sobota, 27 grudnia 2014

Absurd piętnasty.


- Zuza, a ty się w ogóle dziś wyspałaś? – zagaił Piotrek, kiedy byliśmy w drodze do ośrodka.
- Dlaczego miałabym się nie wyspać?
- Spałaś z Kurkiem, a on potrafi się rozpychać – spojrzałam na niego dziwnie. – Nie pytaj skąd wiem.
- Spanie z Bartkiem nie przeszkodziło mi się wyspać, nie musisz się martwić.
- Kto spał z Kurkiem?! – pochwycił temat Karol.
- Zuza!
- Przypadek spała z Uszatym?! – ciągnął dalej Andrzej.
- Szok – rzucił Fabian.
- Przypominam wam, że wciąż tu jestem! – warknęłam zirytowana.
- Po prostu trudno nam uwierzyć!
- Boże, ale z was kretyni. Spaliśmy razem w jednym łóżku, tylko tyle!
- Akurat!
- Przyznaj się!
- Niby do czego?
- Że kręcisz z Kurkiem!
- Nieprawda!
- Kto kręci z Kurkiem? – zaciekawił się Buszek, co nakręciło siatkarzy jeszcze bardziej.
- Zuza!
- Zuza i Bartek? Niemożliwe!
- A jednak!
- Nie zareagujesz? – zapytałam Bartka, podczas gdy reszta przekrzykiwała się, wymyślając coraz bardziej niestworzone historie.
- Po co?
- Jak po co?!
- Zuza, nie znasz ich? Im bardziej będziesz próbowała się wytłumaczyć, tym bardziej będą ciągnąć temat. Odpuść, oni w końcu też to zrobią.
- Jak możesz być tak spokojny?
- Znam ich nie od dziś, przyzwyczaiłem się.
- Karol, patrz jak gruchają! – rzucił Wrona, a oczy wszystkich skupiły się na nas.
- Ale to słodkie!
- Zuza i Bartek zakochana para!
- Zamknijcie się w końcu!
                                                             *
- Zuza i Bartek…
- Dajcie już spokój! – warknęłam, kiedy od ponad 20 minut wysłuchiwałam ekscytacji siatkarzy, dotyczącej spania Bartka w moim łóżku. Owszem, próbowałam im wytłumaczyć jak było, ale to było jak rzucanie grochem o ścianę – nie przyniosło żadnego skutku. Miałam nawet wrażenie, że moje próby tłumaczenia dodatkowo ich bawiły. Widocznie Kurek miał rację i powinnam poczekać, aż sprawa rozejdzie się po kościach. Tylko ile można było czekać, skoro temat wyjątkowo im się spodobał?
Nie mogłam się doczekać, aż dojedziemy do ośrodka, a ja będę mogła zaszyć się w swoim pokoju w kompletnej ciszy, która była mi w tym momencie niebywale potrzebna.
- Zuza i Bartek…
- Boże, za co mnie tak każesz?!
                                                           *
- Daleko jeszcze? – zapytałam Stefana po przejściu na początek autokaru.
- Minut 15. Coś dzieje się?
- Wszystko dobrze.
- A krzyki te z tyłu?
- Nic wielkiego, nie warto zwracać uwagi. Siatkarzom jak zwykle odbija palma.
- Rozumie. Wnikać nie będę.
- Dobry pomysł – uśmiechnęłam się i wróciłam na miejsce.
- A wiesz dlaczego Kurek poleciał na Przypadek? – rzucił Fabian.
- No dlaczego? – zaciekawił się Wrona.
- Bo Przypadki chodzą po ludziach! – odparł Drzyzga i wszyscy zaczęli rechotać.
Przewróciłam oczami, a następnie ukryłam twarz w dłoniach. Miałam dość, serdecznie dość. A wiedziałam, że siatkarze szybko z tego tematu nie zejdą.
- Przepraszam – usłyszałam, a kiedy spojrzałam między palcami zauważyłam patrzącego na mnie Piotrka.
- W porządku, nie wiedziałeś, że to się tak skończy.
- Mimo to…
- Nie mam żalu.
- Dziękuję.
Kiedy Pit wrócił na swoje miejsce ja ponownie schowałam twarz w dłoniach i siedziałam tak praktycznie do momentu, gdy autokar się zatrzymał. Kiedy siatkarze przepychali się do wyjścia ja cierpliwie poczekałam na swoją kolej. Wszystko było mi obojętne, chciałam tylko uniknąć ich spojrzeń i dogadywań, wystarczająco dużo się ich już nasłuchałam. Straciłam też cały dobry humor. Powoli wysiadłam z autokaru, a następnie, powłócząc nogami, udałam się do ośrodka. Minęłam recepcję, machając jeszcze na powitanie Heńkowi i udałam się w kierunku windy. Tam wpadłam na Bartka.
- Czekałem na ciebie.
- Nie trzeba było – odparłam chłodno, stając obok niego.
- O co ci chodzi? – zapytał, gdy drzwi od windy się zamknęły.
- O co mi chodzi?! Ty się naprawdę jeszcze pytasz?! Nie mogłeś jakoś zareagować kiedy oni urządzali sobie z nas taką zabawę? – warknęłam.
- Widocznie nie!
- Jesteś idiotą!
- Znowu zaczynasz? Nie moja wina, że chłopaki nie znają umiaru!
- Gdyby nie twoja bezmyślność całej sytuacji by nie było!
- Skończ – rzucił zirytowany i ze złością uderzył pięścią w panel z przyciskami. I to był jego błąd, bo windą zarzuciło, zatrzęsło i najzwyczajniej w świecie się ona zatrzymała. Między piętrami. Z nami w środku, rzecz jasna.
- Gratuluję – mruknęłam. – Popsułeś windę. Ciekawe ile teraz tu posiedzimy. –dodałam, zajmując miejsce na podłodze.
- Masz zasięg? – zapytał, patrząc uważnie na swój telefon.
- Nie mam – odparłam po sprawdzeniu.
- No to jesteśmy w czarnej…
- Nawet nie kończ – rzuciłam, a Bartek z braku innego pomysłu zajął miejsce koło mnie.
                                                                  *
- Może przynajmniej w końcu poważnie porozmawiamy? Obiecałaś mi to – zapytał Kurek po jakimś czasie.
- To nie jest najlepszy moment.
- Ile razy się pytam, tyle razy każdy moment jest zły. Tak trudno po prostu ze mną pogadać?
- Widocznie tak – ucięłam rozmowę.
                                                  *
- Zuza?
- Co znowu?
- Dlaczego te ściany się kurczą?
- Że co? – zapytałam, patrząc na Kurka jak na idiotę.
- Serio pytam.
- Bartek, wydaje ci się.
- Nic mi się nie wydaje. Przecież widzę! I powietrze też jakoś zgęstniało i dziwnie tu duszo…
- Dobrze się czujesz? – zainteresowałam się.
- Niekoniecznie – odpowiedział mi zielony na twarzy Bartek.
- Ty też masz klaustrofobię?
- Co takiego?
- Boisz się małych zamkniętych przestrzeni?
- Możliwe…
- W takim razie mamy problem, ogromny problem. Bo coś czuję, że szybko to my z tej windy nie wyjdziemy.
- O mój Boże!
                                                               *
- Chcę do mamy!
- Uspokój się. Nie jesteś tu sam.
- Nie pomagasz!
- Spójrz na mnie – poprosiłam. – No spójrz! – ponowiłam prośbę i dopiero wtedy Bartek otworzył oczy i na mnie zerknął.
- Nic ci się nie stanie, jasne? Niedługo nas stąd wyciągną, na pewno już ktoś zauważył, że nas nie ma. A tymczasem myśl o czymś przyjemnym.
- Nie potrafię!
- Pomogę ci. Zamknij oczy – Kurek wykonał moje polecenie, układając jeszcze głowę na moich kolanach.
- A teraz słuchaj uważnie: wyobraź sobie, że jesteś na zielonej polanie, gdzie przygrzewa cię słońce. W tle słychać szum drzew, śpiew ptaków i znajdujący się niedaleko potok – mimowolnie wplotłam palce w jego włosy i zaczęłam się nimi bawić. – Nie musisz się niczym przejmować, nie goni cię czas, jesteś zupełnie wolny od jakichkolwiek obowiązków…
- Mhm – mruknął Bartek.
- Pomaga ci to?
- Owszem.
- W takim razie wstawaj – zrzuciłam go z kolan. – Starczy tego dobrego.
- No ale Zuza!
                                                         *
- Kręci mi się w głowie – stwierdził po kolejnych minutach Bartek.
- Nie kombinuj, drugi raz nie dam się złapać.
- Ale naprawdę! – otworzyłam jedno oko, by spojrzeć na niego. Tym razem jego twarz przybrała kolor fioletowy.
- Pokazałam ci co możesz robić by było ci lepiej, powtórz to sobie.
- Sam nie umiem!
- Nie przesadzaj.
- Zuza, proszę, pomóż mi – poprosił, patrząc na mnie tak, że nie mogłam odmówić.
- Niech będzie – odparłam, próbując jeszcze w międzyczasie wysłać smsa do Heńka. Chyba mi się nawet udało.
- Kładź się i słuchaj – rzuciłam, a Kurek bez gadania zrobił to co mu kazałam. – Polana raczej drugi raz nie zadziała, więc tym razem spróbujemy czegoś innego. Wyobraź sobie, że jesteś w górach. Tylko ty i panujące wszędzie cisza i spokój. Przemierzasz kolejne metry, zaciągając się orzeźwiającym górskim powietrzem. Jesteś wolny od wszelkich trosk, kłopotów, problemów czy obowiązków. Nie musisz się z niczym spieszyć, możesz do woli spacerować po górach. Słonce delikatnie wychyla się zza chmur i nieśmiało ogrzewa cię swoimi promieniami. Jesteś radosny, uśmiechnięty i zrelaksowany. Tak, jak od dawna nie byłeś –znów bawiłam się jego włosami. – Nikt nie dzwoni, nie pisze, słowem  - nie zawraca ci głowy. Możesz w pełni, bez żadnych przeszkód oddać się górskiej wędrówce, co też czynisz. Wędrujesz do momentu, aż zapada zmrok i niebo mieni się milionem gwiazd. Wtedy przystajesz na chwilę, a następnie przysiadasz na pniu drzewa. Wpatrujesz się w iskrzące jasnymi punkcikami niebo, zachwycając się jego pięknem. Czujesz się tak lekko, że praktycznie mógłbyś zasnąć. – przerywam na chwilę. – Już dobrze?
- Zdecydowanie. Dziękuję.
- Nie ma sprawy.
- Gdzie się tego nauczyłaś?
- Na studiach. Skończyło się jednak jakoś tę psychologię.
- Tam uczą takich rzeczy?
- Technik relaksacyjnych? Tylko w małym stopniu. Większość zgłębiłam sama.
- Jesteś niesamowita – mruknął.
- Daj spokój, bo się zarumienię.
- To sama prawda.
                                                              *
- Dzieciaki, jesteście tam? –usłyszeliśmy ciche wołanie zza drzwi windy.
- Heniu, to ty? – zapytałam.
- To ja. Zaraz spróbuję was wyciągnąć.
- Chwała Bogu!
                                                              *
Heniek dwoił się i troił, żeby nas z tej windy wyciągnąć. My sami nie mogliśmy się już doczekać kiedy z niej wyjdziemy, a już zwłaszcza nie mógł doczekać się Bartek. Chyba naprawdę miał tę klaustrofobię. Albo po prostu był idiotą, trudno rozstrzygnąć.
- No dobra misiaki, odsuńcie się od drzwi teraz – powiedział Heniek, po czym najprawdopodobniej wcisnął jakiś przycisk i winda wpasowała się w piętro, a jej drzwi się otworzyły. Kurek wypadł z niej i z radości prawie że zaczął całować ziemię( no, w tym przypadku podłogę). Heniek natomiast popatrzył na niego jak na debila ( mówiłam?).
- Nie zwracaj uwagi, nie da się tego wytłumaczyć.
- Rozumiem.
- Dziękuję za pomoc. Bez ciebie nie wiem ile byśmy jeszcze tutaj siedzieli.
- Nie ma sprawy. A jak to się właściwie stało?
- Bartek wcisnął kilka przycisków na raz.
- Skaranie boskie z tymi siatkarzami.
- Nawet nie wiesz jak dużo masz racji.
- Będę leciał. I bardzo cię proszę, uważajcie na tę windę.
- Jasna sprawa. Dziękuję jeszcze raz – Henryk puścił mi oczko i poszedł w swoją stronę.
- Bartek, uspokój się. Ludzie patrzą – rzuciłam, choć tak naprawdę na korytarzu nie było nikogo prócz nas. Nawet siatkarze siedzieli w swoich pokojach( tak właśnie zauważyli, że przez kilka godzin nas nie było).
- No już, już. Po prostu się cieszę, że się wydostałem.
- Nie wątpię.
- Szkoda tylko, że w końcu nie porozmawialiśmy poważnie.
- Zdążymy – zbyłam go.
- Akurat – prychnął. – W każdym razie, mam do ciebie prośbę.
- Niby jaką?
- Nie mów nikomu o mojej histerii w windzie, dobrze?
- Dlaczego miałabym tego nie robić? To doskonała okazja by sobie z ciebie pokpili.
- Bo tak.
- To nie jest powód.
- Dla mnie jest.
- Podaj choć jeden sensowny i może się zgodzę.
- Chcesz wiedzieć dlaczego? – zapytał wyzywająco.
- Chcę! – rzuciłam, a on w odpowiedzi ujął moją twarz w swoje wielkie dłonie i najzwyczajniej w świecie mnie pocałował. A ja ten pocałunek odwzajemniłam.
- Dlatego – szepnął, patrząc mi jeszcze prosto w oczy. A co zrobiłam ja? Jedną z najgłupszych w moim życiu rzeczy. Uciekłam, najzwyczajniej w świecie.
                                                                 
~.~
Tracę wiarę i przekonanie, znowu. Popsułam.
Proszę o wzięcie udziału w ankiecie na dole, to pomoże mi(mam nadzieję) podjąć decyzję.

sobota, 20 grudnia 2014

Absurd czternasty.


- Jest propoźycja. Nie do odźucenia – zaczął Stefan, gdy następnego dnia spotkaliśmy się na śniadaniu.
- Mianowicie? – zapytał Marcin.
- Ładna pogoda jest, wykorzystać to ćeba! Nad jezioro jedziemy.
- Nie wiem czy to dobry pomysł – stwierdziłam sceptycznie.
- Niby czemu? – zapytał mnie Andrzej.
- Po prostu.
- Przyznaj, wstydzisz się nas i tyle – rzucił Fabian z cwaniackim uśmiechem.
- Rzeczywiście mam czego – odgryzłam się.
- Nie kłócą się. Jedziemy i tyle! Gadania nie ma!- uznał Antiga. – O 9 przed ośrodkiem – rzucił i już go nie było.
- No tak, jeszcze tego było mi trzeba – warknęłam zirytowana, po czym wstałam i wyszłam ze stołówki.
- Ktoś wie o co chodzi? – zapytał zdezorientowany Mikuś.
- Nie bardzo – odpowiedział mu Winiar.
- Bartek?
- Co ja?!
- Nie masz z tym nic wspólnego?
- Tym razem to nie moja wina, daję słowo!
- W takim razie ktoś powinien pogadać z Zuzą i wyciągnąć z niej co się stało.
                                                                       *
Byłam zła, sama nie wiem dlaczego. Od samego rana chodziłam poddenerwowana, bo nie mogłam dodzwonić się do mamy, a nigdy nie było z tym problemu. Z resztą, do taty też nie mogłam. Nie miałam pojęcia co się dzieje, a cała ta niewiedza zżerała mnie od środka. Dlatego nie uśmiechało mi się jechać nad to jezioro. Miałam iść się bawić podczas gdy mojej rodzinie coś mogło się stać? Nie potrafiłam. Moje zdenerwowanie rosło z każdą minutą czy nawet sekundą. Rozmyślania przerwało mi pukanie do drzwi.
- Idzie? – spytał Stefan, kiedy wpuściłam go do pokoju.
- A mam jakieś wyjście? – pokręcił przecząco głową, a ja przewróciłam oczami.
- Coś dzieje się?
- Nic takiego.
- Opowie.
- Nie mogę od rana dodzwonić się do rodziców – westchnęłam.
- Wszystko na pewno dobzie.
- Skąd możesz wiedzieć? – warknęłam. – Przepraszam. Po prostu bardzo się martwię.
-Rozumie. Zobaczy, na pewno oddzwonią.
- Może masz rację – odparłam.
- Na pewno. A teraz idzie ze mną. Wszyscy czekają.
- No dobrze. Daj mi jeszcze chwilę, zabiorę kilka rzeczy.
- Jasne. Pospieszy się tylko.
Stefan wyszedł, a ja zaczęłam zbierać to co mi potrzebne. Następnie założyłam strój kąpielowy pod ubrania, zabrałam telefon, torbę i wyszłam z pokoju, zamykając go jeszcze na klucz. Zjechałam windą na dół i wyszłam przed ośrodek, gdzie wszyscy czekali.
- Jesteś wreszcie. Co tak długo? – zapytał Kubiak.
- Przepraszam. Już możemy jechać.
- Wsiadają – rzucił Stefan, gdy reprezentacyjny autokar zatrzymał się koło nas.
- Widzę, że na bogato ta wycieczka, skoro rozbijamy się oficjalnym autokarem – rzucił Karol, a Andrzej gwizdnął z podziwem.
- Do środka załogo! Ahoj przygodo! – krzyknął Winiar i wbiegł do autokaru.
- W pełni normalny to on nie jest – stwierdził Mariusz, a wszyscy się zaśmiali. Ja wysiliłam się tylko na drobny uśmiech, bo na nic więcej nie było mnie stać.
- Wszystko dobrze? – zapytał Marcin, gdy reszta powoli wsiadała do autokaru.
- W porządku.
- Nie przekonałaś mnie.
- Wsiadają, sibko! – rzucił Antiga, który znikąd pojawił się obok nas. To spowodowało, że moja rozmowa z Brodatym została przerwana, co w sumie mnie ucieszyło. Nie chciałam obarczać innych tym, czym sama się martwiłam. Bo i po co?
Zajęłam wolne miejsce przy oknie, mniej więcej w połowie autokaru. Nie miałam siły na żadne rozmowy, więc miałam nadzieję, że uda mi się ich uniknąć.
- Zuza, chodź do nas! – zawołał mnie Ignaczak. – Pogramy w karty.
- Może później – odpowiedziałam,  następnie włożyłam do uszu słuchawki i zatopiłam się w kojących dźwiękach moich ulubionych piosenek.
                                                                  *
- Myślicie, że przestała nas lubić? – zapytał cicho Zatorski.
- Skąd wiesz, że w ogóle nas lubiła?  - odpowiedział pytaniem na pytanie Mikuś.
- Też prawda…
- Dajcie spokój! Widać, że ewidentnie ją coś gryzie. Wystarczy dowiedzieć się co i w miarę naszych możliwości jej pomóc – stwierdził Szampon.
- Próbowałem, ale mnie zbyła – wtrącił Marcin, drapiąc się po brodzie.
- Może po prostu zostawcie ją w spokoju? – odezwał się milczący do tej pory Zagumny. – Będzie chciała, to sama nam opowie co jej leży na sercu.
- Może i tak. To co, czekamy? – upewniał się Zator.
- Czekamy – odpowiedziała mu reszta.
                                                                     *
Podróż trwała w najlepsze(ciekawe które jezioro Stefan wybrał, skoro tak długo jechaliśmy. Byle nie jakieś brudne czy coś. No i najlepiej, żeby wokół nie było zbyt wielu ludzi, żebyśmy nie wzbudzali niepotrzebnych sensacji. To znaczy siatkarze, mnie przecież nikt nie znał. I dobrze.), aż w końcu Antiga zarządził postój. Wszyscy wysypali się z autokaru i rozeszli w różne strony. Ja w tym czasie postanowiłam ponownie zadzwonić do mamy. Miałam nadzieję, że w końcu uda mi się dodzwonić, bo cała ta sytuacja mnie przytłaczała. Wybrałam więc numer, odczekałam kilka sygnałów i w końcu moje modły zostały wysłuchane, bo mama odebrała.
- No nareszcie! Dzwonię do ciebie od samego rana!
- Wyszłam z domu bez telefonu, nic się przecież nie stało.
- A tata?!
- A tata był ze mną i też nie zabrał.
- Przecież umówiłyśmy się, że dzisiaj zadzwonię – byłam zła, bardzo zła.
- Zapomniałam  - odparła beztrosko moja mama.
- Zapomniałaś?! To ja się martwię czy nic się wam nie stało, a ty mi mówisz, że zapomniałaś?!
- Dziecko, nie denerwuj się.
- Łatwo powiedzieć – prychnęłam.
- Przecież wszystko jest w porządku. Chciałam tylko spędzić trochę czasu z twoim tatą. Bez telefonów i czegokolwiek innego. Przepraszam, dobrze?
- Dobrze. Tylko mogłaś się ze mną nie umawiać.
- Wiem. To było całkowicie spontaniczne i nawet nie pomyślałam, by do ciebie zadzwonić i uprzedzić. Przepraszam jeszcze raz.
- Rozumiem. I nie gniewam się już. Tylko drugi raz mi tak nie rób.
- Oczywiście.
- Muszę kończyć, bo zaraz jedziemy dalej – powiedziałam do telefonu, kiedy zauważyłam machającego do mnie Stefana.
- Wycieczka?
- Owszem.
- Baw się dobrze.
- Dzięki mamo. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Zakończyłam rozmowę i wróciłam do autokaru z dużo lepszym humorem. Poinformowałam Stefana, że miał rację i wszystko jest w porządku, a następnie wsiadłam do pojazdu i zajęłam swoje miejsce. Niedługo potem ruszyliśmy w dalszą podróż.
                                                                *
Nudziłam się trochę, postanowiłam więc dołączyć do chłopaków.
- Mogę? – zapytałam, stając obok wolnego miejsca przy Mikusiu.
- Jasne, siadaj – poklepał miejsce, które od razu zajęłam.
- Widzę, że masz lepszy humor – zagaił Marcin.
- Owszem. I przepraszam, że nie byłam zbyt rozmowna, ale martwiłam się o rodziców, bo nie mogłam się do nich dodzwonić.
- W porządku. Ale wszystko już się wyjaśniło?
- Na szczęście tak.
- To może teraz zagrasz z nami?
- A w co gracie?
- W pokera.
- Ostro! – zażartowałam, na co wszyscy się uśmiechnęli. – Grajmy więc!
                                                             *
- Do końca podróży graliśmy w przeróżne gry karciane( zrezygnowaliśmy z pokera po tym jak wygrałam 10 partii pod rząd i był buncik), więc się nie nudziliśmy. Jednak kiedy autokar się zatrzymał i zobaczyliśmy ogromne jezioro, dotarło do nas, że właśnie czegoś takiego potrzebowaliśmy. Widocznie Stefan znał nas lepiej niż my sami i wcześniej rozumiał nasze potrzeby(albo miał jakieś magiczne zdolności i czytał w naszych myślach. Chociaż dla niego było by lepiej, gdyby takich nie posiadał. Dla nas z resztą też, bo zbyt wiele rzeczy, niekoniecznie dobrych, wyszło by na jaw). Na szczęście okolica okazała się być pusta, a woda czysta. Rozłożyliśmy ręczniki na pomoście( który o dziwo był cały), a w następnej chwili połowa siatkarzy już była w wodzie.
- Idziesz? – zapytał mnie Ignaczak.
- Może później – odparłam. – Chcę się najpierw trochę opalić, póki słońce przygrzewa.
- Rozumiem, nie naciskam – stwierdził i wskoczył do wody przy okazji mnie ochlapując.
- Igła! – krzyknęłam z uśmiechem, a on w odpowiedzi puścił mi oczko. – Głupek! – dorzuciłam, zdejmując mokry podkoszulek. Później zdjęłam także spodenki, dzięki czemu zostałam w samym kostiumie. Smarowałam się właśnie olejkiem, kiedy obok mnie pojawił się Kurek, z którego kapały krople wody.
- Posmarować ci plecy? – spytał.
- A wiesz, że tak? – odparłam, podając mu specyfik. Bartek od razu zabrał się do pracy i już po chwili moje plecy były pokrywane warstwą olejku.
- Co to za blizna? – zaciekawił się, gdy rozcierał krem na prawej łopatce.
- Spadłam kiedyś z huśtawki, a pod nią w piasku zagrzebane było szkło.
- Musiało boleć.
- Nie było tak źle. I tak dobrze się skończyło, bo rana była naprawdę głęboka.
- Gotowe – odparł Kurek, oddając mi olejek.
- Dzięki. Chcesz też?
- Nie, po co?
- Żebyś potem nie płakał, że się spiekłeś.
- Bez przesady.
- Jak chcesz, ja cię lojalnie ostrzegłam.
- No dobrze – skapitulował, przejmując ode mnie opakowanie, a następnie rozprowadzając go po swoim ciele. – Ale z plecami musisz mi pomóc.
- W porządku. Ale musisz się bardziej schylić, bo nie sięgnę.
Bartek spełnił moją prośbę, a ja zaczęłam smarować jego plecy. Zaskoczyło mnie tylko to, że jego mięśnie się napięły, gdy tylko moje palce spotkały się z jego skórą. Co to miało znaczyć?
- Już – mruknęłam.
- Dziękuję.
-Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się, na co Bartek odpowiedział tym samym. Później wrócił do wody, a ja w końcu zajęłam się opalaniem.
                                                                       *
- Ciekawy pomysł – usłyszałam po jakimś czasie, gdy ktoś zasłonił mi słońce. Tym kimś okazał się Winiar.
- Co masz na myśli? – zapytałam zdezorientowana.
- Masz jakieś lusterko?
- No tak – odparłam i wyciągnęłam ową rzecz z torebki.
- To sama zobacz – ustawił je tak, bym zerkając w nie mogła zobaczyć swoje plecy. Plecy, na środku których widniało nieopalone serduszko.
- Bartek! Co to ma być? – krzyknęłam do pływającego niedaleko Kurka.
- Jak to co? Serduszko! Nie uważasz, że to urocze? – zaśmiał się i odpłynął dalej.
- Skąd wiedziałaś, że to on? – zaciekawił się Michał.
- Bo zgodziłam się, żeby posmarował mi plecy olejkiem do opalania. Jak się okazuje, to był błąd.
- Nieźle, nieźle – stwierdził Winiar. – To w sumie całkiem urocze, a i tak niedługo wyrówna się z resztą.
- I tak muszę się jakoś zemścić!
- Tylko może w jakiś mniej szalony sposób niż na Zatorskim?
- To na pewno.
                                                            *
- Zrobiłbym nowe zdjęcie na oficjalną stronę – stwierdził niedługo potem Kurek. – Macie pomysł?
- Na pomoście sobie zrób – szepnął nieco sennie Zagumny.
- To nie jest głupi pomysł. Pomoże mi ktoś? – spytał, ale jakoś nikt nie kwapił się by mu tej pomocy udzielić.
- No dobrze, ja ci pomogę – stwierdziłam.
- Serio?
- No tak. Czym chcesz je zrobić?
- Może telefonem? Ma dobry aparat, powinno się udać.
- Jak chcesz. To chodź kawałek dalej, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
Przeszliśmy na dalszą część pomostu, gdzie od razu zabrałam się do pracy. Zrobiłam Bartkowi kilka naprawdę( moim skromnym zdaniem) dobrych zdjęć, które, miałam nadzieję, jemu również się spodobają, po czym postanowiłam wykorzystać moment i wcielić w życie mój plan zemsty.
- To co, jeszcze jedno i kończymy?
- W porządku.
- To przesuń się kawałek w prawo.
- Tyle wystarczy? – zapytał, gdy zrobił kilka kroków we wskazanym przeze mnie kierunku.
- Jeszcze trochę.
- Już?
- Jeszcze kawałek.
- Teraz?
- Jeszcze ze 3 kroki.
- W porządku – odparł, a kiedy je zrobił to wpadł do wody. Sukces! O to mi właśnie chodziło!
- ZUZKA!
- Oko za oko, ząb za ząb, pamiętasz? To za to serduszko na plecach – pokazałam mu język.
- Złośliwa bestyjka – rzucił, a wszyscy zaczęli się śmiać jeszcze bardziej (bo już się śmiali z jego lądowania w wodzie).
Bartek wyszedł z wody wbrew pozorom uśmiechnięty, po czym ruszył w moim kierunku.
- Jesteśmy kwita – uznał, podając mi dłoń.
- Owszem  - odparłam, ściskając ją. On jednak wykorzystał moment mojej nieuwagi i przyciągnął mnie do siebie, by mnie przytulić. Szkoda tylko, że był mokry, więc siłą rzeczy i ja się taka stałam.
- KUREK! – rzuciłam, uderzając go w ramię, gdy tylko wydostałam się z jego uścisku. – To było nie fair.
- Życie nie jest sprawiedliwe, droga Zuzanno.
- Matko, jak oficjalnie – zaśmiał się Mikuś, a wraz z nim cała reszta.
- Zbieramy się. Wsiścy do autokaru – zarządził Stefan, a my posłusznie wykonaliśmy jego polecenie.
- Tak nie wsiądziecie – stwierdził kierowca, gdy tylko nas zobaczył.  – Zamoczycie siedzenia.
- Mam duży ręcznik – odparłam. – Usiądziemy na nim.
- No dobrze, niech będzie. Ale jak coś się zamoczy, to własnoręcznie będziecie to suszyć. Albo będziecie siedzieć na tych siedzeniach już zawsze, dopóki będą mokre.
- Zgoda – stwierdziłam i kierowca nas wpuścił.
- Musisz usiąść obok mnie, bo ręcznik jest tylko jeden – powiedziałam do Bartka.
- Nie ma sprawy! – odparł z uśmiechem.
- Czemu odnoszę wrażenie, że wiedziałeś, że tak będzie?
- Bo wiedziałem.
- Niby skąd?
- Miałem już kiedyś podobną sytuację i też wracałem mokry.
- Przycwaniaczyłeś!
- No a jak!
Naszą rozmowę przerwało pytanie Stefana.
- Podobało się?
- Było super! – odkrzyknęli wszyscy, na co Antiga uśmiechnął się szeroko i zajął swoje miejsce, dając jeszcze znak kierowcy, że możemy jechać.
I nawet ja musiałam przyznać, że cholernie dobrze się bawiłam.
                                                                   ~.~
Nie wiem czy będzie jeszcze okazja, więc od razu życzę Wam, moje kochane, Wesołych Świąt i szczęścia. I przede wszystkim zdrowia. :)

sobota, 13 grudnia 2014

Absurd trzynasty.



Mój popołudniowy odpoczynek przerwany został przez hałasy na korytarzu. Wychyliłam więc nos ze swojego pokoju, a do moich uszu dobiegła kłótnia Piotrka i Bartka.
- To twoja wina! Jak mogłeś nie zakręcić wody i tak po prostu sobie wyjść?! – złościł się Nowakowski.
- Trzeba było być w pokoju, a nie się szlajać, to byś zakręcił i nic by się nie stało! – odgryzł się Kurek.
- No tak, ja będę ciągle siedzieć w pokoju, bo ty jesteś idiotą i trzeba cię pilnować!
- Kłócicie się jak stare małżeństwo –wtrąciłam z uśmiechem, dochodząc do ich pokoju.
- Bo ten kretyn zalał nam pokój!
- Słyszałam Piotruś, słyszałam. I rozumiem twoją złość. Bardzo jest tam mokro?
- Sama zobacz – stwierdził środkowy, po czym uchylił mi drzwi.
Weszłam do pomieszczenia, od razu wpadając w ogromną kałużę wody. Rozejrzałam się szeroko, zauważając jeszcze, że było ich w pokoju dużo więcej.
- Tylko podłoga jest mokra? – zapytałam.
- Oczywiście, że nie – prychnął Piotrek. – Nawet nie chcę wiedzieć co on zrobił, że łóżka też są mokre.
- Żartujesz?
- Uwierz, chciałbym – stwierdził, a ja na potwierdzenie jego słów przejechałam dłonią po kołdrze leżącej na łóżku Kurka. Rzeczywiście była mokra.
- A jak w łazience?
- Jeszcze gorzej.
- Trzeba to powycierać – zarządziłam. – Inaczej przecieknie piętro niżej. Macie jakieś ręczniki albo coś takiego?
- Nie bardzo.
- Dobra, załatwię coś.
- Dziękuję – odparł Piotrek, próbując się uśmiechnąć, ale sytuacja chyba za bardzo go przytłoczyła, bo nic z tego nie wyszło.
                                                                     *
Postanowiłam poszukać niezawodnego pana Heńka(a właściwie Heńka, bo w końcu mogłam do niego mówić po imieniu, ma się ten prestiż). Wyszłam przed ośrodek i udałam się na jego tyły, gdzie, jak się okazuje, najłatwiej było go znaleźć(sam mi powiedział, gdy go ostatnio szukałam). Zastałam go tam siedzącego i rzeźbiącego w drewnie.
- Nie wiedziałam, że jesteś rzeźbiarzem – zagaiłam.
- Bo nie jestem – odparł. – Lubię sobie tylko czasem podłubać.
- I całkiem nieźle ci to wychodzi – stwierdziłam, biorąc w dłoń wyrzeźbioną przez niego figurkę anioła. – To jest naprawdę piękne.
- Chcesz to możesz sobie to wziąć.
- Naprawdę? Dziękuję.
- Nie ma za co. Ale nie po to tutaj przyszłaś, prawda?
- Tak. Potrzebuję kilku albo nawet kilkunastu ścierek. Takich, by można było nimi wytrzeć podłogę.
- Powinienem wnikać?
- Lepiej nie. Jeszcze nie.
- W porządku. Chodź, dam ci ten szmatki – wstał i ruszył w kierunku swojego kantorka, z którego po kilku minutach intensywnych poszukiwań( i bolesnych spotkań z ciężkimi przedmiotami, w wyniku których nabił sobie siniaki. Choć raz nie ja) wydał mi to, czego potrzebowałam. Heniek jak zwykle stanął na wysokości zadania.
- Dziękuję bardzo – rzuciłam i nie czekając na odpowiedź popędziłam do pokoju chłopaków.
                                                                   *
Kiedy zbliżałam się do pokoju 203 znów usłyszałam krzyki. Widocznie siatkarze ponownie się kłócili.
- Może byś ruszył w końcu ten swój zgrabny tyłek i mi pomógł? – warknął zirytowany Piotrek (swoją drogą nigdy nie widziałam go w takim stanie).
- Uważasz, że mój tyłek jest zgrabny? – zapytał Kurek, obracając się tak, by w jakiś sposób go dojrzeć.
- Trzymaj mnie Zuza bo zaraz go strzelę!
- Co za problem? Zrób to – stwierdziłam, po czym podeszłam do Bartka i uderzyłam go w głowę(był schylony, więc sięgnęłam).
- Za co to?!
- Nie gadaj, tylko bierz się do roboty – rzuciłam mu kilka ścierek i sama schyliłam się by pomóc Piotrkowi, który ścierał wodę ręcznikiem.
- Zaraz…Nowakowski, to mój ręcznik!
- Zamknij twarz! Było nie zalewać pokoju, to byś ręcznik miał teraz czysty! I rusz się w końcu!
Kurek, mamrocząc coś jeszcze pod nosem w końcu jednak postanowił nam pomóc. Chwalmy Pana!
                                                                *
Dzielnie ścieraliśmy wodę, osuszając podłogę ścierkami od Heńka. Piotrek w międzyczasie przeniósł się do łazienki, ja zaś zostałam z Bartkiem w pokoju.
- Dziękuję, że nam pomagasz.
- Potraktuj to jako spłatę długu za pomoc z przeproszeniem Pawła.
- Niech będzie – odparł, choć wyczułam w jego głosie brak przekonania. Wolałam jednak nie wnikać. Z resztą mieliśmy teraz zupełnie inne problemy na głowie. Musieliśmy jak najszybciej wszystko powycierać(a wody było naprawdę sporo) , by nie zniszczyć pokoju jeszcze bardziej (bo już było widać, że jeśli się nie pospieszymy to podłoga prawdopodobnie będzie do wymiany) i nie spowodować zniszczeń piętro niżej.
- Możecie mi pomóc? – usłyszeliśmy krzyk Piotrka z łazienki. – Tu jest więcej wody i sam nie dam rady!
- Już idę – odkrzyknęłam, po czym wstałam i ruszyłam w jego kierunku. Oczywiście tuż po wejściu do pomieszczenia się poślizgnęłam ( nie spodziewałam się, że jest tam nadal tak mokro) i wylądowałam w nienaturalnej pozie po drugiej stronie łazienki, zatrzymując się na szafce.
- Matko kochana, Zuzka! Nic ci nie jest? – zapytał Nowakowski, który w sekundę znalazł się przy mnie, pomagając mi wstać.
- Chyba nie – odparłam. – Jestem tylko mokra.
- I prócz tego nic?
- Zapewne będę miała parę siniaków. I trochę boli mnie ręka, ale mam nadzieję, że zaraz przestanie.
- Też mam taką nadzieję. Nie chciałbym byś się przeze mnie połamała.
- Będzie dobrze – mrugnęłam do niego. – Dasz mi coś do przebrania czy mam iść do siebie?
- Możesz poprosić Bartka? Ja bym dalej wycierał, sama rozumiesz.
- Jasne, nie ma sprawy – wyszłam z łazienki, zwracając na siebie tym samym uwagę przyjmującego.
- Co się stało?
- Nic takiego. Dasz mi coś na przebranie?
- Już czegoś szukam – odparł i podszedł do szafy. Pogrzebał w niej chwilę i podał mi koszulkę z wizerunkiem pandy.
- Ale świetna! Skąd taką masz?
- Dostałem kiedyś od kumpla na urodziny.
- Naprawdę fajna – uśmiechnęłam się, co Bartek odwzajemnił.
Postanowiłam się w końcu przebrać, bo zaczynało mi być zimno. Nie wiedziałam jednak jak to zrobić, bo w obu pomieszczeniach znajdowali się faceci. A znowu iść do swojego pokoju mi się nie chciało(nieważne, że był naprzeciwko).
- Mógłbyś się odwrócić? – zapytałam Kurka.
- Ach, tak. Nie ma sprawy – odparł i wykonał moją prośbę.
Starałam się przebrać jak najszybciej, ale boląca ręka mi to uniemożliwiała. Czułam, że sama sobie nie poradzę, ale przecież nie mogłam poprosić o pomoc Bartka! Uznałam jednak, że w ośrodku pełnym facetów nie znajdę nikogo, kto by się nadawał, a Kurek chociaż był pod ręką.
- Bartek? – zapytałam niepewnie.
- Tak?
- Mógłbyś mi pomóc?
- Ale w czym? – zaciekawił się i odwrócił w moją stronę. Kiedy zauważył, że praktycznie stoję bez bluzki( bo pozostało mi wyjąć rękę z rękawa i przełożyć głowę) odruchowo zakrył twarz rękoma.
- No właśnie…sama się nie przebiorę, bo za bardzo boli mnie ręka.
- I ja mam ci w tym pomóc?!
- Gdybyś mógł.
- No dobrze – odparł niepewnie, podchodząc do mnie. Wzrok wbił w podłogę i nawet przez chwilę na mnie nie spojrzał, chwała mu za to. Kiedy stanął koło mnie ponownie zamknął oczy i przystąpił do działania. I nie wiem jak to zrobił, ale pomógł mi, chociaż oczu nie otworzył nawet na sekundę. Zrobił to dopiero gdy dałam mu znak, że jestem ubrana.
- Dziękuję – odparłam lekko skrępowana. – I doceniam, że zrobiłeś wszystko żeby nie patrzeć.
- Nie ma sprawy. Wracamy do pracy? – zapytał, chcąc najprawdopodobniej puścić w niepamięć sytuację sprzed chwili.
- Lepiej tak – odparłam, po czym ponownie zabraliśmy się do wycierania.
                                                          *
Czas płynął, a wody na szczęście było coraz mniej. Nie miałam już siły, dlatego cieszyłam się, że nasza praca zbliża się ku końcowi, tym bardziej, że robiło się coraz później. Tak naprawdę marzyłam już tylko o tym, by położyć się spać, oczywiście wcześniej jeszcze biorąc prysznic, by rozluźnić obolałe mięśnie(mimo, że po dzisiejszym dniu miałam wody powyżej uszu).
- Nie dam rady dłużej – stwierdziłam, gdy moja ręka zaczęła pulsować tępym bólem.
- W takim razie odpuść – odparł Piotrek, podnosząc się z kolan( Piotrek, bo po całej sytuacji z Kurkiem uciekłam do łazienki pod pretekstem pomocy).
- Jesteś pewien? W końcu obiecałam, że wam pomogę.
- Pomogłaś już wystarczająco. No już, zmykaj – uśmiechnął się.
- Dzięki Piotruś – odparłam, po czym wyszłam z łazienki.
- Idziesz już? – zapytał Kurek, gdy go mijałam.
- Tak, za bardzo boli mnie ręka. Przepraszam.
- No coś ty! Nie masz za co. To my powinniśmy cię po rękach całować za to, że poświęciłaś swój wolny czas i nam pomogłaś.
- To nic wielkiego – odparłam. – Uciekam. – dodałam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z pokoju 203 by w spokoju udać się do swojego.
                                                                  *
Rozczesywałam właśnie włosy po prysznicu(na szczęście gorąca woda sprawiła, że ból ręki znacząco mi przeszedł), kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę – krzyknęłam, a do pokoju wszedł Piotrek, a zaraz za nim Bartek. – Co tam chłopaki?
- Zuza, mamy problem.
- Jaki znowu?
- Tak jakby…nie mamy gdzie spać. Przygarniesz nas? – zapytał Piter.
- No dobrze. Ale mam tylko jedno wolne łóżko, będziecie musieli spać razem.
- Nie ma mowy – stwierdził Kurek. – Nie będę z nim spał!
- Możesz na podłodze – odparłam złośliwie.
- Zagrajmy w kamień, papier i nożyce. Wygrany śpi na łóżku.
- Niech będzie – powiedział Piotrek i siatkarze stanęli do walki.
- Oszukujesz! – rzucił po chwili Bartek. Bo przegrał. Jak zwykle.
- Chciałbyś. Miłego spania na podłodze – odparł Nowakowski i położył się na łóżku. Musiał być naprawdę zmęczony, bo już po chwili usłyszeliśmy miarowe pochrapywanie(na szczęście ciche, bo gdyby robił to głośno, to bym go wyrzuciła).
- Dam ci chociaż śpiwór i koc, co?
- Daj. I dziękuję.
- Za co znów?
- Za to, że nas przyjęłaś do siebie.
- To nic. Chodźmy lepiej spać, bo już jest późno – stwierdziłam, układając się na łóżku. – Dobranoc.
- Dobranoc Zuza.
                                                           *
Próbowałam zasnąć, ale ciągle słyszałam jak Kurek się kręci(aż dziwne, że Piotrek się nie obudził. Widocznie miał mocny sen. Albo był przyzwyczajony, w końcu lata mieszkania z Bartkiem w pokoju na zgrupowaniach zrobiły swoje).
- Długo jeszcze będziesz się wiercił? – rzuciłam w przestrzeń.
- Nie śpisz?
- Jakoś nie. Jak myślisz, dlaczego?
- Wybacz. Po prostu mi niewygodnie i nie mogę znaleźć dobrej pozycji do snu.
- Zbyt twardo, co? – rzuciłam zgryźliwie.
- Żebyś wiedziała!
Nie wiem kompletnie co mną kierowało(pewnie miałam jakieś zaćmienie umysłowe ze względu na zmęczenie, tak to sobie tłumaczę), ale zaproponowałam Bartkowi, by położył się obok mnie na łóżku.
- Mówisz serio? – zapytał zaskoczony.
- No tak. Chodź tutaj lepiej, bo się rozmyślę.
- Idę, idę – stwierdził Bartek i usłyszałam jak się podnosi.
- Tylko się nie rozpychaj! – rzuciłam, gdy stanął koło łóżka.
- Postaram się – odparł i położył si obok mnie. Ja sama zaś przesunęłam się na drugą stronę łóżka, by zrobić mu więcej miejsca.
                                                          *
- Weź tę rękę! – warknęłam, gdy po raz kolejny ledwo uchroniłam się przed ciosem. – I w ogóle, to miałeś się nie rozpychać!
- Nie rozpycham się!
- Tak?! To widocznie to był przypadek, że przez ciebie prawie spadłam!
- Najwyraźniej!
- Dobra, śpij! – rzuciłam z irytacją, odwracając się do niego plecami.
Nie minęło wiele czasu jak poczułam, że Kurek znowu się pcha. Niestety, tym razem nie zdążyłam zareagować i spadłam z łóżka, robiąc przy tym masę hałasu. Dobrze chociaż, że nie spadłam na tą rękę, która lekko mnie jeszcze pobolewała.
- Nic ci nie jest? – zapytał Bartek, wychylając się z łóżka.
- Milcz jak do mnie mówisz! – krzyknęłam ze złością, otrzepując się a następnie podnosząc.
- Wiesz, że nie chciałem.
- Powiedziałam milcz! – wgramoliłam się ponownie na łóżko. Nie minęła chwila, a znowu bym z niego spadła. – Kurek, do cholery! Zaraz wrócisz na podłogę!
- To się przysuń, nie gryzę!
- A kto cię tam wie! – rzuciłam, ale mimo wszystko się przysunęłam. Ale tylko kawałek. Malutki. Maluteńki.
-Nie możesz bliżej?
- Nie mogę!
- Boże, co za dziewczyna! – Bartek wzniósł oczy ku niebu i westchnął głęboko. A potem, nie pytając oczywiście o zdanie, przyciągnął mnie do siebie, oplatając ramionami.
- Co ty robisz? – warknęłam, próbując się wyrwać.
- Rozwiązuję nasz problem. Śpij w końcu!
Nie miałam siły by się dalej kłócić, więc odpuściłam. I tak przespałam całą noc wtulona w Kurka. I wcale ni było mi z tym źle, ale to był tylko taki szczególik. Nic nieznaczący, zupełnie nic.

                                                              ~.~
To ciekawe, jak jedna osoba może popsuć całą radość ze studiowania.
Czytajcie, komentujcie. Tylko tyle. Albo aż.