sobota, 15 sierpnia 2015

Absurd dwudziesty szósty.



W końcu nadszedł jeden z wielu dni, które w najbliższym czasie będą dla nas najważniejsze – dzień podróży do Warszawy, gdzie na stadionie narodowym miał odbyć się mecz otwarcia mistrzostw. Wszyscy wstaliśmy dość wcześnie, by dokończyć pakowanie, wyszykować się i zjeść śniadanie. No, prawie wszyscy, bo ja i Bartek niechcąco zaspaliśmy. Ale naprawdę niechcąco, nie planowaliśmy tego! Po prostu zapomnieliśmy między sobą ustalić które z nas powinno ustawić budzik. Ja myślałam, że zrobi to Bartek, on zaś – że zrobię to ja. Koniec końców żadne z nas tego nie zrobiło i mieliśmy teraz niecałe dwadzieścia minut, by zdążyć z pozbieraniem wszystkich rzeczy, ogarnięciem się i zjedzeniem śniadania. Choć z tego ostatniego postanowiliśmy zrezygnować, w końcu zjeść możemy podczas ewentualnego postoju. Chyba że któryś z chłopaków zauważy naszą nieobecność i przygotuje nam kanapki. Chociaż w to wątpię, ale to szczegół.
- Idź do łazienki, ja pozbieram nasze rzeczy – rzuciłam do Kurka, który zastanawiał się czym  najpierw się zająć.
- Jesteś pewna? – zapytał.
- Jestem. No już, uciekaj – uśmiechnęłam się do niego, po czym podniosłam z podłogi kilka jego koszulek, które zdążył już przenieść do mojego pokoju. Właściwie większość jego rzeczy w magiczny sposób przemieściło się do mnie, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, dawało mi to poczucie że Bartek jest jeszcze bliżej mnie. A chciałam go mieć blisko w każdej chwili swojego życia. Był moim tlenem, bo bez niego nie byłam już w stanie oddychać. Był moim słońcem, które rozświetlało każdy mój dzień. Sprawiał, że miałam ochotę się uśmiechać, dawał  mi siłę, by przeżywać kolejne dni. Wierzył we mnie w każdym momencie mojego życia, powodując że i ja zaczynałam w siebie wierzyć. Jednym uśmiechem potrafił sprawić, że znikały wszystkie moje troski. A co najważniejsze, był, po prostu był.
Pozbierałam wszystkie nasze rzeczy, upychając je następnie do walizek, po czym sprawdziłam czy nigdzie nic nie zostało. Zajrzałam nawet pod łóżko! I dobrze zrobiłam, bo znalazłam tam jeszcze jedną podkoszulkę mojego chłopaka. To wszystko zajęło mi jakieś dziesięć minut, w przeciągu których Bartek zdążył wyjść z łazienki.
- Domkniesz walizki? – poprosiłam go. – Ja pójdę wziąć prysznic i się ogarnąć.
- Jasne. Ale chyba potrzebuję motywacji – puścił mi oczko, po czym uśmiechnął się uroczo.
- Motywacji mówisz? – mruknęłam, podchodząc do niego. – Chyba znam pewien sposób – dodałam, po czym zarzuciłam mu ręce na szyje i pocałowałam go mocno.
- Tego mi było trzeba – rzucił, gdy już się od niego oderwałam. – Nikt tak jak ty nie rozumie moich potrzeb.
- Nie czaruj – zaśmiałam się. – Uciekam do łazienki, bo naprawdę się zaraz spóźnimy – dopowiedziałam, po czym zniknęłam w pomieszczeniu. Tam wzięłam krótki prysznic, wytarłam włosy mocno ręcznikiem, wiedząc że nie zdążę ich wysuszyć, a następnie zrobiłam lekki makijaż, pudrując tylko twarz i tuszując rzęsy. Później przeniosłam się do pokoju, gdzie założyłam dresowe krótkie spodenki i przewiewną bluzkę na ramiączka. Na nogi wciągnęłam moje ulubione niskie trampki, po czym oznajmiłam Bartkowi, że jestem gotowa.
- W takim razie chodźmy – uznał, po czym wziął w dłoń rączkę swojej walizki. Ja zaś zrobiłam to samo ze swoją. – Przepraszam cię bardzo, ale co ty robisz? – zapytał.
- No jak to co? – zdziwiłam się. – Biorę swoją walizkę, by znieść ją na dół.
- Ciebie chyba fantazja ponosi! Daj mi to, natychmiast – odparł.
- Ale…
- Bez dyskusji. Nie pozwolę ci dźwigać – stwierdził, nie pozwalając mi na dalsze protestowanie. – Chodźmy już – dodał, po czym z obiema walizkami udał się w stronę windy. Nie miałam więc wyjścia i za nim poszłam. I musiałam przyznać, że jego zachowanie było dla mnie niezwykle kochane. Zaimponował mi tym.
- Kocham cię, wiesz? – zapytałam, gdy zjeżdżaliśmy windą na parter.
- Wiem – uśmiechnął się uroczo. – Ja ciebie też, bardzo.
Drzwi windy się otworzyły, więc z niej wyszliśmy. Przeszliśmy holem w kierunku drzwi wyjściowych, po drodze jeszcze oddając na recepcji klucz do pokoju i żegnając się z Heńkiem.
Potem wyszliśmy z ośrodka i ruszyliśmy w stronę stojącego na parkingu kadrowego busa. Wrzuciliśmy walizki do bagażnika, po czym weszliśmy do środka pojazdu, rozglądając się za wolnymi miejscami, najlepiej obok siebie.
- Patrzcie kto w końcu przyszedł – zaśmiał się Fabian, a za nim cała reszta. – Chodźcie tutaj, jest dla was miejsce – dorzucił, gdy wszyscy się uspokoili, a my podeszliśmy do niego i zajęliśmy wskazane miejsca.
- Zuza, ty masz mokre włosy? – zapytał Bartek, przyglądając mi się uważnie po tym jak go nimi dotknęłam.
- Wilgotne. Nie zdążyłam się wysuszyć – odparłam. – A co?
- Nie przeziębisz się?
- Mam nadzieję, że nie – stwierdziłam. – A jeśli tak, to najwyżej pomożesz mi się wyleczyć – mrugnęłam do niego.
- To na pewno – odparł, uśmiechając się do mnie.
                                                                       *
Siedziałam oparta o ramię Bartka, przyglądając się widokowi za oknem, ale to powoli zaczynało mnie nudzić. Zajrzałam więc do swojej torebki w poszukiwaniu czegoś co mogło by umilić mi podróż i odnalazłam karty.
- Chłopaki, zagramy? – zapytałam siatkarzy, machając im nimi przed nosem.
- O, karty! – ucieszył się Karol. – To co, pokerek?
- Rozbierany? – zapytał cwaniacko Andrzej. – Może dziś Zuza przegra.
- Jak potrzebujesz pooglądać kobiecie ciało, to sobie znajdź dziewczynę – rzucił z irytacją Bartek. Ścisnęłam jego dłoń, chcąc go uspokoić, po czym uśmiechnęłam się do niego.
- Kochany – mruknęłam w jego stronę. – A ty – tu zwróciłam się do Wrony – Nie licz na to. Jeszcze mi się nie zdarzyło, by przegrać w pokera.
- Więc podejmujesz wyzwanie?
- Nie, zagramy normalnie – uznał Zagumny. – Ja też chcę pograć, a nie mam zamiaru się rozbierać – dodał, sprawiając że Andrzej, z powodu odczuwanego wobec Pawła szacunku odpuścił.
I rzeczywiście graliśmy całą drogę, doskonale się przy tym bawiąc. A ja wygrałam praktycznie każdą partię.
                                                                        *
Dotarliśmy do hotelu, gdzie od razu podzieliliśmy pokoje. Na szczęście mój był obok bartkowego, mieliśmy więc do siebie blisko. Nie chciałam jednak tego nadużywać, w końcu Kurek powinien skupić się na czekającym go meczu. Nie mogłam go rozpraszać, obojętnie jak bardzo bym tego chciała. Owszem, Stefan nie zabraniał nam tego, byśmy razem spędzali czas, ale nie chciałam nadużywać jego cierpliwości. Rozumiałam kiedy jest czas na zabawę, a kiedy na ciężką pracę. Nie oznaczało to jednak, że zamierzałam unikać Bartka. Tym bardziej, że wtedy mógłby pomyśleć, że zrobił coś nie tak i że jestem o coś zła. A wtedy na pewno nie skupiłby się na siatkówce. Musiałam więc z nim o tym wszystkim porozmawiać. W tym celu udałam się do jego pokoju, który standardowo dzielił z Piotrkiem. Zapukałam delikatnie, a już po chwili do pomieszczenia wpuścił mnie mój chłopak.
- Sam jesteś? – zapytałam, rozglądając się uważnie.
- Tak, a co?
- Chciałam porozmawiać.
- Powinienem się bać? – zaniepokoił się Bartek.
- Nie, raczej nie – uznałam, siadając na łóżku Kurka. – Słuchaj, myślałam trochę nad tym jak dużo czasu ze sobą spędzamy i uznałam, że musimy to nieco ograniczyć.
- Ale czemu? – zapytał nieco rozczarowany przyjmujący.
- Nie chcę cię rozpraszać. Powinieneś skupić się na siatkówce, na grze. Nie na mnie – mruknęłam.
- I tylko o to chodzi? – zaśmiał się.
- Bawi cię to? – zirytowałam się.
- Zuza, spokojnie – złapał mnie za dłonie. – Lubię spędzać z tobą czas, bo to mnie uspokaja i wycisza. Dzięki tobie zapominam  o tym co mnie czeka, ile meczy i stresu przede mną. Nie chcę z tego rezygnować tylko dlatego, że tobie wydaje się, że mnie rozpraszasz. Bo wcale tak nie jest. I nigdy nie było.
- Jesteś pewien? – zapytałam nieśmiało.
- Tak jak tego, że cię kocham – odparł Bartek, po czym przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w niego i odetchnęłam głęboko.
- Ja ciebie też – mruknęłam. – Dobrze, że jesteś.
                                                                *
Czas do meczu otwarcia upłynął nam na treningach i spotkaniach psychologicznych. Staraliśmy się w każdy możliwy sposób pomóc chłopakom i mieliśmy nadzieję, że da to jakieś efekty. Nic więcej nie mogliśmy w tej chwili już zrobić.
Droga na stadion narodowy minęła nam w nieco nerwowej atmosferze, choć chłopcy wierzyli, że są w stanie wygrać z Serbią. Nie wątpili w swoje możliwości, co dowodziło, że treningi mentalne Bączka przynosiły efekty. Teraz wszystko pozostawało w rękach siatkarzy. To oni musieli pokazać swoje zdolności. To oni musieli udowodnić, że są jedną z drużyn ze ścisłej czołówki, że są siatkarską potęgą. Choć właściwie nie musieli. Oni mogli! I zamierzali to zrobić. Zamierzali wykazać się konsekwencją od początku do końca, by zwyciężać i zrobić wszystko, by nie przegrać żadnego z meczy. Bo byli do tego zdolni. I zasługiwali na mistrzostwo jak nikt inny. W końcu cały turniej odbywał się na naszej ziemi. I żaden z siatkarzy nie zamierzał pozwolić, by ktokolwiek inny osiągnął tutaj to najważniejsze zwycięstwo.
Kiedy znaleźliśmy się na terenie obiektu siatkarze udali się do szatni, ja zaś poszłam pomóc Oskarowi, byle tylko się czymś zająć. Później zawodnicy wyszli na parkiet, by się porozciągać i poczuć w pełni, że to już pora. I w końcu wszystko wystartowało. Lawina poszła i nic już nie było w stanie jej zatrzymać.
                                                                 *
Mecz otwarcia siatkarskich MŚ na Stadionie Narodowym miał być wielkim wydarzeniem w siatkarskim świecie. I w istocie był. Zarówno Serbowie jak i Polacy dołożyli wszelkich starań, by było to niesamowitym widowiskiem, mimo że mecz zakończył się wynikiem 3:0 na korzyść Polaków. Jednak walka przez długi czas była potyczką punkt za punkt, dopiero w końcówkach setów to polska drużyna udowadniała, że jest lepsza. I w ten sposób mogła na swoim koncie zapisać pierwsze zwycięstwo. Zwycięstwo o tyle znaczące, że już od początku udowadniało, że Polacy są zdolni do wszystkiego i mogą osiągnąć to, co od dawna im się nie udało. Zdobyć mistrzostwo świata. I to na własnej ziemi. Czy było potrzeba czegoś więcej? Oczywiście, że nie. Bo dla tej piętnastki zawodników to właśnie było priorytetem. I marzeniem. Marzeniem, które miało szansę się spełnić, jeśli tylko odpowiednio się postarają.
Kiedy po meczu rozmawiałam z Bartkiem, podszedł do nas Aleksandar.
- Gratuluję zwycięstwa – rzucił do Kurka, gdy już się z nim przywitał.
- Dziękuję – odparł grzecznie Bartek. – Poznaj Zuzę, moją dziewczynę.  – dodał, dumnie wypinając pierś.
- Aleks, bardzo mi miło – stwierdził Serb, podając mi dłoń, którą od razu uścisnęłam.
- Mnie również – odpowiedziałam, uśmiechając się do niego. To zaś sprawiło, że Kurek chrząknął wymownie.
- Nie musisz być zazdrosny – mruknęłam do niego, po czym złapałam go za dłoń.
- Zawsze będę – puścił mi oczko przyjmujący, po czym objął mnie w pasie.
Porozmawialiśmy jeszcze chwile z Aleksem, po czym Serb udał się do szatni. Zrobiliśmy to samo i już po chwili znaleźliśmy się pod szatnią Polaków.
- Nie wejdę tam – zaprotestowałam, gdy Bartek wciąż trzymając mnie za rękę zamierzał wejść do pomieszczenia.
- Daj spokój, tam się nic nie dzieje – odparł przyjmujący, a zza drzwi, jakby na zaprzeczenie jego słów, dało się usłyszeć głośno grającą muzykę. – No dobra, może nie jest zbyt spokojnie, ale to nic złego.
- Ale tam na pewno jest pełno nagich facetów!
- I co z tego?
- Jak to co? Nie chcę ich oglądać!
- Zasłonisz oczy! Z resztą, tam bawi się drużyna. A ty jesteś jej częścią. Musisz być tam z nami.
- Niech będzie – mruknęłam. – Ale jak to spowoduje uszczerbek na mojej psychice, to będziesz płacił za mojego terapeutę!
- Stoi – rzucił zadowolony Bartek, po czym otworzył drzwi i nie czekając na moją reakcję wciągnął mnie do środka. Nie zdążyłam nawet zasłonić oczu, co po spotkaniu się z widokiem kilkunastu facetów w ręcznikach, spowodowało że pisnęłam głośno. To zaś wywołało głośny śmiech siatkarzy i moje zażenowanie. Zasłoniłam szybko oczy, czując że robi mi się gorąco, a moja twarz pokrywa się czerwienią.
- Patrzcie jak się wstydzi – zaśmiał się Ignaczak. – Nie masz czego!
- Pewnie, że nie! – dorzucił Winiarski, podchodząc do mnie i zdejmując mi dłonie z twarzy. Nie minęła jednak nawet sekunda, a zakryłam oczy ponownie, co sprawiło że Michał powtórzył swoje poprzednie zachowanie. I tak kilka razy, aż w końcu przyjmujący skapitulował. - Dobra chłopaki, zakładać gatki bo inaczej Zuza nigdy na nas nie spojrzy! – rzucił.
- Nie! – krzyknął głośno Kubiak. – To kto będzie podziwiał nasze wspaniałe ciała?
- Twoje to raczej Monika – odpowiedział mu Wlazły.
- Właśnie! Ty się pilnuj, bo ja jej wszystko doniosę! – dodał niby zły Bartek.
- Doniósł byś na mnie? Na kolegę?! Nóż w samo serce! – rzucił Michał, po czym udał, że płacze.
- Misiu, nie płacz – podszedł do niego Krzysiek. – Kurek żartował! Nie zrobiłby ci tego. – dodał libero, po czym przytulił do siebie przyjmującego.
Na to wszystko do pomieszczenia spod prysznica( na szczęście w bieliźnie, a nie w ręczniku) wrócił Marcin. I gdy zobaczył co się wyczynia, przetarł oczy ze zdumienia, licząc że to tylko zwidy. Nic bardziej mylnego, wszystko to działo się naprawdę. A Możdżonkowi nie pozostawało już nic innego, jak wznieść oczy do nieba i mruknąć coś niezrozumiałego pod nosem. Coś co brzmiało mniej więcej jak „zachciało ci się być siatkarzem, teraz znoś idiotów”.
                                                              *
Wróciliśmy do hotelu w doskonałych humorach, a Igła zaproponował byśmy wszyscy zajrzeli do pokoju, który dzielił z Gumą, w celu dalszego świętowania. Sam Paweł, zadowolony z dzisiejszego wyniku, nie miał nic przeciwko, zostawiliśmy więc swoje rzeczy w naszych pokojach i poszliśmy do tego należącego do dinozaurów. Rozsiedliśmy się wygodnie gdzie się dało i otworzyliśmy piwa, na których wypicie dostaliśmy pozwolenie od Antigi. W końcu następnego dnia mieliśmy wolne i czekała nas tylko podróż do Wrocławia. A to jak będziemy się czuć podczas jazdy zależało już tylko od nas. Stefan wyraził się jasno, że wszelkie konsekwencje naszego ewentualnego przesadzenia z akloholem będziemy znosić sami. Przystaliśmy na te warunki i dzięki temu mogliśmy miło spędzić wieczór w tak szczęśliwym dla nas dniu i uczcić pierwsze zwycięstwo.
- Przydało by się coś do jedzenia do tego piwa - mruknął Konar, bawiąc się kapslem od butelki.
- Mam u siebie jakieś paluszki i chipsy jeśli chcecie - odpowiedziałam, wychylając się zza ramienia Bartka.
- Pewnie! - rzucił w moim kierunku Winiarski, a ja wstałam żeby iść do siebie. - Iść z tobą? - zapytał.
- Nie trzeba, poradzę sobie - uśmiechnęłam się do niego, a później wyszłam z pokoju dinozaurów. Nie minęło kilka minut, a już siadałam koło Kurka, wcześniej wręczając chłopakom po trzy paczki chipsów i paluszków.
- Skąd tyle tego masz? - zaciekawił się Andrzej, otwierając jedną z paczek z przysmakiem z ziemniaków.
- Przekąska zawsze się przyda - mruknęłam, a moje słowa wzbudziły śmiech chłopaków.
A potem było już tylko lepiej. I jak to my, z radością bawiliśmy się całą noc.
                                                                    *
Gdy rano podniosłam powieki, moim oczom ukazał się niesamowity bałagan, złożony z pustych butelek po piwie i pustych opakowań po przekąskach. Rozejrzałam się uważnie, starając się zlokalizować Bartka. Nie zajęło mi to zbyt długo, bo okazało się, że używałam go jako poduszki. Z resztą, pozostali siatkarze spali równie ciekawie. Na łóżku Igły spali wtuleni w siebie Karol i Andrzej, sam Ignaczak zaś spał w nogach. Na drugim łóżku, tym należącym do Gumy spał tylko Paweł. Ten to się umiał ustawić.
Koło jego łóżka spał Fabian, z całej siły przyciskając do siebie jak pluszowego misia samego Kubiaka. Jemu widocznie to nie przeszkadzało, bo nadal cicho pochrapywał. O nogi Dzika z kolei opierał się Nowakowski. Zatorski i Mika spali pod oknem, podobnie jak Winiarski i Wlazły. Wydawało mi się nawet, że Michał mówił coś przez sen, ale nie byłam w stanie zrozumieć co takiego mamrocze. Przy drzwiach spał Możdżonek, Buszek zaś w kącie niedaleko niego. Nie mogłam zlokalizować tylko Konara, ale już po chwili mi się to udało, gdy zauważyłam jego nogi wystające z łazienki. Cóż, w różnym stanie, ale na szczęście byliśmy wszyscy i nikt się nie zagubił. Miałam tylko nadzieję, że nie zrobiliśmy niczego głupiego.
- Matko, ale mnie głowa boli - mruknął Bartek, który przebudził się niedługo po mnie. - Jest tu gdzieś woda?
- W kranie w łazience - odparłam, rozmasowując skronie.
- To za daleko - uznał Kurek, ponownie przymykając oczy.
Kilkanaście minut później zaczęła się powoli budzić reszta siatkarzy. Ci, którzy nie zrobili tego sami z siebie zostali obudzeni dość drastycznie: przy pomocy Kubiaka, który narobił krzyku po zorientowaniu się jak spał.
- Zabieraj te łapy Drzyzga! - warknął w stronę Fabiana.
- O co ci chodzi, wcześniej nie narzekałeś - stwierdził spokojnie rozgrywający. - Nawet mruczałeś, że ci tak dobrze.
- Bo byłem pijany!
- Michał, chcesz mam coś powiedzieć? - zapytał go Konar, który zdążył zmienić pozycję i teraz wyglądał z łazienki.
- Spadaj - zirytował się jeszcze bardziej przyjmujący.
- Luz Misiu, tu są sami swoi. Nic co powiesz nie wyjdzie poza ten pokój - rzucił Winarski.
- A chcesz w dzìób?
- Ale po co od razu tak brutalnie!
- Bo mnie wkurzacie!
- Dobra, dość - krzyknęłam, by zakończyć tę bezsensowną kłótnię. - Ktoś mi powie, która jest godzina?
- Dochodzi dziewìąta - odpowiedział mi Mikuś.
- Dobra chłopaki, pora wstawać. Ogarniamy ten bałagan, później ogarniamy siebie, nasze rzeczy, idziemy coś zjeść i schodzimy na dół, bo o 12 ruszamy w podróż do Wrocławia. Ktoś ma jakieś ale?
- Nikt - krzyknęli zgodnie siatkarze.
- To do roboty!
Po dwudziestu minutach( o dziwo!) cały bałagan, który zrobiliśmy został posprzątany. Rozeszliśmy się więc po pokojach, gdzie doprowadziliśmy się do porządku. Potem się spakowaliśmy i zjedliśmy śniadanie w hotelowej stołówce.
                                                                     *
Kiedy wybiła 12, byliśmy już w pełni gotowi do podróży i grzecznie czekaliśmy w holu. Sam Stefan był zdziwiony, że nie mieliśmy problemu z punktualnością, jak to zawsze u nas bywało, ale widząc nasze zmarnowane twarze nie odezwał się nawet słowem. Odczekaliśmy jeszcze chwilę, a gdy pojawił się nasz autokar od razu się do niego zapakowaliśmy i niedługo potem wszyscy poszliśmy ponownie spać.
                                                                    *
- Sportowcy, wstawać! - krzyk naszego statystyka wyrwał nas ze snu.
- Co jest? - zapytał zaspany Ignaczak.
- Postój! - rzucił Oskar, po czym wesoło pogwizdując wysiadł z naszego środka lokomocji.
- Czasem go nienawidzę - mruknął Winiarski. - No nic, czas rozprostować kości. - dodał, po czym podniósł się z miejsca i również wyszedł z autokaru. Poszliśmy jego śladem i ruszyliśmy do budynku, który, jak to przy postojach, okazał się być stacją paliw. Weszłam do środka w towarzystwie Bartka.
- Kochanie, chcesz coś? - zapytał.
- Kup mi kawę jeśli możesz, a ja skoczę do łazienki.
- W porządku - uśmiechnął się, a ja poszłam w odpowiednie miejsce. I jak to bywało z damskimi toaletami, musiałam odstać swoje w długiej kolejce. Tak długiej, że gdy Kurek do mnie przyszedł to wciąż w niej stałam. Popatrzyłam na niego tylko przepraszająco, ale on machnął ręką, dając mi tym samym do zrozumienia, że nic się nie stało.
Odstałam swoje, skorzystałam z łazienki, po czym trzymając Bartka za rękę wróciłam w miejsce postoju naszego autokaru. I wszystko było by dobrze, gdyby on nadal tam stał.
- Zuza, gdzie jest nasz autokar? - spytał mnie zaniepokojony przyjmujący.
- Nie mam pojęcia - odparłam zgodnie z prawdą. - Zadzwonię lepiej do Stefana. - dodałam, po czym wyjęłam telefon z  kieszeni i wybrałam numer trenera. Odebrał już po chwili.
- Trenerze, gdzie jesteście?
- Jak to no? Dalej podróźiujemy.
- Bez nas?! - pisnęłam.
- Jak beź waś? W autokarze nie siedźią?
- No nie!
- A reśta powiedziała, że są wśyscy! - rzucił. - Zaraz po waś wróćimy.
I rzeczywiście po jakichś piętnastu minutach po nas wrócili, w końcu nie mieli wyjścia. A siatkarze to, że nie zauważyli naszego braku wytłumaczyli tym, że przez ciężką noc mieli zaburzone pole widzenia. Też mi argument.
                                                                                         ~*~
Przepraszam za ewentualne błędy, za jakość i za to, że rozdziały nie są tak często jak być może byście tego chciały. Ale niedługo kończymy to opowiadanie. I moją "karierę" w blogosferze najprawdopodobniej też.

17 komentarzy:

  1. NIE KOŃCZYSZ ŻADNEJ KARIERY W BLOGOSFERZE!!!
    no, to tak na wstępie.
    hahahah sytuacje z odjeżdżającym autokarem zawsze mnie bawią. moze dlatego ze osoba z mojego otoczenia przezyla niemalze identyczna sytuacje XD ale chłopcy to serio... rozumiem kaca, ale trzeba byc chyba slepym zeby nie widzieć wielkiego Kurka i wygadanej Zuzki hahah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj <3
      Kac morderca nie ma serca i czasem rzuca się na wzrok :P

      Usuń
  2. Ej, ej, ej! Jakie "kończenie kariery" w blogosferze, ja się pytam?! Cytując klasyka - NIE PRZYJMUJĘ TEGO DO WIADOMOŚCI! Kurczę, domyślam się, że być może tak jak jeszcze ja do niedawna też masz jakiś kryzys, ale noo, don't give up! :) Bo znajdę Cię gdziekolwiek jesteś, z pomocą Rutkowskiego, i nieważne, czy ma nadal licencję na bycie detektywem czy nie :P
    Okej, apel wystosowany, to teraz mogę przejść do rozdziału. ;) Awwww, BartekiZuzaBartekiZuzaBartekiZuza! ♥ ♥ ♥ (wybacz moją histeryczną reakcję, ale wiesz przecież, że ja ich uwielbiam, nie? ;)). Lubię jak sobie tak gruchają jak te dwa Gołąbeczki, i możesz mówić, że puder, lukier i ptysie z kremem, ale właśnie ta ich relacja jest czymś, co mocno wyróżnia się na tle pozostałych wątków, przynajmniej na obecnym etapie, i chyba właśnie o to chodzi.
    Chłopaki wykonali zadanie na szóstkę, więc myślę, że zasłużyli na odrobinę relaksu, nawet jeśli niektórzy z nich odrobinę popłynęli :P Najważniejsze jednak, że znają swoje granice i nieobcy jest im termin samodyscypliny, w końcu żaden z nich nie chciałby nadszarpnąć powierzonego mu zaufania, zwłaszcza w trakcie tak ważnego turnieju.
    Końcówka rozdziału najlepsza :D Dobrze, że Stefan odebrał ten telefon, bo kto wie, jak długo zajęłoby reszcie zorientowanie się, że jednak Bartka i Zuzy nie ma w autokarze. Może nawet odkryliby ich nieobecność dopiero we Wrocławiu :P
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kryzys? Chyba tak. Przestałam czuć tę historię i mam wrażenie, że wszystko co tworzę jest na siłę. Sama nie wiem. Może spróbuję stworzyć coś jeszcze, w nieco innym klimacie. Pomysł z resztą jest, tylko chciałabym żeby to było coś lepszego od tego, co powstało do tej pory z mojej ręki. Zobaczymy co z tego będzie. :) I proszę mi nie grozić Rutkowskim, bo ten człowiek jest dziwny :D
      Co do Zuzy i Bartka, to ja wiem że Ty ich uwielbiasz :D
      Pozdrawiam również :*

      Usuń
    2. No to skoro jest pomysł, to tym bardziej nie ma nad czym się zastanawiać! :) Zdecydowanie gorszy jest kryzys+kompletna pustka w głowie. A pisanie na siłę znam też z autopsji i wiem, że z powstałych w ten sposób rozdziałów trudno być zadowolonym, ale czasem trzeba ten gorszy moment po prostu przeczekać :)
      Może i dziwny, ale całkiem skuteczny, także wiesz :D

      Usuń
    3. Żeby to było takie proste :P Ale mam nadzieję, że w końcu nabiorę do tego wszystkiego odpowiedniego dystansu i nowa historia w nieco innym, choć nadal sportowym świecie mi wyjdzie. A między komedią a właśnie nią zawsze będę jeszcze na siaturach, więc tak do końca od razu nie zniknę, nawet gdybym nie zaczęła czegoś nowego. :)
      Najbardziej przerażająca to jest jego fryzura i stare zdjęcia. :P A co raz zobaczone niestety się nie odzobaczy. :D

      Usuń
  3. Mam tutaj u Ciebie sporo zaległości ,ale w tym tygodniu będę miała dużo wolnego czasu , także z pewnością nadrobię zaległości . I z tym zakończeniem kariery powiem tak- z tego świata nie da się tak szybko zniknąć. Ja robiłam to kilka razy ,ale jak wiesz jeszcze tutaj jestem. Jeśli chciałabyś pogadać - pisz. :)
    Zapraszam na prolog : http://w-serpentynie-glupstw.blogspot.com/
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za propozycję, będę o niej pamiętać. :)

      Usuń
  4. pewnie przeczytasz to już setny raz, ale... Zuza i Bartek >>>> wielkie awww, no! idealnie się dobrali. są tacy słodcy i w ogóle. mordka mi się cieszy jak czytam :)
    Możdżi zmiażdżył system tekstem o idiotach. zdecydowanie. a kadrowe libacje to już klasyk. musiało być grubo skoro nie zauważyli braków w drużynie. gdyby Stefan nie odebrał telefonu to byłoby wesoło.
    a teraz najważniejsza sprawa - nawet nie myśl o kończeniu tego bloga i w ogóle pisania! nie zgadzam się! :D cały tydzień wyczekuję soboty by móc przeczytać nowy absurd, a tu koniec? nie. nie. nie. co ja biedna wtedy pocznę?
    życzę duuużo weny i wytrwałości w pisaniu! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że się podoba. :) I ja wiem, że czytelniczki być może chciałyby. żeby ta historia się nie kończyła, ale trzeba czasem coś zakończyć, żeby nie przesadzić. ;)
      Dziękuję :*

      Usuń
  5. Jaki koniec kariery?! To dopiero początek! :)
    Bartek i Zuza, idealna para, zdecydowanie :)
    Dla mnie także Miażdżon jest królem odcinka :D
    Pozdrawiam :*

    Jak w każdy poniedziałek, zapraszam na nowy rozdział mattowej historii - http://spowiedz-sumienia.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba powinnaś utworzyć zakładkę SPAM dla Kajdi, przepraszam - Zapraszam na #11 - http://niezrozumiale-uczucia.blogspot.com/ :)

      Usuń
    2. Jak początek, jak ja już tyle tu siedzę? :D
      Miażdżon <3

      Usuń
    3. Twój spam nie jest do końca spamem, bo prócz niego są też komentarze dotyczące opowiadania. Dlatego to jest spam z zezwoleniem :D

      Usuń
  6. VE!
    Po pierwsze: bardzo przepraszam,że tak późno komentuję. Ostatnio moja pamięć szwankuje i zamiast przeczytać i skomentować, ja tylkp czytam. Jeszcze raz bardzo przepraszam.
    A teraz gdy już przeprosiłam to chyba trochę ochrzanię 😂😂
    Jaki koniec kariery? Błagam? Masz pisać dalej. Rozumiem koniec opowiadania. Kiedyś trzeba i lepiej skończyć je w odpowiednim dla Ciebie momencie niż ciągnąć jak jakiś przygłupi tasiemiec(serial) typu "Moda na sukces'' czy polskie "M jak miłość" "Klan" i tym podobne gdzie wszystko jest tak skomplikowame (śmiech na sali), że nawet gdy nie oglądasz tego czegoś rok to i tak wiesz o co chodzi, więc pełni się z Tobą zgadzam.
    A teraz trzeci punkt programu(czyli tego czegoś co wyświetli się jako komentarz) :rozdział. Wszystko pięknie i ładnie. Kadra zapomniała o nich na stacji. Zakochańce. Trwa sielanka... Tylko dlaczego mam przeczucie, że zaraz coś się posypie, spieprzy???
    Pozdrawiam ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że nawet gdybym chciała to odejść mi nie wolno :p Ale dziękuję. Doceniam wszystkie ciepłe słowa, zarówno Twoje jak i innych komentujących. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
      Pozdrawiam również ♡

      Usuń
  7. Serdecznie zapraszam na nowość na http://w-serpentynie-glupstw.blogspot.com/
    buziaki :)

    OdpowiedzUsuń