszu słuchawki i zatopiłam się w kojących dźwiękach moich ulubionych piosenek.
                                                                  *
- Myślicie, że przestała nas lubić? – zapytał cicho Zatorski.
- Skąd wiesz, że w ogóle nas lubiła?  - odpowiedział pytaniem na pytanie Mikuś.
- Też prawda…
- Dajcie spokój! Widać, że ewidentnie ją coś gryzie. Wystarczy dowiedzieć się co i w miarę naszych możliwości jej pomóc – stwierdził Szampon.
- Próbowałem, ale mnie zbyła – wtrącił Marcin, drapiąc się po brodzie.
- Może po prostu zostawcie ją w spokoju? – odezwał się milczący do tej pory Zagumny. – Będzie chciała, to sama nam opowie co jej leży na sercu.
- Może i tak. To co, czekamy? – upewniał się Zator.
- Czekamy – odpowiedziała mu reszta.
                                                                     *
Podróż trwała w najlepsze(ciekawe które jezioro Stefan wybrał, skoro tak długo jechaliśmy. Byle nie jakieś brudne czy coś. No i najlepiej, żeby wokół nie było zbyt wielu ludzi, żebyśmy nie wzbudzali niepotrzebnych sensacji. To znaczy siatkarze, mnie przecież nikt nie znał. I dobrze.), aż w końcu Antiga zarządził postój. Wszyscy wysypali się z autokaru i rozeszli w różne strony. Ja w tym czasie postanowiłam ponownie zadzwonić do mamy. Miałam nadzieję, że w końcu uda mi się dodzwonić, bo cała ta sytuacja mnie przytłaczała. Wybrałam więc numer, odczekałam kilka sygnałów i w końcu moje modły zostały wysłuchane, bo mama odebrała.
- No nareszcie! Dzwonię do ciebie od samego rana!
- Wyszłam z domu bez telefonu, nic się przecież nie stało.
- A tata?!
- A tata był ze mną i też nie zabrał.
- Przecież umówiłyśmy się, że dzisiaj zadzwonię – byłam zła, bardzo zła.
- Zapomniałam  - odparła beztrosko moja mama.
- Zapomniałaś?! To ja się martwię czy nic się wam nie stało, a ty mi mówisz, że zapomniałaś?!
- Dziecko, nie denerwuj się.
- Łatwo powiedzieć – prychnęłam.
- Przecież wszystko jest w porządku. Chciałam tylko spędzić trochę czasu z twoim tatą. Bez telefonów i czegokolwiek innego. Przepraszam, dobrze?
- Dobrze. Tylko mogłaś się ze mną nie umawiać.
- Wiem. To było całkowicie spontaniczne i nawet nie pomyślałam, by do ciebie zadzwonić i uprzedzić. Przepraszam jeszcze raz.
- Rozumiem. I nie gniewam się już. Tylko drugi raz mi tak nie rób.
- Oczywiście.
- Muszę kończyć, bo zaraz jedziemy dalej – powiedziałam do telefonu, kiedy zauważyłam machającego do mnie Stefana.
- Wycieczka?
- Owszem.
- Baw się dobrze.
- Dzięki mamo. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Zakończyłam rozmowę i wróciłam do autokaru z dużo lepszym humorem. Poinformowałam Stefana, że miał rację i wszystko jest w porządku, a następnie wsiadłam do pojazdu i zajęłam swoje miejsce. Niedługo potem ruszyliśmy w dalszą podróż.
                                                                *
Nudziłam się trochę, postanowiłam więc dołączyć do chłopaków.
- Mogę? – zapytałam, stając obok wolnego miejsca przy Mikusiu.
- Jasne, siadaj – poklepał miejsce, które od razu zajęłam.
- Widzę, że masz lepszy humor – zagaił Marcin.
- Owszem. I przepraszam, że nie byłam zbyt rozmowna, ale martwiłam się o rodziców, bo nie mogłam się do nich dodzwonić.
- W porządku. Ale wszystko już się wyjaśniło?
- Na szczęście tak.
- To może teraz zagrasz z nami?
- A w co gracie?
- W pokera.
- Ostro! – zażartowałam, na co wszyscy się uśmiechnęli. – Grajmy więc!
                                                             *
- Do końca podróży graliśmy w przeróżne gry karciane( zrezygnowaliśmy z pokera po tym jak wygrałam 10 partii pod rząd i był buncik), więc się nie nudziliśmy. Jednak kiedy autokar się zatrzymał i zobaczyliśmy ogromne jezioro, dotarło do nas, że właśnie czegoś takiego potrzebowaliśmy. Widocznie Stefan znał nas lepiej niż my sami i wcześniej rozumiał nasze potrzeby(albo miał jakieś magiczne zdolności i czytał w naszych myślach. Chociaż dla niego było by lepiej, gdyby takich nie posiadał. Dla nas z resztą też, bo zbyt wiele rzeczy, niekoniecznie dobrych, wyszło by na jaw). Na szczęście okolica okazała się być pusta, a woda czysta. Rozłożyliśmy ręczniki na pomoście( który o dziwo był cały), a w następnej chwili połowa siatkarzy już była w wodzie.
- Idziesz? – zapytał mnie Ignaczak.
- Może później – odparłam. – Chcę się najpierw trochę opalić, póki słońce przygrzewa.
- Rozumiem, nie naciskam – stwierdził i wskoczył do wody przy okazji mnie ochlapując.
- Igła! – krzyknęłam z uśmiechem, a on w odpowiedzi puścił mi oczko. – Głupek! – dorzuciłam, zdejmując mokry podkoszulek. Później zdjęłam także spodenki, dzięki czemu zostałam w samym kostiumie. Smarowałam się właśnie olejkiem, kiedy obok mnie pojawił się Kurek, z którego kapały krople wody.
- Posmarować ci plecy? – spytał.
- A wiesz, że tak? – odparłam, podając mu specyfik. Bartek od razu zabrał się do pracy i już po chwili moje plecy były pokrywane warstwą olejku.
- Co to za blizna? – zaciekawił się, gdy rozcierał krem na prawej łopatce.
- Spadłam kiedyś z huśtawki, a pod nią w piasku zagrzebane było szkło.
- Musiało boleć.
- Nie było tak źle. I tak dobrze się skończyło, bo rana była naprawdę głęboka.
- Gotowe – odparł Kurek, oddając mi olejek.
- Dzięki. Chcesz też?
- Nie, po co?
- Żebyś potem nie płakał, że się spiekłeś.
- Bez przesady.
- Jak chcesz, ja cię lojalnie ostrzegłam.
- No dobrze – skapitulował, przejmując ode mnie opakowanie, a następnie rozprowadzając go po swoim ciele. – Ale z plecami musisz mi pomóc.
- W porządku. Ale musisz się bardziej schylić, bo nie sięgnę.
Bartek spełnił moją prośbę, a ja zaczęłam smarować jego plecy. Zaskoczyło mnie tylko to, że jego mięśnie się napięły, gdy tylko moje palce spotkały się z jego skórą. Co to miało znaczyć?
- Już – mruknęłam.
- Dziękuję.
-Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się, na co Bartek odpowiedział tym samym. Później wrócił do wody, a ja w końcu zajęłam się opalaniem.
                                                                       *
- Ciekawy pomysł – usłyszałam po jakimś czasie, gdy ktoś zasłonił mi słońce. Tym kimś okazał się Winiar.
- Co masz na myśli? – zapytałam zdezorientowana.
- Masz jakieś lusterko?
- No tak – odparłam i wyciągnęłam ową rzecz z torebki.
- To sama zobacz – ustawił je tak, bym zerkając w nie mogła zobaczyć swoje plecy. Plecy, na środku których widniało nieopalone serduszko.
- Bartek! Co to ma być? – krzyknęłam do pływającego niedaleko Kurka.
- Jak to co? Serduszko! Nie uważasz, że to urocze? – zaśmiał się i odpłynął dalej.
- Skąd wiedziałaś, że to on? – zaciekawił się Michał.
- Bo zgodziłam się, żeby posmarował mi plecy olejkiem do opalania. Jak się okazuje, to był błąd.
- Nieźle, nieźle – stwierdził Winiar. – To w sumie całkiem urocze, a i tak niedługo wyrówna się z resztą.
- I tak muszę się jakoś zemścić!
- Tylko może w jakiś mniej szalony sposób niż na Zatorskim?
- To na pewno.
                                                            *
- Zrobiłbym nowe zdjęcie na oficjalną stronę – stwierdził niedługo potem Kurek. – Macie pomysł?
- Na pomoście sobie zrób – szepnął nieco sennie Zagumny.
- To nie jest głupi pomysł. Pomoże mi ktoś? – spytał, ale jakoś nikt nie kwapił się by mu tej pomocy udzielić.
- No dobrze, ja ci pomogę – stwierdziłam.
- Serio?
- No tak. Czym chcesz je zrobić?
- Może telefonem? Ma dobry aparat, powinno się udać.
- Jak chcesz. To chodź kawałek dalej, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
Przeszliśmy na dalszą część pomostu, gdzie od razu zabrałam się do pracy. Zrobiłam Bartkowi kilka naprawdę( moim skromnym zdaniem) dobrych zdjęć, które, miałam nadzieję, jemu również się spodobają, po czym postanowiłam wykorzystać moment i wcielić w życie mój plan zemsty.
- To co, jeszcze jedno i kończymy?
- W porządku.
- To przesuń się kawałek w prawo.
- Tyle wystarczy? – zapytał, gdy zrobił kilka kroków we wskazanym przeze mnie kierunku.
- Jeszcze trochę.
- Już?
- Jeszcze kawałek.
- Teraz?
- Jeszcze ze 3 kroki.
- W porządku – odparł, a kiedy je zrobił to wpadł do wody. Sukces! O to mi właśnie chodziło!
- ZUZKA!
- Oko za oko, ząb za ząb, pamiętasz? To za to serduszko na plecach – pokazałam mu język.
- Złośliwa bestyjka – rzucił, a wszyscy zaczęli się śmiać jeszcze bardziej (bo już się śmiali z jego lądowania w wodzie).
Bartek wyszedł z wody wbrew pozorom uśmiechnięty, po czym ruszył w moim kierunku.
- Jesteśmy kwita – uznał, podając mi dłoń.
- Owszem  - odparłam, ściskając ją. On jednak wykorzystał moment mojej nieuwagi i przyciągnął mnie do siebie, by mnie przytulić. Szkoda tylko, że był mokry, więc siłą rzeczy i ja się taka stałam.
- KUREK! – rzuciłam, uderzając go w ramię, gdy tylko wydostałam się z jego uścisku. – To było nie fair.
- Życie nie jest sprawiedliwe, droga Zuzanno.
- Matko, jak oficjalnie – zaśmiał się Mikuś, a wraz z nim cała reszta.
- Zbieramy się. Wsiścy do autokaru – zarządził Stefan, a my posłusznie wykonaliśmy jego polecenie.
- Tak nie wsiądziecie – stwierdził kierowca, gdy tylko nas zobaczył.  – Zamoczycie siedzenia.
- Mam duży ręcznik – odparłam. – Usiądziemy na nim.
- No dobrze, niech będzie. Ale jak coś się zamoczy, to własnoręcznie będziecie to suszyć. Albo będziecie siedzieć na tych siedzeniach już zawsze, dopóki będą mokre.
- Zgoda – stwierdziłam i kierowca nas wpuścił.
- Musisz usiąść obok mnie, bo ręcznik jest tylko jeden – powiedziałam do Bartka.
- Nie ma sprawy! – odparł z uśmiechem.
- Czemu odnoszę wrażenie, że wiedziałeś, że tak będzie?
- Bo wiedziałem.
- Niby skąd?
- Miałem już kiedyś podobną sytuację i też wracałem mokry.
- Przycwaniaczyłeś!
- No a jak!
Naszą rozmowę przerwało pytanie Stefana.
- Podobało się?
- Było super! – odkrzyknęli wszyscy, na co Antiga uśmiechnął się szeroko i zajął swoje miejsce, dając jeszcze znak kierowcy, że możemy jechać.
I nawet ja musiałam przyznać, że cholernie dobrze się bawiłam.
                                                                   ~.~
Nie wiem czy będzie jeszcze okazja, więc od razu życzę Wam, moje kochane, Wesołych Świąt i szczęścia. I przede wszystkim zdrowia. :)

10 komentarzy:

  1. Rodzice napędzili Zuzce niezłego stracha! Nie dziwię się, że zupełnie straciła dobry nastrój, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
    Ech, Bartek nie byłby sobą, gdyby czegoś nie wymyślił! ;) Mam wrażenie, że na wszelkie sposoby usiłuje pokazać Zuzie, że mu na niej zależy, nawet jeśli metody, które stosuje bywają nieco dziecinne ;)
    Rewanż Zuzy jak zwykle udany i przemyślany w najdrobniejszym szczególe, ale ja i tak wiem, że do głównej bohaterki chyba jeszcze nie do końca dociera, to co dla nas, czytelniczek jest już niemal sprawą oczywistą ;)
    I ja również życzę Ci zdrowych, radosnych świąt! :)
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście. :)
      Bartek jest na tyle specyficzną postacią w tym opowiadaniu(a przynajmniej staram się by tak było) i wiele rzeczy robi w sposób nieprzemyślany, stąd też może wynikać jego dziecinność. Ale stara się, bo wie, że bez starań nigdy nie ma efektów.
      Co do Zuzy, myślę, że masz rację. :)
      Pozdrawiam również. :)

      Usuń
  2. dobrze ze z rodzicami wszytko ok i Zuzka nie musi sie o nich martwic. A pomysl Stefana byl jak najbardziej udany bo nie ma nic lepszego dla relaksu jak basen. Jeszcze forma utrzymana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo! Stefan to mądry człowiek, to i takie rzeczy ogarnia. :)

      Usuń
  3. Ojej, ten rozdział jest taki pozytywny i uroczy! Młodość, szaleństwo i dobra zabawa. No i ten tego, coś tak bardzo wisi między Zuzą a BArtkiem i to chyba musi kiedyś wybuchnąć, praaaawdaaa? ;)
    Wesołych, wesołych! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. :)
      Być może, być może. :D

      Usuń
  4. Pozytywny rozdział mimo strachu o rodziców ;) Zuza to zawsze musi się mścić :D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłaby sobą gdyby tego nie zrobiła :D
      Pozdrawiam również. :)

      Usuń
  5. Świąteczny szał pochłonął mnie całkowicie i zapomniałam skomentować. Wow, propozycja Stefana okazała się być strzałem w 10. Mądry z niego człowiek! :D Zuza chyba zaczęła troszkę niepotrzebnie panikować z tym telefonem. Na szczęście nic takiego się nie stało, mimo że aż Zati się prawie przestraszył. Cóż za bojaźliwe stworzenie :D (jego pytanie było wyjęte żywcem z przedszkola :D)
    No i ten… powtórzę się, ale uwielbiam wykreowanego przez Ciebie w ten sposób Bartka. Niby taki trochę dzieciak, ale cholernie w tym wszystkim uroczy! A Zuzce aka chodzącej zemście potrzebna jest chyba wizyta u okulisty.
    Również życzę Wesołych Świąt! :-) Paula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się właśnie zastanawiałam czy się pojawisz, bo zawsze byłaś wcześnie. Ale rozumiem, swięta są przecież ważniejsze. :) Zati zawsze był jak przedszkolak, z resztą jak wszyscy i nie sądzę by to się zmieniło. :P Cieszę się, że postać Bartka Ci się podoba i właśnie w taki sposób go odbierasz, bo o to mi właśnie chodziło. :) Co do Zuzy - zgadzam się. :)

      Usuń