sobota, 27 września 2014

Absurd drugi.



- Zajrzy do mnie później – powiedział Stefan. – Porozmawiać cieba, obowiąźki omówić. Rozumie?
- Jasne, rozumiem – odparłam, a on odwrócił się na pięcie i zwyczajnie sobie poszedł.
Dobra, to mogło wydawać się dziwne, ale to przecież był cały Antiga.
- Mam pomysł - krzyknął Ignaczak.
- Jaki Krzysiu, oświeć nas - mruknął do niego Fabian, który nie przepadał za pomysłami Igły, bo w większości kończyły się one źle, zwłaszcza dla niego.
- Zrobimy wieczorek zapoznawczy! Wszyscy spotykamy się u mnie o 19.
- Ale przecież my się znamy - bąknął zdezorientowany Zatorski.
- My tak, ale Zuza nas nie zna. Trzeba to zmienić skoro mamy razem pracować.
- Skąd wiesz, że będzie pracować z nami?
- Ja wiem wszystko - odpowiedział urażony Ignaczak.
- Nieprawda! - zaprotestował Zator.
- Człowieku małej wiary, wiem co mówię!
- Zuza, jak to z tobą jest? Naprawdę będziesz pracować z nami? - spytał mnie Buszek, podczas gdy libero wciąż się ze sobą kłócili.
- Tak, będę waszym psychologiem - odpowiedziałam grzecznie, tak jak uczyła mnie mama.
- Tu by się raczej psychiatra przydał - wtrącił Marcin, patrząc jak Igła gonił Zatiego, a później wskoczył mu na plecy.
- Oni tak zawsze? - spytałam niepewnie.
- Uwierz mi, to jest nic przy tym co potrafią.
W odpowiedzi tylko westchnęłam głęboko.

                                                                         *
Po zapoznaniu się ze swoim pokojem udałam się do Stefana, by omówić z nim warunki mojej pracy, w końcu za coś jednak mieli mi płacić. A przecież nie za to, że będę leżeć i pachnieć. Choć to była by całkiem kusząca perspektywa. Dobrze, że dzięki chłopakom wiedziałam gdzie go znaleźć, bo on sam oczywiście zapomniał mnie poinformować. Niestety, w pokoju go nie było. Poszedł gdzieś, jak zwykle.
Znalazłam go dopiero po 15 minutach na parkingu przed hotelem. Gdy zapytałam go co robi poinformował mnie, że medytuje. Rzeczywiście, siedział na ziemi w charakterystycznej pozie, czego wcześniej nie zauważyłam. Nie wiedziałam czy mogę ponownie mu przeszkodzić, postanowiłam więc chwilę zaczekać. Z tym, że ta chwila przeciągnęła się na kolejne 10 minut, a ja wiedziałam już, że jestem spóźniona na wieczorek zapoznawczy.
- Stefan, nie chciałabym ci przeszkadzać, ale możesz mi w końcu powiedzieć, co wchodzi w zakres moich obowiązków?
- Wciąż tu czeka? To czemu nie mówi? - przewróciłam oczami.
- Nie chciałam zaburzać twojej medytacji.
- Dobra dziewczyna - uśmiechnął się do mnie. - Obowiąźki, tak, obowiąźki. Musi wysłuchiwać każdy problem siatkarzy i pomagać rozwiązać.
- Tylko tyle? - spytałam. - To nie mogłeś mi tego powiedzieć wcześniej? - dodałam zirytowana.
- Nie denerwuje się, zdrowiu to szkodzi!
- Mogę już iść? - spytałam grzecznie, by w końcu udać się do chłopaków.
- Idzie, idzie, nie przeszkadza - usłyszałam w odpowiedzi i wróciłam do ośrodka.

                                                                           *
W tym samym czasie polscy reprezentanci zastanawiali się kiedy Zuza do nich dołączy.
- Nie przyjdzie – stwierdził Fabian, sprawdzając godzinę na zegarku, który dostał od swojego ojca na ostatnie święta. – Miała tu być 20 minut temu. Mówię wam, wystawiła nas.
- Może przestraszyła się, że będzie musiała przebywać w twoim towarzystwie? Wiesz, to nic przyjemnego, każdy z nas może to potwierdzić – odpowiedział mu Karol, na co reszta wybuchnęła śmiechem.
- Zawsze to lepsze niż twoje głupie żarty, które wcale nie są śmieszne!
- Zuza mnie lubi, więc jeśli nie przyjdzie, to na pewno nie przeze mnie!
- Taki jesteś pewien?
- Jestem!
- Ach tak?
- Właśnie tak – dorzucił jeszcze Karol, po czym dostał w twarz od Fabiana poduszką. Nie pozostał mu dłużny, więc już po chwili okładali się nimi nawzajem.
- Jak dzieci, no jak dzieci – mruknął Guma, oglądając ich poczynania. – Z kim ja żyję? – zadał pytanie, które zawisnęło w powietrzu, ponieważ nikt nie udzielił na nie odpowiedzi. Uznali to za jedno z egzystencjalnych pytań Pawła, które zwykł zadawać w najmniej oczekiwanych momentach.
- Może naprawdę nie przyjdzie? – zapytał jednak Bartek, gdy upłynęło kolejne kilkanaście minut.
- Przyjdzie – odpowiedział pewnie Buszek.
- Skąd wiesz?
- Mówiła mi, że może się spóźnić, bo musi jeszcze porozmawiać ze Stefanem.
- To czemu nie powiedziałeś wcześniej?
- A ktoś mnie pytał?! – w tym momencie po pokoju rozległ się głośny odgłos jaki wydaje dłoń w zetknięciu z twarzą. Wszyscy jak jeden mąż zwrócili się w stronę źródła hałasu, zauważając jedynie zażenowanie na twarzy Zagumnego. Ten jednak nie zamierzał po raz kolejny zastanawiać się nad sensem swojego pobytu w jednym pomieszczeniu z resztą zgrai, gdyż to mogłoby grozić mu dojściem do niepokojących wniosków.
- A po co ona właściwie poszła do Stefana? – chciał dowiedzieć się popularny Zator, do którego z opóźnieniem dotarła informacja o aktualnym miejscu pobytu Zuzy.
- No przecież nie porozmawiać o pogodzie! Chyba w końcu zatrudnili ją jako psychologa, to muszą omówić zakres jej obowiązków – odpowiedział mu Piotrek.
Paweł Zagumny poczuł w tym momencie, że poziom absurdu w pokoju, w którym przebywali już dawno przekroczył dopuszczalną granicę. Zrozumiał, że teraz może być już tylko gorzej. I miał rację.
- A ja to bym coś zjadł – powiedział Winiarski, gładząc się po brzuchu.
- Znowu? Przecież niedawno jedliśmy obiadokolację – odpowiedział mu zdziwiony Mariusz.
- No właśnie, obiadokolację! To dwa posiłki w jednym, więc w ogólnym rozrachunku posiłków na dzień zjadłem jeden mniej niż powinienem!
W tym momencie nie tylko Guma wzniósł oczy ku niebu, prosząc o odrobinę inteligencji dla całej tej bandy. Dołączył do niego także Marcin, który zaraz po Pawle wydawał się być najmądrzejszy.
Zagumny zrozumiał jeszcze, że nigdy nie powinien godzić się na mieszkanie w jednym pokoju z Ignaczakiem. W końcu w takiej sytuacji jak ta nawet nie mógł wyjść, bo ciągle był u siebie. Miał jednak cichą nadzieję, że przyjście Zuzy spowoduje, że siatkarze się ogarną. W końcu w obliczu kobiety każdy z nich chciał błyszczeć inteligencją, prawda? Prawda…? Już nawet zamierzał zacząć modlić się o to, by dziewczyna się pojawiła, jednak blokowało go to, że nie był aż tak religijny.
Wymienił tylko znaczące spojrzenia z przyglądającym się mu Możdżonkiem, a następnie skupił się na Ignaczaku, którego mina nie zwiastowała niczego dobrego, ponieważ oznaczała, że wpadł on na jakiś, w jego mniemaniu oczywiście, genialny pomysł.
- Poskaczmy po łóżku! – krzyknął.
- Ty jednak nie jesteś normalny – zagrzmiał tubalnym głosem sam Król Paweł Pierwszy, a reszta spojrzała na niego jak urzeczona. Brakowało tylko, by zaczęli bić mu pokłony.
Minuta goniła minutę, absurd gonił absurd, a rozgrywający zrozumiał, że powinien w końcu przyzwyczaić się do myśli, że pobyt w towarzystwie całej tej ferajny działa krzywdząco na jego komórki myślowe. Wiedział jednak, że do tego przyzwyczaić się nie da. W końcu próbował to zrobić już od dawna i nigdy mu się to nie udało.
Jego wewnętrzne rozterki przerwało pukanie do drzwi. Karol jak gazela pomknął by je otworzyć, a kiedy tylko Paweł zorientował się, że w pomieszczeniu nareszcie zjawiła się Zuza, podziękował Bogu za to, że Najwyższy w końcu go wysłuchał.

                                                                 ~.~
Wiecie, że mam niesamowitą frajdę pisząc coś takiego? Kto by pomyślał. :) Mam nadzieję, że Wy czytając kolejne rozdziały również dobrze się bawicie. A może coś byście zmieniły, coś się Wam nie podoba? Piszcie, chętnie się dowiem. :)
I proszę jeszcze raz o branie udziału w ankiecie na dole. :)

piątek, 19 września 2014

Absurd pierwszy.


Do recepcji dotarłam sama, bo zdążyłam zgubić Stefana po drodze. To znaczy, sam się zgubił, nie żebym ja specjalnie próbowała się go pozbyć. Widocznie znalazł coś co go zaciekawiło, to u niego normalne. Nie raz, nie dwa byłam świadkiem jego dziwnych zachowań, miałam więc czas żeby się przyzwyczaić. Pamiętam jak pewnego razu gdy nasze rodziny wybrały się razem na wycieczkę do zoo( do dziś nie wiem czyj to był pomysł, a szkoda, bo raz na zawsze bym temu komuś wybiła go z głowy, bo zostałam ugryziona przez wielbłąda) także zniknął. Myśleliśmy, że się zgubił i szukaliśmy go naprawdę długo, a okazało się, że po prostu spodobały mu się małpy i z zaciekawieniem obserwował ich zachowanie. Może odnalazł brakujący element, który łączy człowieka z małpą? Nie mam pojęcia, wolałam nie wnikać, bo bałam się dowiedzieć co siedzi w psychice dorosłego faceta. Jeszcze by mi się światopogląd zniszczył. Chociaż i tutaj nie miałam pojęcia, czy może być jeszcze gorzej. Niejedno widziałam, niejedno słyszałam, mało co właściwie mogło mnie jeszcze zadziwić.
Za kontuarem zauważyłam dziewczynę. Z daleka wydawała się całkiem w porządku, ale im bliżej podchodziłam tym bardziej miałam wrażenie, że się pomyliłam. A kiedy spojrzała na mnie miałam już pewność, że naprawdę doszło do pomyłki z mojej strony.
- Pani godność? – zapytała, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
- Zuza Przypadek – odpowiedziałam niepewnie, bo nie czułam się najlepiej pod naporem jej spojrzenia.
-Oczywiście – mruknęła, powoli wstukując moje dane na klawiaturze. Czekałam więc cierpliwie, aż wyda mi klucz do pokoju, ale nic takiego nie nastąpiło w przeciągu 5 minut. Ani 10. Ani nawet 15.
- Przepraszam bardzo, długo to jeszcze potrwa? – zapytałam, a ona spojrzała na mnie z irytacją.
- System się zaciął, muszę skontaktować się z naszym informatykiem – burknęła, a ja przewróciłam oczami.
- Może pani to zrobić? – powiedziałam miło, stwarzając pozory grzecznej i ułożonej dziewczyny.
- Heniek! – krzyknęła głośno, a z zaplecza wyszedł facet z wąsem, który bardziej przypominał hydraulika niż informatyka, na co wskazywał także jego strój i klucz francuski wystający z kieszeni. Nie skomentowałam tego, może tutaj panowały inne zasady i każdy był od wszystkiego? A może ja niepotrzebnie skreślałam pana Henia, bo miał on ukryte zdolności informatyczne i naprawiał komputery w sekundę?
- Co jest maleńka? – zapytał recepcjonistkę, a ta w odpowiedzi posłała mu najbardziej głupawy uśmiech jaki moje oczy kiedykolwiek widziały.
- Znów mam problem z systemem, możesz coś zrobić? – odpowiedziała, mrugając do niego oczami z taką częstotliwością, że aż dostałam oczopląsu.
- Jasna sprawa – stwierdził, po czym podszedł do komputera, nacisnął losowe klawisze i z całej siły uderzył w stację dysków.
Komputer piknął głośno, zaszumiał i w końcu zaczął działać, na co wskazywał dziki pisk recepcjonistki, która następnie rzuciła się w ramiona Heńka. Ten zaś był wielce zadowolony z siebie, w końcu niecodziennie dziewczyny wieszają mu się na szyi.
- Mogę w końcu otrzymać klucz? – zapytałam zirytowana.
- Pani wybaczy, ale moja zmiana dobiegła końca. Koleżanka panią obsłuży – odpowiedziała.
- Jaka koleżanka? – rozejrzałam się uważnie, nie dostrzegając żadnej innej dziewczyny.
- Jeszcze nie przyszła, zawsze się spóźnia. Musi pani poczekać – rzuciła, po czym w towarzystwie Heńka udała się na zaplecze, nie zaszczycając mnie już żadnym spojrzeniem.
W porządku, tego się nie spodziewałam. Nie miałam pojęcia ile czasu będę musiała poczekać, więc rozejrzałam się za czymś na czym mogłam usiąść. Już wystarczająco bolało mnie kolano, które zdążyłam sobie stłuc kiedy ostatnio potknęłam się o zabawki mojego młodszego brata. Aczkolwiek to nie była moja wina, po prostu ich nie zauważyłam, prawda? No właśnie, każdemu mogło się zdarzyć.
Z braku jakiejkolwiek kanapy( no dobrze, była tam, ale za daleko, nie mogłam się przemęczać) usiadłam na krześle za kontuarem. I tak nikogo tam nie było, więc nie był to żaden problem. Wyciągnęłam nogi opierając je na biurku i rozsiadłam się wygodnie. Oczywiście na tyle, na ile pozwalało mi to wątpliwej jakości krzesło, ale lepsze coś niż nic.
Moją kontemplację nad sensem życia( tak naprawdę zastanawiałam się czy nie powinnam pomalować sobie paznokci) przerwały hałasy i głośne śmiechy na korytarzu. Kiedy spojrzałam w tamtą stronę zobaczyłam bandę wielkoludów, którzy przepychali się między sobą.
- Stary, zobacz jaka laska! – krzyknął jeden z nich kiedy mnie zauważył.
- Przycisz się matole, bo cię usłyszy – odparł mu drugi.
- Już słyszałam – powiedziałam, a ten który krzyczał ten, powiedzmy, komplement spłonął rumieńcem aż po same uszy. A te miał naprawdę spore. Ciekawe czy mógł ich używać jako talerzy satelitarnych? Na pewno miałby dzięki temu ogromny zasięg. A ile mógłby na tym zarobić gdyby chciał udostępnić swoje usługi innym!
- Cześć mała – Uszaty podszedł do mnie i uśmiechnął się głupio. To chyba był jego sposób na podryw. Przewróciłam tylko oczami.
- Wybacz, kolega jest idiotą i myśli, że wszystkie dziewczyny na niego lecą – powiedział blondyn stojący obok niego. – Piotrek, a ten tutaj to Bartek.
- Z tymi uszami? Nie sądzę. – odpowiedziałam. – Zuza Przypadek – dodałam, wymieniając z nim uścisk dłoni.
- Pracujesz tutaj, bejbe? – zaczął ponownie Bartek, udając że nie słyszał tego co powiedziałam.
- Nie twój interes, ciołku.
- Obrażają mnie, ja wychodzę – rzucił Uszaty i sobie poszedł.
Kiedy już wszyscy obecni otrząsnęli się z szoku wywołanego zachowaniem Bartka po kolei mi się przedstawili. W ten sposób oprócz Piotrka poznałam praktycznie całą drużynę.
- Jest z nami jeszcze Paweł, ale aktualnie przebywa w swoim pokoju. Wiesz, Guma ma swoje seriale, które koniecznie musi obejrzeć – powiedział Igła, szczerząc się jak głupi.
- Co ty właściwie tutaj robisz? – zapytał Andrzej, przyglądając mi się uważnie.
- W tej chwili czekam na recepcjonistkę, która wyda mi klucz do pokoju.
- Ja to załatwię – usłyszałam od Winiarskiego, który przeskoczył przez kontuar, dopadł do komputera, poklikał, wpisał moje dane i już po chwili wręczył mi ów przedmiot. Reszta przyglądała się jego poczynaniom z małym zainteresowaniem.
- Dziękuję – odpowiedziałam, uśmiechając się do niego szeroko.- Was to nie dziwi? – zapytałam jeszcze pozostałych chłopaków.
- Przyzwyczailiśmy się już, nie pierwszy raz to robi.
- W porządku  - przytaknęłam. – To co, ja spadam do siebie.
- Pójdziemy z Tobą.
- Nie trzeba – dodałam jeszcze, ale oni zdawali się nie słyszeć moich słów i już czekali by udać się na odpowiednie piętro.
Naszą rozmowę przerwało pojawienie się zagubionego Stefana. Jego widok mnie ucieszył, z racji tego, że nie musiałam przynajmniej już go szukać.
- Wiedzą, że koło ośrodka pełno ślimaków, wiedzą? – zapytał uśmiechnięty, a ja w tym momencie zaliczyłam klasycznego facepalma.
                                                                 ~.~

Miało być jutro, ale mogę nie znaleźć czasu, wrzucam więc dziś. :) Mam nadzieję, że się spodoba.
Założyłam także aska, może to ułatwi trochę funkcjonowanie. Jeśli macie do mnie jakieś pytania proszę je kierować tutaj:
http://ask.fm/veblogerka
To chyba wszystko. :)

Edit: Bardzo proszę o wzięcie udziału w ankiecie na dole :)

środa, 10 września 2014

Absurd zerowy.


Spała, też mi coś. Mój ojciec musiał mieć poważne zaćmienie umysłowe kiedy wpadł na pomysł by mnie tu wysłać. A już zupełnie nie mogłam uwierzyć jak udało mu się namówić na coś takiego Stefana Antigę, statecznego męża i ojca, który całkiem niedawno został trenerem Reprezentacji Polski w siatkówce. Co on, nienormalny? Zna mnie nie od dziś, naprawdę do tej pory nie zorientował się, że gdziekolwiek się pojawię poziom absurdu zaczyna przekraczać jakiekolwiek dopuszczalne normy? On naprawdę sądzi, że ze mnie będzie jakikolwiek pożytek? W porządku, zostałam zatrudniona na stanowisku psychologa, ale obawiam się, że po spotkaniach ze mną to siatkarze będą potrzebować psychiatry. Drogiego specjalisty z kozetką, na której będą opowiadać mu jak bardzo zniszczyłam ich psychikę. Przecież to, że skończyłam studia na tym kierunku już samo w sobie było niewiarygodne, szczególnie jak ktoś wiedział jak ja do tych studiów podchodziłam. Serio, na połowie wykładów nawet nie byłam, w końcu człowiek musi się wyspać, prawda? No właśnie. Dlatego ukończenie psychologii musiało być przypadkowe i albo miałam szczęście i ktoś mi w tym pomógł, albo byłam nieprzeciętnie inteligentna. Oczywiście nie wątpiłam w swój geniusz, ale nawet ja nie jestem skłonna uwierzyć, że to właśnie dzięki temu coś osiągnęłam. W szczęście też nie wierzyłam, tym bardziej, że to właśnie ja byłam największym pechowcem zarówno w swojej rodzinie, jak i wśród znajomych. Kto spadł z roweru i złamał rękę w dzieciństwie? Oczywiście, że ja, Zuza Przypadek. Kto zawsze dostawał piłką na zajęciach sportowych w liceum? I to na każdych, gdzie mieliśmy styczność z piłką? Oczywiście, że ja. Kto prawie złamał nos wpadając na drzwi? Kto notorycznie potykał się na prostej drodze czy spadał ze schodów? Kto wiecznie miał pełno siniaków i zadrapań? Wiadomo. Kto zniszczył ukochane auto taty i za karę miał pracować w jakiejś dziwnej wiosce z bandą przerośniętych dzieciaków? Fanfary...to znów ja! Oczywiście samochodu nie zniszczyłam specjalnie, nie byłabym do tego zdolna. Po prostu pomyliłam pedały, chcąc udowodnić koledze, że jestem świetnym kierowcą. Cóż...wyszło na to, że to on miał rację, zdarza się. Szkoda tylko, że tatuśkowi takie tłumaczenie nie wystarczyło i tuż po tym, jak ze złości para prawie poszła mu uszami, wysłał mnie tutaj. Mogłam się założyć, że w tej wiosce jedyną atrakcją były różnego rodzaju robaczki, które mogłam spotkać na swojej drodze. W końcu, jak wyczytałam w internetowym przewodniku (zanim popsułam komputer, to oczywiste) w Spale było pełno lasów, a skoro są lasy muszą być i żyjątka. To nawet ja wiedziałam. Nauczyłam się na biologii w szkole. Nauczycielka byłaby ze mnie dumna, chociaż pewnie gdybym chciała się z nią spotkać i jej to powiedzieć na mój widok dostałaby zawału. Znowu. Ale czy to moja wina, że żaby tak szybko skakały i kiedy przyniosłam je jej w prezencie od razu się rozbiegły? Oczywiście, że nie moja, tylko ewolucji. Ewentualnie Boga, bo to on stworzył świat, ale jemu w kompetencje wolałam nie wchodzić, bo nie chciałam zostać trafiona piorunem, albo coś takiego. W końcu przypadki chodzą po ludziach, a ja byłam tego najlepszym przykładem. No i nazwisko mnie zobowiązywało.
- Psipadek? Psipadek, tutaj! - usłyszałam, a kiedy się rozejrzałam zauważyłam machającego do mnie z głupawym uśmiechem Stefana.
- Boże, czemu mi to robisz? - mruknęłam, patrząc w niebo.
- Psipadek, wołam cię i wołam! - Antiga podszedł do mnie, po czym przyciągnął mnie do siebie i zaczął przytulać.
- Ja się cieszę, że tyle radości sprawia ci mój widok, ale błagam cię, puść mnie bo zaraz się uduszę - wychrypałam, wciśnięta w jego tors.
- Wybaczy mi, wybaczy - odpowiedział swoim nienagannym polskim. - Pójdzie za mną, do ośrodka! - dorzucił, po czym złapał mnie za rękę i zaciągnął do budynku widocznego z parkingu.
I właśnie wtedy zrozumiałam, że pobyt tutaj będzie niesamowitą zabawą, taką jakiej nigdy jeszcze nie doświadczyłam. Czujecie ten sarkazm, prawda?

                                                                                  *~*
Witam i tutaj. :) Szczerze mówiąc nie jestem pewna czy to opowiadanie przypadnie Wam do gustu, ale spróbować nie zaszkodzi. :) Publikować będę raz w tygodniu, co sobotę, przynajmniej na razie. :) Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Tak jak jest to napisane na dole bloga, opowiadanie to nie ma na celu obrażenia nikogo kto w nim występuje.
Cóż, mam nadzieję, że będziemy się tutaj spotykać. :)